/ „^ ^ JAN, KASPROWICZ DZIEŁA TOM u OBRAZY DRAMATYCZNE fi i LWÓW - 1912 NAKŁADEM TOWARZYSTWA WYDAWJ^łCZEGO ^\RSŻAWĄ: B. WENDE I SP. (T. HJŹ 1 A' Tl^fRKUŁ) DZIEŁA POETYCKIE JAN KASPROWICZ DZIEŁA POETYCKIE WYDANIE ZBIOROWE LUDWIKA BERNACKIEGO T. U OBRAZY DRAMATYCZNE LWÓW - 1912 NAKŁADEM TOWARZYSTWA WYDAWNICZEGO WARSZAWA: E. WENDE 1 SP. (T. HIŻ. 1 A. TURKUŁ) Ki 775489- KRAKÓW. DRUK W. L. ANCZYCA 1 SPÓŁKI. OBRAZY DRAMATYCZNE ospuewiez. izieła ii. 1 ŚWIAT SIĘ KOŃCZY! OSOBY DRAMATU: CIERPIK, lat około pięćdziesięciu. MIĘTA, lat pięćdziesiąt kilka. WAŁEK, syn Mięty, lat dwadzieścia kilka. KOŚCIELNY, lat około czterdzieści. WRÓBEL, lat około sześćdziesięciu. WOJTASZEK, lat około trzydziestu. KOMORNIK SĄDOWY w urzędowym uniformie. JAGNA, żona Cierpika, lat około czterdziestu. MAŁGOSIA, córka Cierpika, lat dziewiętnaście. MARYŚKA, lat trzydzieści. KARCZMARKA. KUMOSZKI, CHŁOPI, ROBOTNICY. Rzecz dzieje się w jednej z okolic Wielkopolsk:. Czas: około r. 1880. ODSŁONA PIERWSZA. "Dzień odpustu. Obszerny plac w mieście trzeciorzędnem. Tłum ludzi. W dali kościół. Po stronach placu szynki, sklepy etc. Maryśka i Mięta, wracając od strony kościoła. MARYŚKA. A bodaj-że was... Chcecie niby, żebym była waszą gospodynią... MJCTA. A juści, że chcę... A juści... Ale usiądźma sobie na ławeczce... Siadają przy jednym ze stołów, stojących około szynku. Mięta zwracając się w stronę drzwi: A jest tam kto?... Wychodzi chłopiec. Wódki kwaterkę, abo co!... Chłopiec przynosi wódkę. Do Maryśki- A juści, mówię, a juści... MARYŚKA. A na czem ja będę gospodynią?... Wałek, wasz syn, wiadoma jest rzecz, że się chce żenić; sprowadzi go- spodynię w dom, a ja pójdę z wami na chleb *), na wycug... E! e! Macieju! to nie żaden interes... Po- szukajcie sobie innej, kiedy wam się tak chce koniecznie. ) Dożywocie. 6 t4N KASPROWICZ MICTA. Jakże ja mam poszukać sobie innej, kiedyś ty mnie w oko wpadła, Marychna, a nie żadna inna... Jakem ino cię ujrzał, takem sobie zaraz powiedział: »Stary jestem, ale...« MARYŚKA. Gdzie wy stary, Macieju! gdzie wy stary!... Młody jesteście, macie przed sobą jeszcze ze trzydzieści lat życia!... MICTA. Ze trzydzieści lat życia... Miałbym rychtyk ośmdzie- siąt i sześć, jakbym umierał... O! to za wielka starość, to za wielka starość... Człowiekowi by się sprzy- krzyło... No, ale na zdrowie... MARYŚKA. Co? przy takiej kobiecie jak ja? Na zdrowie. T^iją Nigdy wam się nie sprzykrzy! Rozrucham, rozchucham; wszystko ino wam będzie się uśmiechało... MICTA. E! rezolutna jesteś... daj ci Boże długie lata za to... Bogaty jestem... zapłacili Miemcy dobrze za morgi, pieniądze są, będzie ci dobrze... MARYŚKA. Dobrze, nie dobrze... jakże ma być dobrze, kiedy to wasze bogactwo spadnie na syna... Wałek sprowadzi w dom gospodynię, a ja pójdę na cłileb razem z wami... A kto wie, jaki on będzie? MICTA. No, no! nie troszcz się o to... Nie zły z niego jest cłiłopak. ŚWIAT SIĘ KOŃCZY J 7VIARYŚKA. Jak się nie mam troszczyć, jeżeli macie zamiary na doprawdy... MICTA. Juści, że nie na żarty. MARYŚKA. Anoć, widzicie: jak będzie wam miał odmierzyć ko- rzec żyta, tak powie: » Dziadul na co ci żyto?... A bo to nie masz chleba u mnie?...« Czy to nie dzieje się tak w niejednym domu, choć dzieci niby najlepsze? Czy to ja na takie rzeczy nie patrzała własnemi oczyma?... MICTA. Juści... juści... Toć i mój Wałek niby od niejakiego czasu... A może mnie ino tak się wydaje. MARYŚKA. Gdzie wam się wydaje?... Po prawdzie jest... A jak pożądacie kawałka chleba, tak on wam znowu zamaluje gębę: "Parobek, tak powie, który musi pracować, nie zje tyle, co wy, choć nie robicie nic...« Jak będzie miał zaprządz konie, ażeby stary ojciec mógł też gdzie jechać, abo na jarmark, abo na odpust, i miał swoją paradę, jaka mu się za jego dobytki po prawie i po wszelakiej słuszności należy, tak on powie: ))A czy to, dziadu, nie możesz piechty chodzić?... A może jeszcze z macochą chcecie paradować?... he?...« O Macieju! nie chcę ja takiej dobroci... Poszukajcie sobie innej... Chce niby odchodzić. MIĘTA powstrzymując ją. Nie tak gorąco, duszyczko ,Tnie tak gorąco!... Nie do- czeka sie tego... o JAN KASPROWICZ MARYŚKA. Juści, że nie powinien się tego doczekać; nie powin- niście zapisywać nic... Wszak macie jeszcze ze trzy- dzieści lat życia przed sobą... Wałek jest nnłody... Niech pracuje; teraz mają budować fabryki, niech cho- dzi na fabrykę... Wy pozostaniecie przy wszystkiem, będzie dobrze i wam i mnie... A niech z naszego małżeństwa co wyniknie, syn abo co?... Co wy mu wtedy dacie, jak panem będzie Wałek?... O Macieju! nie pójdę ja za człowieka, co jest na łasce syna, a co memu dziecku... MICTA. A kto o tem mówi?... Gospodarzem jestem i gospo- darzem pozostanę... A ty, Marychna, będziesz gospo- dynią całą gębą... MARYŚKA. Naprawdę, ciekawość wielka, kto zwycięży, czy wy, Macieju, czy Wałek. Zawszeć Wałek ma wiełką pod- porę... MICTA. W kim ma wiełką podporę?... MARYŚKA. Tak gadacie, jakbyście się dopiero narodziłi... W kim ma mieć wielką podporę, kiej nie w Cierpiku, w przy- szłym swym panu-ojcu *). MICTA. Już ja z tym Cierpikiem dam sobie radę... Nie lubiłem go nigdy... Zawsze miałem z nim jakieś termedyje, a teraz jeszcze mam większą ankurkę do niego. Za- zdrosny jest, że Miemcy kupili odemnie morgi... Od- *) Teść. ŚWIAT SIĘ KOŃCZY 9 stręcza mi syna... Wałek ino u niego przesiedzi... Tak coś knują... Pewnikiem przeciwko mnie... MARYŚKA. U niego, jak u niego, ale najwięcej u jego córki Mał- gosi... Powiadają wszędzie, jako jest z nią rozmai- cie... Będziecie mieli synowę, która niby... MICTA. Nie będę miał synowej... Niema o czem gadać... Zre- sztą wstydby mnie było wcłiodzić we familiją takiego człowieka, co jest niby jak bankrut... MARYŚKA. Wtemci jest cała sprawa. Ja myślę, że z Wałkiem nie potrzeba robić wielkich krętów; podciąć nogi Cierpi- kowi, tak ci już wszystko zrobione od razu... Sam Wałek nie będzie przecie taki głupi, żeby miał sobie brać na kark córkę człowieka, który jest bez chudoby. MICTA. Głupi nie głupi... Znam ja go, że o majątki nie stoi... Jak raz postanowi, tak weźmie i w jedynącej koszuli... Ale jakby to ino najlepiej zrobić... MARYŚKA. Co za wielkie cuda!... W tej sprawie najlepszy jest Wróbel; samiście powiadali, że mu Cierpik jest sporo winien. MICTA. Marychna! ciebie ino ozłocić!... Daj nam Boże zdro- wie!... Sam powiadałem, a teraz mi to na myśl nie przyszło... A no, ty mi tak siedzisz w tej mózgownicy i w sercu... Już to wy kobiety zawsze niby trochę lO JAN KASPROWICZ prędsze w każdej medytacyi... Nie co innego, ino trzeba będzie jutro pójść do Borzęcina. MARYŚKA. Po co ptaka szukać w polu, kiedy jest pod pułapem... Wróbla widziałam zdaleka w kościele, jest na odpuście. MICTA. A no, to trzeba wejść pomiędzy ludzi: tu i owdzie do szyneczku, może go i znajdziemy... Cłiodź Marychna... MARYŚKA. Toć niby razem nie pójdziemy: wy w jedną, a ja w drugą stronę; prędzej się znajdzie. Ja tak pójdę ku kościołowi. Pewnie został na litanii; opuszczać nie lubi... MIĘTA. A juści, znowu masz racyą... A spotkamy się tutaj, koło Cwancigera... Zapłacić muszę... T^u drzwiom. He! a jest tam kto? Zapłacić chcę... Wchodzi chłopiec, Mięta płaci, wstając. MARYŚKA. A ino jak będziecie go szukać po szyneczkach, to niech was chętka nie ciągnie za bardzo do szynkfasu... MIĘTA. Nie bój się... A jak pociągnie, to wypiję na twoje zdrowie i na nasze szczęście, Marychna... Chce ją chzoycić wpół. MARYŚKA odpychając. Idźcie! idźcie!... sprawcie się dobrze, to wtenczas... Mięta odchodzi. Maryśka zabierając koszyczek ze stołu. Trzydzieści lat życia! roku, dziadu, nie dożyjesz, a przy dobytkach znajdzie się i dla mnie młody, choć mówią, SWJAT SIĘ KOŃCZY I 1 że i ja niezadługo będę jak spróchniałe drewno... Gi.- nie poza sceną. Z. pośród tłumu ludzi wchodzi na scenę Wróbel, otoczony kilkoma gospodarzami. JEDEN Z GOSPODARZY. A toć przecie bądźcie litościwszy, nie wyganiajcie mnie z temi sierotami z ostatniej chudoby. WRÓBEL. Nie wyganiam, robaszku, nie wyganiam, ino chcę mieć swoje pieniądze, robaszku... A toć wam mówiłem, pa- miętacie, robaszku: ))Ej! ej! nie będziecie mogli od- dać, powiecie, że wam krzywdę robię«. A wy sumi- towaliście się, robaszku: wOddam! Oddam!« A gdzież jest wasze słowo, robaszku?... A gdzież jest wasze sumienie?... Nie ja was krzywdzę, ino wy mnie chce- cie skrzywdzić, robaszku... PIERWSZY Z GOSPODARZY. Nie mam zamiaru was krzywdzić, ino, że jeszcze wam oddać nie mogę, ale oddam wszystko, tylko pocze- kajcie. WRÓBEL. Nie mogę czekać, robaszku, nie mogę czekać. Prze- padnie mi krwawy grosz; supastacya być musi, ro- baszku... Ale dajcie mi spokój... Czasum Panu Bogu nie ukradł, żeby go z wami marnować... Dajcie mi spokój, supastacya być musi, robaszku. JEDEN Z GOSPODARZY. To wasze ostatnie słowo, Wróblu? WRÓBEL. Ostatnie, robaszku. 12 JAN KASPROWICZ PIERWSZY Z GOSPODARZY. A bodajeście zmarnieli, jak pies, za moją krzywdę... Odchodząc. Niech się dzieje wola Boża... WRÓBEL. Widzicie, robaszku! Taką człowiek dostaje nagrodę za swoją dobroć... Ale tak się już zawsze dzieje spra- wiedliwym ludziom. Dzięka-ś ci. Boże i za to, ro- baszku... Więc tobie, robaszku, dwadzieścia i pięć ta- larów. DRUGI Z GOSPODARZY. Juści, dwadzieścia i pięć. WRÓBEL. Dobrze, robaszku, dobrze... A na co ci to potrzeba? Na krowę, mówiłeś, na krowę? Nie prawda?... Do trzeciego z gospodarzy. Wam, robaszku, czterdzieści... Czterdzieści talarów na rok, na cały rok, to, mój ro- baszku, uczyni z niewielkim procencikiem sześćdziesiąt talarów. Zjawia się Maryśka. A! Marysia? co ja to widzę... A^ARYŚKA. Szukam was po mieście. Miałabym do was interes. WRÓBEL. Troszeczkę poczekaj, robaszku; ino z tymi tu skoń- czę... Do jednego z gospodarzy. A więc na cały rok, to uczyni z niewielkim procencikiem sześćdziesiąt ta- larów. A i koni dasz, jak będzie potrzeba; pomożesz zwieźć do stodoły tę odrobinę żyta, co człowiekowi świeci na polu. TRZECI z GOSPODARZY. A bójcie się żywego Boga! sześćdziesiąt za czterdzieści. ŚWIAT SIĘ KOŃCZY I 5 WRÓBEL. Jak wam się podoba, jak wam się podoba; nie nama- wiam... T)o drugiego z gospodarzy. A wy, robaszku, wystawicie rewersik. DRUGI Z GOSPODARZY. A bo ja wiem, jak pisać rewersy?... Nigdym w ży- ciu tego nie robił, a ino teraz, że mnie taka bieda nacisnęła. WRÓBEL. Nauczysz się, nauczysz... Napiszesz tak: Ja, Wojciecłi Biedola, poświadczam, jako pożyczyłem czterdzieści taJarów, wyraźnie czterdzieści talarów, robaszku. DRUGI Z GOSPODARZY. AJe nie żadne czterdzieści, ino dwadzieścia pięć. WRÓBEL. Dwadzieścia pięć niby tak, a czterdzieści tak... Wy- raźnie: czterdzieści — remuneracya w to wcł\odzi — i zobowiązuję się po prawie i po sumieniu oddać tę sumę Jakóbowi Wróblowi — tak napiszesz, robaszku. DRUGI Z GOSPODARZY. Niech już będzie, jak wam się żywnie podoba, byle- bym ino pieniądze zaraz dostał... Potrzebuję jutro ze świtem iść na jarmark, kupić jakie takie krowiątko... Zawszeć bez kapki mleka to jakoś trudno w chałupie. WRÓBEL. Juści, prawda, robaszku, bez mleka niedobrze jest w chałupie... A jak będzie dojna, tak przyniesiesz i osełczynę masła; na moje krowy padło jakieś nie- szczęście... A teraz wystawisz rewersik, bo na mnie będzie niedługo czas na nieszpory. Dzisiaj jest nieszpór 14 JAN KASPROWICZ Z wystawieniem, a że jestem w bractwie, tak muszę być, robaszku, do świecy; potrzebny jestem do świecy. TRZECI Z GOSPODARZY. Słuchajcie, Wróbel, a z moimi czterdziestoma?... WRÓBEL. Z sześćdziesięcioma, robaszku, nie inaczej, remunera- cya w to wchodzi... Sześćdziesiąt, robaszku, duży grosz! trzeba zaciągnąć na hipotekę... Jak suma przechodzi półsetkę, tak mam we zwyczaju na hipotekę... Ale te- raz już za późno... Jutro, jutro... T)o drugiego z go spodarzy. A ty idź do szyneczku, wystaw rewersik, każ dać kwaterczynę »ućciwej« *), kiej chcesz; ja tu jeszcze pozostanę z Maryśką, interes ma... Gospoda- rze odchodzą. Więc, Marysia, robaszku, interes masz do mnie? Słyszę, niedługo gospodynią będziesz? MARYŚKA. Żeli będę, to ino przez was, nie przez kogo innego. WRÓBEL. No, no, robaszku, przezemnie, przezemnie? O! o! ni- kogoć ja jeszcze nie wyswatał, a zdałoby się! Zdałoby się przyczynić się też czemś do boskiej chwały... Bo juści jest zawsze lepiej ślubować, niżeli tak ni w pięć ni w dziewięć tumanić się po świecie. MARYŚKA. Pijecie do mnie?... Ej! Wróblu, Wróblu! widać dobry zrobiliście interes, kiedy wam tak żartobliwie na duszy. WRÓBEL. Dobry, nie dobry, robaszku. Z jednej strony dobry, a z drugiej strony zły... *) Dobrej wódki. ŚWIAT SIĘ KOŃCZY 15 MARYŚKA. 1 jabym miała do was interesik... Zarobilibyście; mo- glibyście kupić do kościoła jaki obraz święty, abo co... WRÓBEL. Juści, że dobrzeby to było, robaszku... Cł\cesz na nie- duży procencik odemnie?... O robaszku... robaszku. U mnie tak na wiatr, to nie można nic... MARYŚKA. ja też nie chcę tak na żaden wiatr, ino tak na du- belt... Ale mnie pieniędzy nie potrzeba... Będę go- spodynią, żeli wy mnie dopomożecie. A wtenczas opłacę wam się sowicie. WRÓBEL.; Co nie mam dopomódz... Ale za kwitem... 7VL\RYŚKA. Jak wam powiem, to obejdzie się i bez kwitu... Słyszę, że Cierpik wisi u was... WRÓBEL. juści, że wisi... Chciałbym już raz, żeby się urwał, bo mi jest ciężko, tak go dźwigać za sobą... Duży grosz, robaszku, ciężki grosz, tak mi jest jak kamień... T^ad- chodzi Mięta. A! a! jak się macie. Mięta; jak się ma- cie, robaszku... Zarobiliście ładny grosz; warto, ro- baszku, roztasować się na swojem; warto sobie wygo- dzie, wprowadzić w dom gospodynię... MICTA. Szukałem was tu i owdzie po szyneczkach. MARYŚKA. 1 takeście sobie zaraz tu i owdzie kieliszeczek golnęli. I 6 JAN KASPROWICZ MIĘTA. Cicho! moja duszko, cicho! A bo to nie mam na to?... MARYŚKA. Juści, że macie; ino że Wróbel się wej! skarży, że Cierpik u niego wisi i że mu jest ciężko z tern. MIĘTA. Będzie wam ciężej, kumoterku! będzie wam ciężej... Cierpik nawet podatku nie ma za co płacić... ChcielF go już fantować... WRÓBEL. Chcieli go fantować!... To przepadnie i mój krwawy grosz! MIĘTA. Przepadnie, kumoterku, przepadnie! »Cukierniki*)« przy- śli, nie kupili od niego nic, a ino odemnie. Dokupię sobie ślaczek tu, dokupię sobie ślaczek tam! zaokrąglę grunt, a grosz wasz przepadnie. WRÓBEL. E! e! robaszku! Podam na supaslę coprędzej. Uratuje się jeszcze cokolwiek, uratuje. MIĘTA. Jak się pospieszycie, to i uratujecie. WRÓBEL. Zaraz jutro, robaszku, albo jeszcze dziś, choć niby jest wielkie święto... MIĘTA. Wielkie święto, nie wielkie święto, ale zawsze swo- jego trzeba strzedz!... *) Cukiernia = cukrownia. ŚWIAT SIĘ KOŃCZY 17 >X^RÓBEL. Prawda, robaszku, prawda. Jest takie przysłowie: Cu- dzego nie pragnij, swego we psią nie daj — choćby nawet w święto. MICTA. Dobrze na tern wyjdziecie; zagarniecie rolę Cierpi- kową; Miemcy teraz kupują grunta na wszystkie strony, odkupią, żeli nie dziś, to jutro, zarobicie ładny grosz, abo może i ja sam nabędę... WRÓBEL. Nie ma co gadać, robaszku; nie ma co gadać; pójdę zaraz do »folcyera« *) i zrobię, robaszku, jak potrzeba. Z Panem Jezusiczkiem. Odchodzi. MIĘTA. Niech wam tam Pan Bóg dopomoże we wszystkiem. 7VlARYŚKA. Z Panem Jezusem! A niech wam się tam poszczęści. MJĘTA. Tak! widzisz, Marychno!... O psie, Cierpiku! Buntu- jesz syna przeciwko mnie, aby się sprzeciwiał mojemu ożenkowi... Zazdrościsz mi grosza!... Pójdziesz na żebry, co ci się już dawno należało. Chcesz się wkrę- cić w moją familią przez swoją poćciwą córkę... A! poćciwa jak ty!... Chodź, Marychna! wypijemy sobie jednego na to nasze szczęście. Odchodzą. ZASŁONA SPADA. ) Komornik sądowy. MSPROWICZ. OlMlt II. ODSŁONA DRUGA \arczma na wsi. Przestronna izba, zaopatrzona w stoły, stołki etc. Za szynk/asem k<^rczmarka, zajęta sprzedażą, po- rządkowaniem etc. "Ludzie wchodzą po sprawunki i wycho- dzą etc. Cierpik, JCościelny przy jednym ze stołów, pijąc wódkę. JCar- czmarka za szynkfasem. KOŚCIELNY. Świat się kończy. CIERPIK. A bo co? KOŚCIELNY. Jakto? ] wy się jeszcze pytacie tak niby z głupia frant: »a bo co?« Czy to nie wiecie? CIERPIK. Wam-ci jest zawsze lepiej wiedzieć, aniżeli mnie; zawsze jesteście niby człowiek nauczały, blizko kościoła, księdza... KOŚCIELNY. Ha ha ha ha!... Co to znaczy blizko kościoła? Nie kpilibyście sobie z człowieka... Prawda, uwiesiłem się ŚWIAT SIĘ KOŃCZY 19 niby tak z biedy u wrót kościelnych, ale czy wam się zdaje, że mnie dziady odpustowe filozofii uczyły?... Jeżeli wiem to i owo, to wcale nie dlatego, że jestem blizko kościoła... Wiem to ino już z natury... CIERPI K. 1 ja niby mam równie jak i wy naturę, a jednak nie wiem nic. KOŚCIELNY. Aledyk z was; lubicie tak wszystko ino tłumić w so- bie; nie chcecie się wyspowiadać z niczego!... CIERPIK. A z czego miałbym się spowiadać?... KOŚCIELNY. Nie udawajcie... Do k<^rczmarki. Hejże, kumoszko! tak jeszcze z kwaterczynę, ale tego jędrnego... CIERPIK. Fi! fi! jakoś sadzicie się dzisiaj... Widno, że z one- gdajszej mszy za urodzaj i wam coś skapło. KOŚCIELNY. Gdzież tam!... Świat się kończy... Od czasu jak te oberwipołcie brandebury przywlekły się do nas, to i nasi zmądrzeli... Powiadają jedno: Czy msza będzie dobrze zapłacona czy nie, to się nic nie zmieni: jak ma być urodzaj to będzie, a jak nie, to nie!... CIERPIK. Ha! KOŚCIELNY. Z wami się dogadać nie można. 20 JAN KASPROWICZ CIERPI K. A co ja będę gadał, kiedy nic nie wiem? Powiem wam ino to: Ludzie zmądrzeli, bo juści nie mogą być zawsze głupimi. KOŚCIELNY. Co to? i z was już jakiś lieretyk! Pewnie i wy tak samo byścJe sobie postąpili, jak ten Zalesik, który nie- zadługo popadnie w klątwę kościelną. CIERPI K. A cóż on takiego zrobił? KOŚCIELNY. Posłuchajcie: Wchodzą do niego z tacką i pochwali- wszy Pana Boga — ))jako przyślim też do was, powie- dzą, ze składką na mszę za urodzaj «. »A mnie co do urodzaju, powiada niby ten bezbożnik; mnie, powiada, urodzaj ani ziębi ani parzy... Zrobiłem, powiada, interes z Miemcami; jako chcą, powiada, fabrykę budować na moim gruncie. Pszenicy siać nie będę ani jęczmie- nia, więc też, powiada, nie potrzebuję wam dawać na mszę...« CIERPIK. A no, a no... KOŚCIELNY. Daj nam. Boże, zdrowie, a grzesznym ludziom upa- miętanie... CIERPIK. Daj nam. Boże, zdrowie. KOŚCIELNY. A grzesznym ludziom upamiętanie... ŚWIAT SIĘ KOŃCZY 2 1 CIERPIK. Czy to niby przytyk do mnie?... KOŚCIELNY. Nie! to ino tak się mówi dawnym obyczajem; chociaż głoszą po wsi, że i wam niezadługo też nie będzie cłiodziło o urodzaj... CIERPIK. A to gwoli czego?... KOŚCIELNY. Znowu udajecie, jakbyście niby mieli przed sobą ja- kiegoś nieletniaka. Wiadomo przecie, że i na was spa- dnie łaska miemiecka. CIERPIK. U mnie-ci jeszcze żaden »rozpór« *) nie był, nie po- trzebuję miemieckiej łaski... Zresztą moja scł\eda wcale nie przytyka do owego gruntu, na którym mają sta- nąć fabryczne budynki. KOŚCIELNY. Prawda! prawda! macie "racyą, clioć z drugiej strony nie macie racy i... CIERPIK. Jakto? KOŚCIELNY. Przecie zachodził już brandebura do Mięty i kontrakt już gotowy: kupuje od niego kawał ziemi i płaci dzie- sięć razy tyle, ile przedtem był warcien... Ładny grosz, no, i pozostanie we familii. *) Surdutowy pan. 22 JAN KASPROWICZ CIERPIK. Bzdurzycie, jakbyście nie wiedzieli o tern, że Mięta nie żadna familia... Mięta oszalał, i co wy tak bez zachłyśnięcia stawiacie mnie jakoś na równi z czło- wiekiem, który ani Bogu ani ludziom na pociecłię nie jest? To nie żadna familia... KOŚCIELNY. Że oszalał, to prawda... prawda... Ale cóż w tern dziwnego?... Świat się kończy... Dawniej to Mięta od świtu do późnej nocy harował, jak bydlę w jarz- mie, a teraz powiada, niby jaki zaganiacz: » wypcha- łem cielaka *) talarami, tak też, powiada, nie zawadzi trochę użyć...« CIERPIK. Oj! używa, używa!... KOŚCIELNY. Niech używa! Nie zawiśćcie mu tego; dla was zawsze jeszcze zostanie tłusty połeć... CIERPIK. Dalibyście sobie już raz spokój... Otrębina! postawcie nam jeszcze z półkwaterek, niech sobie ten gaduła za- leje gębę. KARCZMARKA. Oho! coś się święci, Cierpiku, kiedy i wy natrząsacie trzosiku! < CIERPIK. Gadacie do wiersza, a ja wam mówię: nic się nie święci, ino niech ten gaduła zaleje sobie gębę... KOŚCIELNY. Co wam, karczmarko, mieszać się w nie swoje rzeczy... nalejcie likierku i kwita. A wy, kumotrze, słuchajcie *) Torba skórzana ŚWIAT SIĘ KOŃCZY 23 tyle. Zaleję czy nie zaleję, zawsze będę wiedział to, co wiem; a wiem to, że syn Mięty ma się ku waszej córce i że takiem prawem wszystko pozostanie we familii. CIERPIK. Jak jeszcze raz wspomnicie o tem, tak sobie pójdę. KOŚCIELNY. Nie bądźcie zaraz taki pyszny, bo i ja shonornieję, a co prawda, to prawda! CIERPIK. Niech taką prawdę wcierniasty!... Nibyście człowiek mądry, a nie potraficie sobie ułożyć w swojej mózgo- wnicy, że z tej mąki chleba być nie może... Stary Mięta oszalał... Żeni się... Zaleca się jak ostatni roz- pustnik do tego tłuka, co go wiatr przygnał do nas. Bóg wie jedyny skąd i po co? Gruntu Wałkowi nie da. Stary oszalał i nie ma tego dnia, aby nie bluźnił przeciw Najwyższemu i przeciwko ludziom... Cieka- wość, dlaczego nie ma go dzisiaj w karczmie... Pra- wda! jest na odpuście w mieście... Ale powiadam wam, że ino go słychnąć tutaj... Patrzcie! patrzcie! o wilku mowa, a wilk włazi do obejścia... Pijaniuteńki i do tego z muzyką... 7,a sceną słychać gwar i mu- zykę. Ludzie, wracający z odpustu, wypełniają l^arczmę. Mięta wchodzi, mocno podchmielony, na czele grajków i tłumu. AUCTA wchodząc do k<^rczmy. Hej-że! wy muzykanty, hej! wy darmozjady! Rozta- sujta się, jak możeta... Ty niby, z piekła Bartek, usiądź tu naprzeciwko pani oberżyściny, a ty, basisto, przy- cupnij, gdzie ci się ino żywnie podoba. Bez jednego dziury w niebie nie będzie; abo ty smyczyskiem wy- wijasz, abo nie, to wszystko jedno, kij abo drewno!... 24 JAN KASPROWICZ Pani kumolu! P^ni Otrębina! na mój rachunek postaw- cie tym kudłatym psom choćby półkwarcie! niel szczerą kwartę, abo cały stuf. Co się nie mamy ucieszyć!... Ale też, kumolu, szeroka jesteście w piersiach, jak kłoda, a w biodrach to ino wam pogwizdać. KARCZMARKA. Fe! stary grzeszniku! widać, że was złe do cna opę- tało... MIĘTA. Opętało, nie opętało... tak wam się widzi, mnie się widzi inaczej, mnie się widzi tak: opiewa, przytupując. A ino do tej, Jasiu, do tej, Co ma na palcu pierścień złoty; Mać ona też i korale, Ale zęby jak szynale!... ) Ba! moja-ci nie ma żadnych korali, ale jej sprawię korale, duże jak gołębie jaja, a czerwone jak wej! ta krew!... Wskazując na twarz zranioną. Zadrasnąłem się trochę w gębę... KARCZMARKA. Jak bela takeście się spili... To niby tak z odpustu?... Pewnikiem leżeliście gdzie w rynsztoku, abo też we- szliście komu w drogę i ten wam pozostawił taki znaczek. MIĘTA. A co wy to myślicie ? Czy to ze mnie jaki zawa- dyaka? czy co? Czy to jestem świnia, która chodzi w cudzy groch?... To mnie napastowali; chcieli mi odbić moją wej! Marysię!... A pokaż się ino dzie- wucho! Nie wstydź się! jeszcze ci wianek z głowy nie spadł... Ale ci spadnie! spadnie niedługo! A bo ) Gwoździe do pobijania szyn. ŚWIAT SIĘ KOŃCZY 25 to mitręgę będziesz miała za męża?... Mam jeszcze ze trzydzieści lat życia przed sobą... Pokaż się ino w całej okazałości... Wyciąga ją z tłumu. Maryśka udaje wstydliwą. MARYŚKA do karczmarki. Jak się macie, pani Otrębina... KARCZMARKA. Bóg zapłać! Bóg zapłać... Słyszę, rzucacie święte pa- nieństwo... 7V\ARYŚKA. Taka juści wola Boża... Dosyć mną napopychali po świecie; czas też wypocząć... KARCZMARKA. Pewnie, że czas... Z trzydziestkę już liczycie... MARYŚKA do Mięty. Po co mnie wyciągacie, jakby na jakie widowisko! MICTA. Na jakie widowisko? A bo to ci czego braknie? Patrz- cie, kumolu, patrzcie, Otrębina! Niczego jej nie bra- knie! Nie ma żadnego feloru; niby trochę piegowata, ale co to szkodzi... "Bierze Maryśkę i chcąc tańczyć, śpiewa: Nie uważaj, Jasiu, na to, Że ja jestem piegowatą, Ino zimą, ino zimą, To i wszystkie piegi zginą... Maryśk<^ fnu się wyrywa i ginie w tłumie. Co? ser- duszko? wstydzisz się?... Do muzykantów. A czemu wy nie gracie?... Czy to darmo będę wam lał dar boży w te wasze gardziele ? 20 JAN KASPROWICZ KOŚCIELNY, kf'ón. dotychczas na pół osłonięty natłokiem, siedział z Cierpikiem, przypatrując się scenie. Świat się kończy. MICTA dosłyszawszy. A! to wy, panie kościelny! Niech się i kończy... By- leby się tylko nie skończyło szczęście z moją Marysią. KOŚCIELNY. Ty zbereźniku!... poganie jakiś!... Lepiej, byś zapłacił zawczasu dziadom, coby ci grób wykopali... MIĘTA. Kto? »ty?...« Czy ja to z wami wieprze pasał?... Co wam do mojej śmierci?... Z miemieckich pienię- dzy nic na was nie spadnie. Że się merdacie koło kruchty, to już myślicie, że wam się wolno natrząsać z każdego człowieka?... hę?... KOŚCIELNY do Cierpika. Mieliście racyą, ten dziadyga się wściekł; bisurman, który nie wierzy w Pana Boga. A^ĘTA do Cierpika. Kumotrze! kumoterku! Połamały się wam szprychy u koła, rozlazła się wam rozwórka, ale ja wam napra- wiać nie będę. Słychać, że mają was podać na supa- stę, a waszą córkę widzieli ludzie, jak chodziła za za- płocie z moim Wałkiem. Ale nic z tego nie będzie. Jeżeli psia wiara chłopak potrafił się pokręcić, to hańba waszej Małgosi, nie moja... CIERPIK. Cooo?... MICTA. A dyć; to hańba waszej Małgosi, a nie mojego Walka... Wałek zięciem waszym nie będzie... SWlAT SIĘ KOŃCZY 27 CIERPIK. Nie chcę ja mieć zięciem syna takiego ojca, coby mi zaplugawił całą chaiupę... MICTA. Ej! ej! nie brdysajcie tak, kumoterku, jakbyście mieli za wiele owsa. 'Wiadomo przecie, że jesteście niby ten koń przy pustem korycie... Żebym tak chciał, to- byście spokornieli, że was ino do rany przyłożyć... Ale nie tędy wiatr wieje... Nie dla psa kiełbasa... Nie dla Cierpikowej córki syn Macieja Mięty, któ- remu brandebury zapłacili za morgę po pięćset tala- rów!... Dokupię ślaczek tu, dokupię ślaczek tam i zao- krąglę grunt, a wy co?... Pójdziecie na żebry; zdech- niecie gdzie na cudzym gnoju. CIERPIK. Cicho! bo wam stulę ten pysk, aż się wam w oczach zaświeci... Patrzcie... Podnosi się. KOŚCIELNY wstrzymując go. Dajcie spokój; co będziecie się walać takiem plu- gactwem. Złego lepiej nie tykać, prędzej się uspokoi. MICTA. Macie, panie od kruchty, taką słuszność, jak ten Piłat, co to powiedział żydom, że Pan Jezus a Barabasz to jedno... Jakby kto nie znał Barabasza z Orpikowa i nie wiedział, że jest ostatni powsinoga i że tak mu do Pana Jezusa, jak, nie przymierzając... Nauczały je- steście, czy tak nie stoi w piśmie?... KOŚCIELNY. Bluźnierco! MIĘTA. El wasze słowa to rychtusinek tyle znaczą u mnie, jak ten wiatr, co wieje na Cierpikowych szczerkach. 28 JAN KASPROWICZ abo jak Cierpikowa Małgosia razem z jego jałówką, z jego krową, coby ją można miechem zabić, razem z jego szkapskiem i z całą het! peknerką! *) Ale co ja się będę cektował z jakimiś tam chudopachołkami, ja, któremu brandebury oddają honor: Herr gospodarz! Herr gospodarz! Zwracając się do tłumu, k^óry potwo- rzył grupy, pijąc, rozprawiając etc. A gdzieś mi się ty, dziewulo, Gdzieś mi się podziała ? Tup! tup! tup!... Czemu ci się oczki tulą, Czemu tak drżysz cała? Tup! tup! tup!... Zeszła się cała kupa narodu! Czemu sobie nie wywi- nięta? Muzyka zapłacona i wódki dam, że się wam po brodzie poleje... Pijta i tańczta na moje szczęście, jako dałem dzisiaj na zapowiedzi!... Pani Otrębina! Kumolu! "Wytoczcie ino z beczki, ile wam się podoba... Czego tak się ociągacie, czy to nie ma u mnie mie- mieckich groszy? KARCZMARKA. Nie chcę, żeby na mnie spadła kara boża... Zaleliście swoje sumienie, i innym chcecie je zalać... Taki zysk to jest dla ućciwego człowieka jak jęczmienne plewy; oczy wyżre... MICTA. E! nie bójcie się, nie wyżre wam oczu; a wyżre, to wyżre, zawsze jeszcze znajdziecie swojego koło sie- bie... opiewa: 1 ja znajdę cię, Marychno, Zawsze koło siebie — Wchodzi Wałek. "^"P' ""P' '""'- A ty co robisz tutaj, nicponiu? .) Chudoba. ŚWIAT SJĘ KOŃCZY 29 WAŁEK nie zwracając uwagi na ojca, podchodzi do Cier- pika i całuje go w rękę. Jak się macie, panie-ojcze *). Byłem u was w chałupie, ale pani-matka **) powiedziała, żeście wyszli z Idzikie- wiczem wna jednego"...***) Tak i przywlokłem się za wami. MIĘTA. Jakto ? Obcych całujesz w rękę, a własnego rodzica masz za nic?... T)o Cierpika. Kumoterku! kumoterku! psujecie mi syna, a ja wam powtarzam, że nic z tego nie będzie... Do domu, Wałek! WAŁEK. Dopierom przyszedł... T>o Cierpika. Ponoć z Zalesi- kjem zrobili już układ, a mówią, że mają wielką chęć i na grunt Pietrzaka... Już to się wszyscy tera/ po- bogacą... CIERPIK. Ha! KOŚCIELNY. Że się pobogacą, to juści niby jest pewno, jak słońce na niebie, ale że w tem wszystkiem nie będzie błogo- sławieństwa bożego, to równie jest pewno, abo jeszcze pewniej. Ludzie dostaną pomieszania z takich dostat- ków i wszystko wypsieje. AUĘTA przysiadłszy się. E!... KOŚCIELNY. Do was nie gadam. MICTA. Wielki mi honor! ^) Teść. **) Teściowa. ***) Kieliszek wódki. 30 JAN KASPROWICZ KOŚCIELNY do Walka, nie zwracajcie uwagi na Miętę. Na ten przykład, ten sam Zalesik — odrazu wyrzucił Pana Boga ze serca, nawet na mszę za urodzaj dać nie chciał. MICTA. Po co miał dawać... Onemu już urodzaj na nic... Do Walka. A ty, Wałek, do domu! Idź oprzątnąć konie! WAŁEK. Mówię wam, żem dopiero przyszedł... Byłoby lepiej, żebyście wy poszli i nie robili takiej wzgardy... Wstyd mnie za was... MICTA. Ha ha! Bodaj już własnemu ojcu chcesz dawać prze- pisy, choć jeszcze nie na żadnym chlebie. Coby to się stało, jakbyś tak zagarnął wszystko i był panem w chałupie!... Zamknąłbyś dziada w chlewkul Ale nie twoje doczekanie... WAŁEK. Żeby tak nieboszczka matka wstała z grobu! MICTA. Oklepali ją łopatą na wszystkie strony, teraz ci inna będzie matką. Do tłumu zwrócony. Chodź ino. Ma- ry chna, niech ci mój syn odda honor! Maryśka odłą- cza się od Jednej z grup. MARYŚKA podchodząc do Walka i podając mu rękę. Witam cię, Wałek, witam, jako twoja przyszła matka. WAŁEK. Przywlekliście się ze świata robić różnice między sy- nem a między ojcem i jeszcze nie wstydzicie się pa- trzeć mi w oczy? ŚWIAT SIĘ KOŃCZY 31 MIĘTA. Nie podasz ręki matce? MARYŚKA. Ha! widno, że wielką ma pychę w sercu... Mówiliście, że jest nie najgorszy, a on zły jest. MICTA. Tak! zły jest... Jeszcze raz ci powiadam: Oddaj ho- nor matce. WAŁEK. Wolałbym, nieprzymierzając, być hyclem i psy łapać po drodze, niżeli takiemu ścierwu... MARYŚKA odwracając się. O! Wałek! Wałek!... zobaczymy,.. MIĘTA uderzając go w twarz. Masz!... WAŁEK zamierza się. Gdybyście nie byli ojcem, to... KOŚCIELNY chwyta go za rękę. Nie zapominaj ty przynajmniej, że ci Pan Bóg dał rozum... 1 to jeszcze o kogo? O takiego obleciświata. MIĘTA. Jego rozum! Ale go nabędziesz, synu, jak pójdziesz na tagielkę*) do fabryki... Myckę z czerwonym obręb- kiem ci dam na głowę — fajnie będziesz wyglądał; na plecy sprawię ci okrycie, że ci nawet nie okryje twojego ))Boże zmiłuj się«. Tobołek w rękę i szpadel i tak podyrdasz dyr! dyr! dyr! pomiędzy brandebury ha! ha! ha! *) Dzienny rarobek. 32 JAN KASPROWICZ WAŁEK. Nie doczekacie się tego. MICTA. A bo co? Myślisz może, że jeżeli mam gospodarstwo, to mam je dla syna?... hę? Mam ci je dla syna — słuchajcie, kumotry, ale nie dla tego. W szczerem zlocie wykąpię syneczka, co przyjdzie w sam czas, abo i prędzej. Kto tam wie tak na włos, kiedy żyto dostanie kolanka... Pokrzyżuję wszystkie wasze szyki... CIERPIK do siebie. Ha! niech się dzieje wola Boża. A^CTA dosłyszawszy. Juści, że bez woli Pana Boga nic się dziać nie może... Bez woli Pana Boga nie byliby Miemcy zajrzeli do mnie; bez woli Pana Boga nie byłoby we mnie chęci do żeniaczki, bez woli Pana Boga nie byłbym też zna- lazł mojej Marysi... Ale gdzie ona?... JEDEN Z TŁUMU. Rozgniewała się i poszła... Ale nie trwóżcie się o to; taki obleciświat to niema wstydu w oczach, wróci w sam czas... MICTA. O!... o!... wróci... Bo jakżeby nie miała wrócić?... Coby się stało z żeniaczką?... Do Walka. Bo musisz wiedzieć, synu, że żeniaczka będzie pewnikiem... Na przyszłą niedzielę pierwszy raz spadnę z ambony, a potem drugi i trzeci, a potem... Hi hi! smarkaty jesteś! nie powinieneś wiedzieć, co potem... WAŁEK. Stary jesteście, a brniecie w grzechu. ŚWIAT SIĘ KOŃCZY 33 MICTA. Ha! ha! Stary ale jary!... Nie mam siwych włosów, a żeli mam, to ze zgryzoty... Poco ty łazisz, jak zmo- kły finek, za serdakiem córki tego tu peknera *), któ- remu jutro ostatnią pierzynę za długi sprzedadzą? ^C^^i- dna jest rzecz, że nad jego domem niema łaski bożej, bo, inaczej, to jego grunt leżałby na tern miejscu, gdzie brandebury chcą budować fabryki... Zakupiliby, pod- reperowałby się, a tak, to go bierze oskoma na cu- dze... A ta jego Małgosia!... Fe! fe!... ponoć cho- dziła z tobą za stodołę?... WAŁEK zrywając się. Ojcze!... CIERPIK rzucając się na Miętę. Nie mogę już wytrzymać... A ty psi gatunku!... KOŚCIELNY. Cierpiku! na rany boskie!... Dajcie spokój. Widzicie, że to złe tak przemawia z niego, a ze złem nie da sobie grzeszny człowiek rady. WAŁEK do Cierpika. Panie-ojcze! idźcie do domu! nie mocujcie się z pi- jakiem, choć to mój rodzony. KOŚCIELNY. Jeszcze może z tego wyniknąć jakie nieszczęście... Li- cho nie śpi, ino kusi... Poco wam na stare lata zapo- znawać się z cuchthauzem . . . INNI rozrywając ich. Puśćcie go, Cierpiku, z lada czem nie ma się co za- dawać. Cierpik wychodzi grożąc. *) Chałupnika. !(«PR0-«'C2. ['Z EU II. 5 34 JAN KASPROWICZ CIERPIK. Poczekaj!... A^CTA zwrócony do fłumu. Kto jest lada czem? KARCZMARKA z poza szynkfasu. A tam co się dzieje!... Jeszcze mi żandarmy chałupę zamkną. JEDEN Z TŁUMU odpowiadajcie Mięcie. Wy! MICTA. Ja?... INNY Z TŁUMU. Wy! wy! nie kto inny! Stary plugawiec jesteście, lada co jesteście. MICTA rzuca się na niego. Patrz!... INNY. Spróbujcie! to wam kości tak zachrupną w tern grze- sznem cielsku, jak kamienie w miechu. MICTA. A wy!... wódkę to za czyje pieniądze pić potrafita? JEDEN Z TŁUMU chwytając butelkę '■ wódką, rzuca ją na ziemię Mięcie pod nogi. Macie swoją oparę. MIĘTA. Wyłudzigrosze ! chlać z obcego!... ŚWIAT SJĘ KOŃCZY 35 JEDEN Z TŁUMU. Zamalujcie mu gębę! WAŁEK rozpychając tłum. Precz! niech będzie, jak chce! zawsze to mój ojciec!... JEDEN Z TŁUMU. Dajta spokój. "Wałek jest dobry chłop, fa ino starego wyprowadzić z karczmy. WAŁEK wyprowadzając go. Tatusiu! umiarkujcie się — umiarkujcie się, nie grzeszcie. ZASŁONA SPADA. ODSŁONA TRZECIA. W domu Cierpika. Obszerna izba chłopska, jedne drzwi pro- wadzą do alkierza. Łóżka dwa naprzeciw siebie koło ścian. Stół, szafa, stołki etc. JMa ścianach obrazy świętych. Jagna zajęta przy kominie. Cierpik, wróciwszy dopiero z po- dróży, rozbiera powoli odświętne ubranie wierzchnie, kładzie do szafy sukmanę, kaftan, a natomiast wciąga rzeczy co- dzienne. 7(uchy ogółem powolne. CIERPIK rzucając okiem na komin. Nawaliłaś tyle na ogień, jakbyś nie widziała, że bieda. JAGNA. Przecie przy słomce nie ugotuję... CIERPIK. A zajrzałaś do obory? JAGNA. Zajrzałam; cielakowi jakoś plaży, do wesela będzie w sam raz. CIERPIK. Gadasz o weselu, jakbyś z nieba spadła... A gdzie jest Małgosia? ŚWIAT SIĘ KOŃCZY 37 JAGNA. Niema jej w chałupie; poszła na pole urwać zielska dla krowy... A co chciałeś od niej... CIERPIK. Nic. JAGNA. Wróciłeś z Borzęcina i nic nie mówisz, jakeś się uło- żył z Wróblem. CIERPIK wybuchając. Żeby on z piekła nie wyjrzał, ten nielitościwy zdzieracz. JAGNA. Nie chce czekać? CIERPIK. E!... JAGNA. No, toć gadaj, jak człowiek... Jakeś ino odszedł z cha- łupy, tak byłam jak na śpilkach... Aż mnie ograszka brała, żebyś aby nie chodził napróżno.. Stawia mu jedzenie na stole, przy którym Cierpik powoli był usiadł. CIERPIK zaczyna jeść, potem kładzie łyżkę na stół. Zabierz! nie chce mi się jeść... JAGNA. Nie smakuje? CIERPIK. E!... Wchodzi kościelny. KOŚCIELNY. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. jS JAN KASPROWICZ JAGNA. Na wieki wieków. Amen. Witajcie do nas. KOŚCIELNY. Bóg zapłać. JAGNA. Może wy, panie Idzikiewicz, wydobędziecie co z tego ćmuka. KOŚCIELNY. Cierpik jest jak kamień. Trzeba, nie wiem, jakiego młota, aby go rozbić i zobaczyć, jak też wygląda ze środka. CIERPIK który przez ten czas siedział ze zwieszoną głową, oparty na stole — budząc się z zadumy. Panie kumotrze, co jest życie człowieka?... Nauczały jesteście, jak stoi o tern w piśmie? KOŚCIELNY. Życie człowieka jest jak kwiat, mówi król Dawid. CIERPIK. 1 ja tak myślę... Jakem tak wracał z Borzęcina, takem w tę i w tę stronę machnął kilka razy kijem, a roz- maite zielska, a najwięcej osty, padały w rów, po- cięte... »Rechtór«*) powiada, że każde zielsko tak żyje, jak człowiek, że ma także swoją duszę... KOŚCIELNY. Już to z recłitorem dalibyście sobie spokój... "W^ia- doma jest rzecz, jako jest heretyk. A wiecie wy, kogo miał proboszcz na myśli, jak w ostatnią niedzielę na- woływał z ambony: Strzeżcie się fałszywych proroków? ') Nauczyciel. ŚWIAT SIĘ KOŃCZY 39 AGNA. Pewnikiem, że różnych ludzi... Może tych A\iemc6w?... KOŚCIELNY. juści... Ale najwięcej rechtora. CIERPIK. Przecie rechtór nie żaden fabrykant. KOŚCIELNY. Gorszy od tamtych; nie daje nic na ochfiarc... Po- wiada, że człowiek tak umrze, nieprzymierzając, jak bydlę... Ma duszę, ale ta dusza ino tak długo żyje, jak grzeszne ciało... CIERPIK. Ha! temci lepiej. KOŚCIELNY. Widać, że i wam wlazła w głowę nowa wiara... CIERPIK. Czemu ? KOŚCIELNY. Czemu? Juści, że chrześcijańska wiara przez was nie przemawia. Pobożni ludzie... CIERPIK. Tyle jest pobożnych ludzi, a jednak o swoją duszę nie dbają w żaden sposób... Stary Wróbel też jest pobożny. KOŚCIELNY. Najpobożniejszy z całej parafii. Daje na msze za dusze zmarłych, należy do bractwa i przyczynia się w czem 40 JAN KASPROWICZ może do boskiej chwały... Niedawno jeszcze ochfiarował kilka funtów wosku na świecie. CIERPIK. "W^szystko to z ludzkiej krzywdy. KOŚCIELNY. Nie posądzalibyście. CIERPIK. Nie posądzam, ino mówię prawdę. JAGNA. Co? nic chciał czekać?... CIERPIK. Chciał, nie chciał, co cię to obchodzi?... JAGNA. Jakto?... Czy to nie idzie o moją krwawicę?... Czy to ja nie harowała, aż mi się oczy tuliły od tych wszystkich ciężarów? CIERPIK. Nie będą ci się tuliły. JAGNA. Dałby Bóg, żeby człowiek już raz mógł wytchnąć na stare lata. Ciągle w polu, nie ma żadnego wyręczenia. CIERPIK. Nie będziesz potrzebowała już więcej chodzić na pole, kiedy ci tak ciężko... Widać, nie jesteś warta, że cię ta święta ziemia nosi, kiedy ci tak ciężko na niej pra- cować... "Poza oknem słychać wołanie: Cierpiku! Cierpiku! chodźcie ino na chwilę! Cierpik zabiera kapelusz i wychodzi. ŚWIAT SIĘ KOŃCZY 4I KOŚCIELNY. Miałem do was interes. CIERPIK. Wrócę zaraz, zobaczę, co jest. Odchodzi. JAGNA. Nie wiem, co się z nim od niedawnego czasu stało. Osowiał, spuszcza łeb do ziemi, jak koń jakiego wozi- wody. Mało co je, albo wcale nic. Zabiera miskę ze stołu, wylewa jedzenie i zaczyna pomywać statki- Wró- cił od Wróbla z Borzęcina i milczy, jak zaklęty. KOŚCIELNY. Dajcie na ochfiarę do świętego Antoniego, a wszelaka zguba się znajdzie. JAGNA. O jakiej wy mówicie zgubie! Nam nic nie zginęło. KOŚCIELNY. Jakto nic nie zginęło?... Zginęło wam to i owo... JAGNA. Mówicie tak półgębkiem, panie Idzikiewicz, że ja, pro- sta kobieta, nic z tego nie rozumie. KOŚCIELNY. Ażeby rozumieć to i owo, trzeba mieć rozum, a ro- zum daje człowiekowi nie kto inny, ino sam Pan Bóg. A czy wy chcecie, ażeby wam Pan Bóg dał rozum darmo? Trzeba dać na ochfiarę... Czyście wy dali komu co darmo? JAGNA. Boże mi przebacz, że mówię o tem, o czem nie po- winna wiedzieć lewica; ale przecie nieraz już dałam 42 JAN KASPROWICZ czy to kawałek chleba, czy to pokrywkę mąki cho- dzącym po łasce, no i to niby darmo. KOŚCIELNY. Jakże darmo? Czy pokryweczka mąki abo okruszyna chleba warta jest jednej zdrowaśki? Czy taki proszący człowiek, co jest niby sam apostoł, nie sprowadza na wasz dom błogosławieństwa bożego, które dobytek wasz pomnaża w trójnasób? Hę?... JAGNA. Jakże w trójnasób, kiedy coraz to większa bieda, a te- raz nawet... KOŚCIELNY. Kobieto! grzeszna kobieto! Nie macie Boga w sercu! Jeżeli bieda, to juści Pan Bóg chce ino was wypró- bować; chce się przekonać, czy będziecie o nim pa- miętali w biedzie. To nie żaden cud dawać na ochfiarę, jak człowiek opływa w dostatki... Wy znacie tę świętą przypowieść o tej wdowie, co dała grosz na ochfiarę? JAGNA. Żebym tak miała prawdę powiedzieć, to dzisiaj w cha- łupie niema u nas ani fenyga. Wchodzi Cierpik- Co się stało? CIERPIK, Nic się nie stało... JAGNA. Coś się przecie musiało stać, kiedy cię tak ktoś gwał- townie wołał... Poco ty masz ciągłe tajemnice przed żoną?... Idzikiewicz wej! mówi, że wszystko będzie dobrze, jeżeli damy co na ochfiarę... ŚWIAT SIĘ KOŃCZY 43 CIERPIK. Chyba ciebie albo twoją córkę, może Pan Bóg będzie miał pociechę z niej, bo ludzie żadnej. KOŚC]EL^fY. Kumotrze! kumotrze! nie bluźnijcie! Wróciliście od W^róbla, moglibyście sobie wziąść przykład z niego. CIERPIK. Dajcie wy mnie wszyscy spokój... Jeżeli Wróbel jest przykład, to ten pies, który szczeka za płotem, także jest przykład... Wołali mnie, że Wróbel jest we wsi u Mięty! Nie zastałem go w Borzęcinie; do miasta w ważnych interesach poszedł, tak mi powiedzieli... O! o! domyśliłem się: w ważnych interesach! O moją głowę tu idzie... Wiecie, że ma u mnie dług. Po- życzyłem od niego, trzy lata temu będzie, kiedy mnie nawiedziło to straszne nieszczęście, że mi padło szkapsko — pożyczyłem przeszło sześćdziesiąt tala- rów... Były zasiewki, koń był potrzebny, spóźniłem się z robotą... Mówię sobie: mam iść do żyda, pójdę lepiej do katolika... Tak się pytam tego i owego, czyby nie miał pieniędzy. Tak ten i ów powiada: ))Ja nie mam, ale udajcie się do Borzęcina, do Wróbla; pożyczył temu i owemu na nieduży procent, to i wam pożyczy... Jest was na czem patrzeć. ..« Tak się też stało. KOŚCIELNY. Jak się stało, powiadacie?... CIERPIK. Tak się stało, że spotykam Wróbla raz w piątek w mieście. Wołam go na jednego, jako w takich ra- zach najlepiej człowiek się wygada przy kieliszku... Mówię mu: Jako słyszałem że pożyczacie na nieduży procent, pożyczcie i mnie; spotkało mnie, tak mu po- 44 JAN KASPROWICZ wiadam, nieszczęście: szkapsko mi padło, zasiewki, spóźniłem się z robotą. KOŚCIELNY. Ol te nieszczęścia! jak zaczną padać na człowieka, to jak grad, abo jeszcze gorzej. Wchodzi Wróbel. WRÓBEL. Pochwalany Jezusiczek. JAGNA. Na wieki wieków. Amen. Witajcie do nas. KOŚCIELNY. O! co za gość! O was była mowa... Już was też nie widziałem kupę lat, abo i więcej. WRÓBEL do Jagny. A! Bóg zapłać, robaszku... T>o kościelnego. A jakże! już was też nie widziałem kupę lat, abo i więcej, ro- baszku. KOŚCIELNY. Jakeście ochfiarowali ten wosk na świece, to mnie wtedy nie było. WRÓBEL. Ochfiarowałem. A jakże, robaszku... Nie ma o czem wspominać!... A juści! ochfiarowałem, aby przebłagać Jezusiczka za grzechy, jako grzeszny jestem, robaszku. Aby Jezusiczek uchronił od utrapień... Zwrócony do Cierpika. A jakże! od utrapień, robaszku... JAGNA. Mój Boże! cóż wy macie za utrapienia!... Ale sia- dajcie... ŚWIAT Się KOŃCZY 45 KOŚCIELNY. Prawda! cóż wy macie za utrapienia... CIERPIK. Byłem u was w Borzęcinie. WRÓBEL. Nie zastałeś... A jakże, robaszku... O świcie, jak ranny ptak, musi człowiek wyłazić z gniazda; musi się włó- czyć po adwokatach, po sądach, po folcyerach... Za- płaty niema żadnej, robaszku. Powiedzieli wam, żem poszedł, powiedzieli. CIERPIK spokojnie. Wróblu! czy wy macie litość w sercu?... KOŚCIELNY. A jakżeby nie miał litości mieć? Ja zawsze mówię, że Wróbel dobry jest człowiek, jako daje na ochfiarę. WRÓBEL. Dobry, nie dobry, do Cierpika, ale, robaszku, litość... litość... A kto, kiedyście przyszli w biedzie, robaszku... CIERPIK. Tak! przyszedłem do was w biedzie: szkapsko mi pa- dło, spóźniłem się z robotą. A wy nie chcieliście mi dać wiary na słowo, ino zaraz do adwokatów, do hi- potek. WRÓBEL. Wiara wiarą, a interes interesem, robaszku. Hipoteka zawsze ma swoją pewność... Ale, robaszku, i dzisiaj interes... KOŚCIELNY. A może ja wam jestem na przeszkodzie? Pójdę sobie. 46 JAN KASPROWICZ WRÓBEL. Nic potrzeba, robaszku, nie potrzeba! Jawna jest rzecz... JAGNA. Chodzą wieści, jakoście nas podali na supastacyą... Cierpik udawał się do was, żebyście czekali. WRÓBEL. Nie mogę czekać, robaszku, nie mogę czekać... Przy- szedłem już z pismem do was, na supastę-m podał. O, tu jest pismo, robaszku. Wyciąga z zanadrza plik papierów, kładzie je na stole i rozwija. CIERPIK. Wróblu! ulitujcie się... Oddam, cofnijcie supastacyc! Poczekajcie! KOŚCIELNY. Cofnijcie, panie Wróblu, jakoście litościwy człowiek. WRÓBEL szukajcie między papierami. Znana rzecz, litościwy jest ze mnie człowiek, robaszku. Przyszedł-ci on do mnie, zapragnął sto talarów, ro- baszku, pożyczyłem, dałem... Mrucząc. To do Jana Rolirada, to do Jędrzeja Wańtucha... Głośno. Poży- czyłem na nieduży procent. Oto wasz papier, robaszku. Przeczytajcie... Nie oddaliście, ani sumy, ani procentu. Przyszliście drugi raz, robaszku, rzekliście: ))Sumy nie mam i procentu nie mam, robaszku, chałupa mi się wali, deszcz mi kapie przez dach, trzeba mi, robaszku, powiedzieliście, sprowadzić na przyciesie z boru, po- jechać po dachówkę... Pożyczcie jeszcze drugie sto, abo i więcej, oddam, powiedzieliście, oddam.. .« Poży- czyłem, pokazałem litość, robaszku... Czytajcie pismo... JAGNA. Pokażcie i teraz swoją litość nad nami, Bóg wam odpłaci... ŚWIAT SIĘ KOŃCZY 4,7 CIERPIK. "W^róblu, czekajcie jeszcze jakiś czas! cofnijcie supa- stacyą! KOŚCIELNY. Cofnijcie! Bóg to wam zapisze w swojej księdze... WRÓBEL. Bóg nie chce niczyjej krzywdy, robaszku... a krzywdę mam, robaszku! Czekać nie mogę, cofnąć nie mogę. CzekaJem dotychczas. Do CierpiJ^a. Procentów nie pła- ciliście, a gdybyście byli płacili choć procent, byłbym te pieniądze pożyczył komu innemu, jako z tego żyję, bo z ziemi to już nie mam nic. JAGNA. Ale przecie co jest, to wam nie zginie. Jest nas na czem patrzeć. WRÓBEL. O jest was na czem patrzeć, robaszku... Osiem mor- gów gruntu! Fantowali was za podatki, za szarwarki. Wisicie u żydów... CIERPIK. Jeszcze raz was proszę, pokażcie, że jesteście czło- wiek... KOŚCIELNY. Cofnijcie! Ochfiara ta będzie miłą Panu Bogu. WRÓBEL. Nie cofnę, robaszku! Nie mogę, robaszku! Brande- bury przyszli czy pomry*), budują fabryki, skupują ziemię. Potrzebny mi każdy grosz; czekać nie mogę. ^) Niemcy z Pomorza. 48 JAN KASPROWICZ tracę na tem dz'esicćkrotnie. Sprzedać muszę... W Bo- rzęcinie kupię tu ślaczek, tam ślaczek, odprzedam Miemcom, zarobię... Chodzi po ludziach, jako i u nas w Borzęcinie mają budować, jako jest dobra ziemia na cukrowe buraki. KOŚCIELNY. Co? i na waszej wsi ma się szerzyć ta zaraza? Czy to nie dosyć u nas? JAGNA. O Boże! Boże! Macie racyą! Zaraza jest. Ludzie tracą rozum i pana Boga z serca... Wróblu! nie macie Pana Boga w sercu! WRÓBEL. Nie żadna zaraza, robaszku, nie żadna zaraza. Nie znane są wam sprawy! Potrzebny mi każdy grosz; sam Pan Bóg widzi, że potrzebny mi każdy grosz... Teraz inne czasy, cały świat o tem mówi, robaszku... Pomry mają pieniądze, tak budują! nasi, robaszku, nie mają pieniędzy, tak zdychają z głodu. CIERPIK. Lepiej zdychać z głodu, niż wywłaszczać ludzi. KOŚCIELNY. Z brandeburami. Wróblu, nie zaczynajcie. Nie będzie błogosławieństwa Bożego... z nimi świat się kończy... WRÓBEL. Nie zaczynam, ino kupca mam na Cierpikową rolę... Kupuje Mięta, robaszku... Odprzedam, robaszku, za pieniądze kupię w Borzęcinie i odprzedam Miemcom, robaszku, zarobię. Pismo jest tu: do Cierpika. Jako wam nie wolno ani zaciągać żadnych długów, ani sprze- dawać, robaszku, czy to z inwentarza, czy to ze sprzę- ŚWIAT SIĘ KOŃCZY 49 tów, robaszku; jako położony jest hareszt na wszystko. Za tydzień wysprzedaż... CIERPIK. Wróblu! ulitujcie się nad nami! Całować was będziemy po rękach. JAGNA. Nad naszą córką, patrzcie! ulitujcie się nad tą dziew- czyną, którą czeka wielka bieda... Wchodzi Małgosia; skłoda zawiniątko z kartoflami w j^^c/e izby. WRÓBEL. O, o! robaszku! Roznieć na świecie mówią o tej wa- szej córce... O! robaszku! Ładna, śliczniuchna! Nie dziewota, robaszku, że i grzech łatwiejszy... MAŁGOSIA bierze k^ko k<^ftofli w rękę i pokazując je matce. Podebrałam kilka krzaczków, nanusiu... Patrzcie, jakie ładne ))pctówki«... okrągluchne... CIERPIK z udanym spokojem. Małgosia! pójdziesz w służbę... Robić pewnie jeszcze będziesz mogła z kilka miesięcy, nim twój czas na- dejdzie... MAŁGOSIA. Tatusiu! JAGNA. Człowieku, co tobie się przyśniło? CIERPIK. Nic mi się nie przyśniło. Do Małgosi. Zabieraj swoje manatki i idź, gdzie cię oczy poniosą! Do tej nędzy nie chcę mieć jeszcze wstydu w chałupie. KMrPOwicz. aiMik u. 5© JAN KASPROWICZ MAŁGOSIA padając mu do nóg. Tatusiu! miejcie choć trochę litości nademną. Co ja zawiniła, że mnie tak prześladujecie? CIERPIK kopiąc ją. Precz, ty suko! Z szyderstwem. A co? miesiąc świecił, kiedy wysiadywałaś za stodołami ? JAGNA. Człowieku! czy ciebie nie wstyd, przy obcych ludziach wygadywać takie rzeczy? CIERPIK. Nie ma się czego wstydzić... Cała wieś o tcm już gada... Natrząsa się ze mnie lada rozpustnik stary; lada lichwiarz podły wytyka mi w oczy plugactwo mojej rodzonej córki. ^^ karczmie Alięta, żem mało go nie zabił, a dziś rano, w drodze, kto ino mnie spotka, tak zaraz: » Kumotrze, czy to prawda, co ga- dają o waszej Małgosi ?« A teraz jeszcze ten tu przy- tyki mi robi; wskazując na Wróbla, k^óry wraz z ko- ścielnym przypatrywał się niespokojnie scenie. Do Jagny. Jakaś ty matka, że nie uważasz na dziecko. Do Mał- gosi. Mówię ci, idź mi z oczu, bo cię rozedrę, jak szczypę, na dwoje. Chwyta za polano. Patrz! KOŚCIELNY. Cierpiku! umitygujcie się! Dobrze się nie stało, to prawda! na honor wam nie wyjdzie, to prawda! Aleć przecie nie kto inny, ino ten, co ma ją poprowadzić do ołtarza... \C^RÓBEL. O, o! niema tu co robić! Zgorszenie jest w tym domu. Widzieliście pismo, robaszku... Zgorszenie jest... Wy- chodzi. ŚWIAT SIĘ KOŃCZY 5 I CIERPI K nie zważając na odchodzącego Wróbla. Nikt jej nie poprowadzi do ołtarza! Tamten nie po- prowadzi, bo nie będzie głupi dla marnego kawałka ciała puścić chałupę i grunt i wszystko... Kto inny nie ułaszczy się na tłuka z cudzym przychówkiem... A choćby ją tamten chciał poprowadzić, co mi jest zięć bez gruntu? KOŚCIELNY. Prawda! prawda! zięć bez gruntu to jest nic. JAGNA z boleścią. Nie gadajcie, kumotrze! Czy to człowiek ino wtedy jest szczęśliwy, jak ma grunt? KOŚCIELNY. Ha! CIERPIK. Co mnie dzisiaj znaczy, gdzie wszystko już na nic, jakiś fabryczny popychacz? Co znaczy człowiek, który będzie musiał żyć z grosza z dnia na dzień? A jak mu kości połamią w fabryce, to się przywlecze do mnie i powie: Panie ojcze, kości mi pogruchotali, nie mogę pracować, miejcie litość nademną, jako jestem waszym zięciem... jako wziąłem waszą córkę, a mo- głem wziąść inną z groszem abo z chudobą... JAGNA. Wałek tak nigdy nie powie, jako żywo, nigdy!... CIERPIK nie uważając na Jagnę. Panie ojcze — powie — dla waszej córki utraciłem grunt ojcowski! dla waszej córki nie zostałem gospo- darzem, ino fabrycznym popychaczem! A teraz mnie jeszcze spotkało takie nieszczęście, że robić nie mogę... 52 JAN KASPROWICZ KOŚCIELNY. Toć przecie zaraz nie koniecznie musi stać się nie- szczęście w fabryce... CIERPIK. W fabryce nikt się nie ustrzeże, ani n\ój zięć, ani nikt... Tak mi powie mój zięć i będzie czekał na ła- skawy chleb, a skąd ja mu go dam? Za tydzień sprze- dadzą wszystko... JAGNA. O Boże! ulituj się nad nami! MAŁGOSIA. O ja nieszczęśliwa sierota! CIERPIK. Uciekaj, bo ci wypalę te bezwstydne ślepie, bo ci, patrz! ten łeb roztrzaskam, aż ci mózg wypryśnie! Chwyta za siekierę. KOŚCIELNY chwytając go za rękę i wydzierając mu siekierę. Cierpiku! Cierpiku! ochłońcie z tego gniewu! taki spo- kojny człowiek! Taki spokojny człowiek! Taki spo- kojny człowiek! Ochłońcie! wyjdźcie na powietrze, będzie wam lepiej! Chodźcie, mam interes do was, pilny interes... Wyciąga go z izby, Cierpik poddaje się machinalnie. CIERPIK. Aby mnie Bóg nie skarał... Odwracając się w progu, do Małgosi. A jak wrócę, niech w chałupie po tobie nie będzie ani śladu! Wychodzą. MAŁGOSIA zbierając rzeczy i zawiązując je w tobołek, z płaczem. Nanusiu! Nanusiul... ŚWIAT SIĘ KOŃCZY 53 JAGNA. Cicho, moje ty dziecko najdroższe! Nie zalewaj się łzami... Umityguj się!... Powiedz, czy to prawda?... MAŁGOSIA. Nanusiu, nanusiu! ach, nanusiu!... JAGNA. Cicho, cicho! jak to było? z kim? Wiesz, jak cię ko- cham, krwibym utoczyła z serdecznego palca dla ciebie!... MAŁGOSIA. Z nim, nanusiu, z nim! Jak Bóg w niebie, z nikim innym! Jak len Bóg nad nami! JAGNA. O moje ty dziecko najdroższe! Żeś tak się dała po- rwać rozpuście! MAŁGOSIA. Nanusiu, nie z rozpusty! nie z rozpusty! Powracalim od tańca, przed trzema blizko miesiącami, w niedzielę wieczór, pamiętam... Nanusiu! nanusiu! JAGNA. O moje złoto jedyne! MAŁGOSIA. Tak, nanusiu! Powiedział mi: o moje złoto jedyne! Pochwycił mnie w pas. spojrzał mi w oczy i powie- dział: o moje złoto jedyne! usiądźma tu na murawie, powiedział; miesiąc ładnie świeci, bez tak pachnie, że aż się człowiekowi robi ckno na sercu! Nanusiu, pra- wda! Naokoło rosły bylice i łopian... Bieluteńki łopian, szeroki łopian! O moje złoto, powiedział; do domu jeszcze czas; matka, powiedział, spać jeszcze nie pój- 5^4 JAN KASPROWICZ dzie, lubi siadywać przed sienią i słuchać, jak żaby kukają w jeziorze, jak we wsi wygrywa owczarek od Jędrzejkowej na piszczałce... JAGNA. Acli! MAŁGOSIA. Owczarek od Jędrzejkowej wygrywał na piszczałce, bez tak pachniał, że aż się robiło ckno na sercu. Żaby kukały w jeziorze; miesiąc świecił, bylica się świeciła i łopian calutki się świecił, jak w srebrze, nanusiul Żyto za stodołami szumiało tak cicho, tak cicho, że aż mnie dreszcz przechodził, a on pochwycił mnie w pas, przytulił mnie do serca i pocałował mnie i po- wiedział: o moje złoto jedyne! Niedługo będziesz moją na zawsze! Ojciec zapisze grunt... JAGNA. Jak się to wszystko dzisiaj zmieniło! Jak się to wszystko dzisiaj zmieniło! MAŁGOSIA. Nic się nie zmieniło, nanusiu! nic się nie zmieniło dzi- siaj! chyba to, że mnie rodzony ojciec jak psa wyga- nia z domu... Choć się wszystko zmieni, powiedział, to ja się nie zmienię i ty się nie zmienisz... Nanusiu, on się nie zmienił i ja się nie zmieniła... Będziemy mieli grunt, powiedział, będziemy pracowali oboje ra- zem! Dorobimy się chleba. Będzie nam dobrze! O moje złoto jedyne! O moje skarby najdroższe! Będzie nam dobrze, powiedział... Pochwycił mnie w pas, pocało- wał mnie... O moje ty złoto jedyne! powiedział... Na- nusiu, ach, nanusiu! Nie wiem, co się ze mną stało dalej... Bez tak pachniał, że aż się robiło ckno na sercu... Nie wiem, co się dalej stało... Ach, dziś abo się utopię, abo co!... ŚWIAT SIĘ KOŃCZY 55 JAGNA. Nieszczęście się stało, o moja ty córko nieszczęśliwa, nieszczęście! Nie płacz, nie płacz! Słyszę, że ktoś idzie... Ojciec zapewne... Idź do ciotki. Przeczekaj dzień dzisiejszy, przeczekaj noc dzisiejszą! Ojciec się uspokoi... Jutro będzie dobrze... MAŁGOSIA. Nanusiu! ach, nanusiu! Utopię się, abo co! Wychodzi z tobołkiem w ręku, mija się z Wałkiem. WAŁEK za uciekaj^fcą we drzwiach Małgosią. Małgosia! co ci jest? Czemu płaczesz? Czemu ucie- kasz? T>o Jagny. Pani matko, co się stało? Nie dosyć jednego kłopotu, jeszcze... JAGNA. Unieszczęśliwiłeś mi dziecko. Ojciec wypędził ją z domu, każe jej pójść w służbę. WAŁEK. Pani matko, pani matko! Nie macie wszyscy litości nademną! Myślałem, że choć tu u was odetchnę, a tu się nowe złe na mnie wali. JAGNA. Nie tylko na ciebie, na nas wszystkich... Wróbel był przed chwilą... WAŁEK. 1 u ojca był, konszachtowali coś... JAGNA. Na naszą zgubę... O mój Boże, co to będzie?! Cier- pik, co zawsze był spokojny i psuby zeszedł z drogi, chodzi jak grób, nic nie gada, a ino od czasu do 56 JAN KASPROWICZ czasu, to W zapamiętałości tak wybuchuje, jak żywy ogień w kominie... Małgosię z domu wygnał... Co to będzie! co to będzie! O mój Boże, co to będzie! WAŁEK. O tak, co to będzie! Ja już głowę tracę... Jestem, jak ścięty oieniek. Patrzeć nie mogę na rozbestwienie ojca... Dał na zapowiedzi!... Człowiek, któremu już ze świata, dał na zapowiedzi... Codzień się odgraża, że jak psa wypędzi mnie z chałupy, że będę chodził na tagielkę do tej fabryki miemieckicj, że będę pom- rom gnój wywoził... A dzisiaj sprowadził jeszcze to ścierwo do domu, tego tłuczykija ze świata... JPchodzi Cierpi^. Panie-ojcze, co wy robicie? CIERPIK. Nic nie robię. WAŁEK. Wyganiacie niewinną z chałupy. CIERPIK. Taka niewinna, jak ty. WAŁEK. Panie-ojcze! CIERPIK. Cicho! Daj już raz spokój tytułom. Ani ja twoim panem-ojcem, ani ty moim zięciem... WAŁEK. Co to? i wam się przewróciło w głowic, choć jeszcze pomry do wa» nie zawitali ? ŚWIAT 51Ę KOŃCZY 57 CIERPIK. Robisz sobie pośmiewisko ze mnie? WAŁEK. Nie, mówię prawdę: Nic jesteście takim, jakim byliście przedtem. JAGNA. Oj, prawda! święta prawda! CIERPIK do Jagny. Ty zamknij gębę. Idź do swojej roboty. Do Walka. A ty, Wałek, słuchaj, ostatnie moje słowo: zięciem moim nie będziesz. WAŁEK. Żeby się świar miał skończyć, to jednak będę... CIERPIK. Świat się nie skończy i ty zięciem nic będziesz... JAGNA. Nie gadałbyś niepotrzebny cli rzeczy. Co ci to Wałek tak naraz stanął w drodze? CIERPIK. Mówiłem ci już raz: idź do swojej roboty. Jagna kręci się koło pieca, zabiera wanienkę i wychodzi. WAŁEK. Panie-ojczc! CIERPIK. El 58 ]AN KASPROWICZ WAŁEK. Panie-ojcze, jedno słowo: Czemu nie mam być wa- szym zięciem? CIERPIK. Nie chcę ja syna mojego wroga... WAŁEK. A co ja temu winien? CIERPIK. Jedna krew! WAŁEK. Panie-ojcze! CIERPIK. Nie masz gruntu, ani nic, a ja nie mam na to, aby żywić jeszcze i ciebie. WAŁEK. Sam się wyżywię. CIERPIK. Dopókiś zdrowy i to jeszcze kto wie... Za tydzień supasta... Ja pójdę na żebry, Jagna pójdzie na żebry... Jesteśma starzy... Małgosia pójdzie w służbę... Niecłi pozna, co to znaczy wycierać cudze kąty! Rozbestwiła się! Zachciało się suce rajskiego jabłka... Miał się do niej Józef od Ciemiężyny... Siedzi na trzech morgach Byłbym się przy nim uwiesił... Stary jestem... Choć ino trzymorgowy, to zawsze lepszy od fabrycznego popychacza. A choćby i robił w fabryce? Na wypa- dek zawsze miałby swój zagon, swój własny kąt... Rozbestwiła się. Niech jej moje oczy nie oglądają! Zdrowa jest, sama jest, da sobie radę. Sama jest... ŚWIAT Się KOŃCZY 59 A jak się urodzi ten znajdek, ha! to niech znajdka roztrzaska o ścianę, abo niech utopi go w jeziorze... Jedno życie mniej na świecie! 1 tak, powiadają wszę- dzie, że za dużo jest ludzi... Co znaczy znajdek! Co znaczy życie! WAŁEK. Panie-ojcze, grzech tak mówić, śmiertelny grzech! CIERPIK. Idź, idź! WAŁEK. Panie-ojcze! CIERPIK. Idź, idź! Nie chcę fabrycznego popychacza! Lepiej już żadnego... O grunt się postaraj! O grunt!... Wcho- dzi Mięta. MICTA z ironią. Przebaczcie, Cierpiku, że nieproszony wchodzę w wa- sze progi, ale przyszedłem wam oświadczyć, jako Wró- bel był u mnie i że za tydzień te progi będą moje progi... T>o Walka. Ty znowu tutaj? Wszakem ci raz na zawsze zakazał. Przywlekłeś się na nowy grzech... Do domu!... CIERPIK. Za tydzień będzie wasze, ale dziś jeszcze nie jest... Idźcie razem ze swym synem. Wyrzucę was... MIĘTA. Słyszysz, synalu? Słyszysz? to twój pan-ojciec tak przemawia. Wygania cię... Do domu, do zaciągu! Nie 6o JAN KASPROWICZ po cudzych chałupach się włóczyć! Jeść ci nie będę dawał napróźno, ani ja, ani twoja matka. WAŁEK. Tatusiu, nie róbcie zgorszenia! CIERPIK. Mówię raz ostatni: precz z mojego domu, nie robić mi tutaj rozgardyi... Ja tu jeszcze panem... Po soł- tysa pójdę, jakoście mi dom naszli... Wychodzi. MICTA. Oho, Cierpiku! Jaki mocarz z niego... WAŁEK nie uważając na odchodzącego Cierpika. Tatusiu, nie róbcie hańby sobie i mnie i całej familii. Wystawiacie się na pośmiewisko. Ludzie szydzą z was po wsi. Zmurszały, mówią, pień, a chce mu się zie- lonych liści. Stary, mówią, do ożenku, to jak wiecheć do ślacheckiego trzewika... MICTA. Natrząsasz się z własnego ojca! WAŁEK. Nie natrząsam się, ino proszę was, zapiszcie mi grunt. MICTA. Na fabrykę pójdziesz... Nie słuchasz ojca. WAŁEK rzucając mu się do nóg. Tatusiu, wypędźcie to ścierwo z domu! Zlećcie na mnie grunt i wszystko, jako jestem wasz jedyny syn... Ozłocę was. Nie będziecie się potrzebowali troszczyć o nic... Chleb będziecie mieli do śmierci, jakiego ŚWIAT Się KOŃCZY 6l jeszcze żaden ojciec nie miał. Małgosia i ja kocłiać was będziemy... MłĘTA odpychając Walka- Małgosia, ten tłuk! WAŁEK. Tatusiu, upamictajcie się! ZASŁONA SPADA. cŹ^ ODSŁONA CZ\X^ARTA Scena przedstawia pole pod koniec żniw. JMa przodzie po- kosy i k^lka snopków, ustawionych w mędel. W dali kopy powiązanego zboża i łan jęczmienia nieścięty. J^a ostatnim planie widnieje jezioro Gopło, a wśród niego wznoszą się ruiny Myszej-wieży i kolegiata JCruszwicka. "WAŁEK sam, nachylony nad pokosami, uwiązawszy snopek, stawia go do mędla. E!... tak!... ale na kogo ja pracuję?... Na to ścierwo, co przyszło tu ze świata na moje nieszczęście! Zrywa kłos, rozciera go w ręce, zdmuchuje plewy. Ładne ziarno... Ciężkie... Sypkie... Biorąc w usta. Mączy- ste... Nie chciałem iść wiązać... Mówię sobie: »Po co?... To i tak nie będzie moje...« Ale mnie coś pcha do tej roboty... Widno, przyzwyczajenie... Pro- sty człowiek to-ci już zawsze stworzony do pola... A co ja będę robił, gdy nie będę miał pola? Mam iść na fabrykę... Nie! Nie!... Tatusiu! abo moje życie abo twoje!... Ale co ja grzeszny człowiek my- ślę?... Powiadają, że złe ma największą władzę w po- łudnie... Czemu oni tak smutnie śpiewają? O tej bur- mistrzance śpiewają, której się rodzony ojciec utopić kazał — za grzech!... W dali słychać przeciągły śpiew wracających z pola żni- wiarzy. Grupa, złożona z ki^ku osób obojej płci, z grabiami. ŚWIAT SIĘ KOŃCZY 63 sierpami, dzbankami etc. w ręku, śpiewa w odstępach pieśń gminną: »Hejl tonęła burmistrzanka, tonęła, tonęła. Napotkała swego ojca, stanęła, stanęła: (bis) Ratuj-że mnie, ojcze drogi, ratuj mnie, ratuj mnie. Niechże ja tu w tym staweczku nie tonę! nie tonę! (bis) Tońże do dna, córko moja, toń do dna, toń do dna. Boś ty świata już nie godnal nie godna! nic godna! « (bis) JEDEN ZE ŻNIWIARZY. Do domu, Wałek! czas na obiad. Za bardzo jesteś pracowity... WAŁEK. A czemu tak smutnie śpiewata! JEDNA ZE ŻNIWIAREK. Tak sobie. DRUGA ZE ŻNIWIAREK. Do domu. Wałek! czas na obiad... Dalej! pójdziemy razem... Co będziesz harował jak bydlę w jarzmie... 1 do tego jeszcze na obcych... WAŁEK. Co nie mam harować? Dobrze mi jest w polu. JEDNA ZE ŻNIWIAREK. 1 nam jest dobrze. Ale zawsze lepiej najeść się, niż cały dzień harować. Chodź, wypocznij sobie na ju- trzejsze wesele. WAŁEK. Mam czas... Niech to wesele wcierniasty!... A cze- muśta tak smutnie śpiewali? Czy to nie umieta jakiej innej piesneczki?... 6ą, JAN KASPROWICZ JEDEN ZE ŻNINJCIARZY mający na grabiach wieniec z krosów i idący przodem. Co nie mamy umieć... Zaśpiewamy inną, kiedy ci się tak chce koniecznie... Dalej, dziewuchy! »A w pe- wnem miasteczku«, abo »Świeci miesiąc, świeci*. JEDNA ZE ŻNIWIAREK. »A w pewnem miasteczkuw ładniejsza; zaśpiewajma i chodźma, kiedy Wałkowi tak się raptem zebrało na robotę. CHÓR odchodząc powoli. »A w pewnem miasteczku Nieszczęście się stało Że się dwoje ludzi Z sobą pokochało... (bis). ] tam do niej chodził, 1 tam u niej bywał, J tam całe nocki U niej przesiadywał..." (bis). WAŁEK do siebie. Ta jeszcze smutniejsza. Za sceną śpiew milknie powoli, słychać tylko słabe echo: »Kasineczka wstała, Odprowadzić miała, Bieluśką chusteczką Oczki ocierała ..« (bis). WAŁEK sam. Wzięło im się na żałości... Oj! i mnie mogłoby być żałośnie, bardzo żałośnie! Ale co ja się będę smucił?... Co to za plon tego roku! Co to za plon!... opiewa pod nosem: i)Plon niesiemy, plon Panu-ojcu w dom...« ŚWIAT SIĘ KOŃCZY 65 Tak! prosty człowiek to-cj już zawsze stworzony do pola... Choćby miał największą żałość, to jak zobaczy takie żyto, abo taką pszenicę, to mu się zaraz dobrze zrobi... M.ówią, że teraz inne czasy nastały: pszenicy siać nie będą, żyta siać nie będą, bo się nie opłaca, a ino cukrowe buraki... A skąd chleb?... Z tych bu- raków?... Powiadają na okolicę, że teraz będzie lepiej: jak ludzie będą jedli kupny chleb, tak wydelikatnieją... A na co prostemu człowiekowi wydelikatnieć?... Sta- rzy ludzie nie byli delikatni, nie pijali kawy, nie jedli kupnego chleba, gotowali polewkę — a co? było im źle?... Juści, że nie było!... Nie byli fabrycznymi popychaczami... Mam Ijyć fabrycznym popychaczem! Ja, swojak, mam być fabrycznym popychaczem!... O nie!... nigdy!... Niedoczekanie twoje, tatusiu!... Abo moje życie, abo twoje?... Ale po co moje? Czy to nie jestem młody?... A co zrobi bezemnie Mał- gosia, którą rodzony ojciec wypchnął z domu?... A co zrobi bezemnie to nieszczęsne dziecię, które ma przyjść na świat?... Hal... »Nie zabijaj. ..« stoi w przykaza- niu. A czy on mnie nie zabija? Czy nie robi ze mną gorzej, jakby mnie odrazu zabił?... A czy to grzech pozbawić życia takiego rozpustnika, który bluźni prze- ciw Panu Bogu i przeciw wszystkiemu?... Wiąże nowy snop. Południe... Posłałem do niej tego Wojtaszka, żeby jej powiedział odemnie: »Przyjdź w południe, jako zostanę przez obiad, nie będzie nikogo w polu, po- gadamy o swojej niedoli, ucieszymy się!« a tu ani jej, ani tego kuternogi... A może z nią się znowu co stało?... Panie-ojcze! panie-ojcze!... 3ierze ziarno ek. ■Ładne ziarno!... Sypkie... Mączyste!... Po co te Miemcy przyszli do nas? Juści dobrze, że przyszli... Zapłacili dobrze za morgi... Po pięćset ta- larów... Hm! hm! A co ja mam z tego?... Nieszczę- ście!... Po pięćset talarów!... Licząc na palcach. Jeden raz pięćset, drugi raz pięćset, to tysiąc... Kupili cztery morgi, to razem dwa tysiące... Dwa tysiące!... Ojciec KASPROWICZ. DZIEU II. r 66 JAN KASPROWICZ ma piętnaście morgów. Za dwa tysiące drugie piętna- ście... Więcej! więcej!... Dwadzieścia! Więcej!... Dwa- dzieścia i pięć... Dwadzieścia i pięć a piętnaście to razem czterdzieści!... Czterdzieści morgów mają przejść na tego » syneczka, co się urodzi w sam czas, powie- dział, abo i prędzej — kto tam wie tak na włos, kiedy żyto dostanie koIanka«, powiedział... O ty roz- pustniku siwy!... A może odpędzę te myśli!... Stawia nowy snop. Tak! znowu jeden snop!... jaki to ojciec! Jaki to ojciec! Zachciało mu się na stare lata że- niaczki... Nawet na pożniwach nie czeka, ino w sam czas, kiedy największa robota... Jutro wesele!... O! co to może złe, jak się dostanie w człowieka!... A gdybym go tak w stodole, na klepisku?... Stary jest, padnie na miejscu... Powiem: »Upadł z warstwy na klepisko, zabił się...« Uwierzą! uwierzą wszyscy!... ))Pijak był, tak powiedzą, poślizgnęła mu się noga i upadł na klepisko i zabił się...« A grunt mój i Mał- gosia moja!... Nie zabijaj! piąte przykazanie: »nie zabijaj!. ..« O! co to może złe, jak się dostanie w czło- wieka!... Powiadają, że złe ma największą władzę w południe... Z przestrachem. Co to?... Oddychając. To ten Woj- taszek! Za sceną słychać gulgotanie, jakby kto naśla- dował indyka. Podaje się za niespełna rozumu! Ej! ej! ty mydłku!... WAŁEK. No co? byłeś? Przyjdzie? WOJTASZEK wyciągając flaszkę 2 wódką 2 zanadrza i podając ją Wałkowi. Masz! Pociągnij trochę!... WAŁEK. Nie chce mi się... Przyjdzie? ŚWIAT SIĘ KOŃCZY 67 WOJTASZEK. Głupiś!... Pociqga i chowa w zanadrze butelkę. Dzieją się cudowności na świecie... Kukawka podłożyła swoje jajka w gniazdo sroki, a mnie matusia porzuci/a pod płotem... WAŁEK. A jednakeś wyrósł, jak świeca, cłioć cię porzuciła pod płotem. WOJTASZEK. Jak świeca, to prawda... ino trochę zgięta, tak na lewą stronę... AJe kto, mówisz, czy przyjdzie?... Jędór?... WAŁEK. Jaki jędór?... WOJTASZEK. Ten, co mnie ugryzł w łydkę... WAŁEK. Czyj jędór znowu?... Co pleciesz?... WOJTASZEK. A kto ma u nas jędory, kiej nie ksiądz?... 1 pawie sobie chowa i pawice... WAŁEK. Wojtaszek! Wojtaszek! Jak nie powiesz, czyś się do- brze sprawił, tak patrz!... Odpasuje pasek- Z tobą to inaczej nie można... WOJTASZEK. Przyjdzie! przyjdzie! przyjdzie!... 68 JAN KASPROWICZ WAŁEK. Chwałaści, Panie!... Usiądź sobie! Pogadamy troszeczkę, nim się Małgosia zjawi... Do siebie. Abo odpędzę te myśli, abo co!... Siada, obok niego wyciąga się Wojta- szek- Co mówiła?... Co tam u nich słychać? WOJTASZEK. llmełli na żarnach śrótu ze świeżego żyta, zarobili ciasto w dzieży na chleb, ciasto urosło, że aż strach, a z tego ciasta zrobiła się niewiasta, a z tej niewiasty urodził się ancykryst. He! he! he! WAŁEK. Nie będę się już spierał z tobą. Wolę już cierpliwie czekać na Małgosię... T)o siebie, poprawiając się na snopku. Że też nie mogę odpędzić tych myśli... WOJTASZEK. Co tam Małgosia!... Powiem ci zagadkę... Słuchaj, co to jest? »Micta wiła się jak śmierć po płocie i za- wiła się rowami i nie-rowami aż do karczmy, a Cier- pik ścierpł jak rzepa... « Co to jest? WAŁEK niecierpliwie. A kto ciebie tam rozumie?... WOJTASZEK. Widzisz, jakiś mądry, a nie wiesz, że to znaczy: »Pan Bóg posiał oset, a z tego ostu zrobił się nasz pro- boszcza. Napij się wódki, będziesz mądrzejszy!... WAŁEK. Kiedyś już taki szczery, to daj!... Złeby się nie opę- dziło przed tobą T)o siebie. Może zaleję tego robaka... ŚWIAT SIĘ KOŃCZY 69 WOJTASZEK na wspomnienie )>złe((, żegnając się. W imię Ojca i Syna i Ducha... WAŁEK. Co się żegnasz? WOJTASZEK. Nauczyłem się wzywać Pana Boga od naszego pro- boszcza... Przeżegnaj się i ty, będzie ci lepiej... WAŁEK żegnając się machinalnie. W imię Ojca i Syna i Ducha... Nie zabijaj!... Piąte przykazanie »nie zabijaj!...* WOJTASZEK dosłyszawszy. Co nie zabijaj ? A wiesz ty, Wałek, że twój ojciec na wesele nic nie bije?... Sprowadził mięso z miasta i najerankę na wianek dla Marysi i różne specyały. WAŁEK. Bzdurzysz!... Majeranka do rosołu, na wianek jest ruta. WOJTASZEK. Maryśczyną grzędę z rutą dawno już podeptały świ- nie... Do rosołu bobkowe liście, majeranka na wianek dla Marysi, dla macochy... WAŁEK. Żeby ona szczezła!... WOJTASZEK. Jakiś ty nie dobry syn!... Idź do księdza, niech ci da rozgrzeszenie. WAŁEK. Byłem-cić u niego, ale on niema tej władzy, żeby wypędzić złego ducha z człowieka... Wytrzymać nie JO JAN KASPROWICZ mogę... Czemu ona nie przychodzi?... Słuchaj, opo- wiem ci gadkę, prędzej czas nam zejdzie... Lepiej rai z tobą w tę południową godzinę. Powiadają, że złe ma największą władzę w południe... WOJTASZEK. W imię Ojca i Syna i Ducha. WAŁEK zo zamyśleniu. Słuchaj!... Powiadają starzy ludzie, że był taki ksiądz, co wyganiał złe... Tak raz w kościele miał kazanie. A tu naraz pośrodka ludzi zaczęło coś łycać — ły- cało i łycało... WOJTASZEK przerywając. O la Boga rety!... Ale słuchaj! ja ci powiem inną gadkę: jak syn zabił ojca... WAŁEK. Cicho... cicho... cicho... ty psie! WOJTASZEK. No! no! no! mów! mów!... WAŁEK popadając w zadumę. Tak ten ksiądz zobaczył tego łycającego i jak zeszedł z ambony, tak go wziął do zakrystyi i powiada do niego: ))W imię Ojca i Syna i Ducha! Czarcie prze- klęty! Wynijdź z tego człowieka, jako jesteś niespra- wiedliwy...« A to złe ino się rozrzechotało i zapytało się księdza: »A ty jesteś sprawiedliwy ?« Tak ten ksiądz odpowie, jako jest sprawiedliwy i nikomu krzywdy nie wyrządził... A złe ino się znowu rozrzechotało i po- wiada: »A pamiętasz, ojcze duchowny, jakeś to bie- dnej kobiecie, kiedyś jeszcze był małym i we szkołach. ŚWIAT S]Ę KOŃCZY 71 wyrwał marchew z pola?« ))Włożyłem-cić na to miejsce grosz, nie wyrządziłem przez to krzywdy nikomu «, ksiądz na to... Tak to złe powiada: ))A czy ty wiesz, że ona biedna kobieta grosz ten znalazła ?« 1 znowu się rozrzechotało, aż się cały kościół zatrząsł, ale opu- ściło onego człowieka, jako ksiądz miał większą moc nad złem, bo był sprawiedliwy... Tak ja sobie myślę... WOJTASZEK przerywając. A czy ty wiesz, Wałek, co myśli wrona na dachu, kiedy się strzepnie?... Wrona, myśli, że jak chłopy młócą żyto w stodole, podstawią deskę na śnieg i po- sypią plew — — — WAŁEK niecierpliwie. Tak przyjdą wróble, chłopy pociągną za sznurek i wtenczas wszystkie wróle ani mru mru... WOJTASZEK. A nie mówiłem ci! Napiłeś się wódki, takeś stał się od razu mądry... No! jeszcze raz!... Podaje mu bu- telkę, napiwszy się sam. WAŁEK. Nie chce mi się... Abo daj... Będzie mi lepiej; masz prawdę... Pije, a potem nawracając do opowiadania. Tak ja sobie myślę: pójdę i ja do naszego proboszcza, może on co poradzi na to wszystko... Tak poszedłem i powiadam: "Tak i tak, jako ojciec jest tyran nade- mną, jako mi nie chce dać gruntu, który mi się po prawie należy«. A ksiądz na to: »Ja nic nie poradzę«. ] powstał na mnie, że jestem niedobry człowiek i grze- sznik, że narobiłem gminie i całej parachfii wstydu przez to, że widzieli mnie ludzie z Małgosią... ))Mał- gosia jest moja, powiadam, i poprowadzę ją do ołta- ^2 JAN KASPROWICZ rza...« ] opowiedziałem tę przypowieść o tym sprawie- dliwym księdzu i powiadam: ))Ha! ojcze duchowny I nie możesz na to nic poradzić, nie masz mocy, aby wy- gnać złe, które opętało mojego ojca; widno, że niema sprawiedliwości ani na świecie, ani w tobie... Ale ja sobie sam zrobię sprawiedliwość !...« Tak on powstał i precz mnie wygnał... Tak! zrobię sobie sprawiedli- wość sam!... Słońce skazuje na pierwszą... Kazałem jej powiedzieć: »Przyjdź, pogadamy o swojej niedoli, ucieszymy się...« "Naraz do Wojtaszka, który przy ostatnim ustępie opo- wiadania, położył się twarzą na snopek- A możeś ty jej nie powiedział, "Wojtaszek? WOJTASZEK zrywając się. Co nie mJałem powiedzieć... Powiedziałem jej, że gdyby gąsior nie był gąsiorem, toby był kurą. Od- wracając się od sceny spostrzega Małgosię w dali. Ale bądź zdrów! Słońce spadło z nieba i przywlokło się na pole, zamiast się schować do ciotczynej komory... Bądź zdrów! Nie chcę patrzeć, jak wróble Ictą na plewy pod deskę. WAŁEK. Co? co? WOJTASZEK. Nic! nic! Odchodzi. WAŁEK sam. Tak! niema sprawiedliwości na świecie!... Ale zrobię ją sobie!... Zrobię ją sobie sam. Wchodzi Małgosia. Bogu dzięka, że idziesz... Takie miałem straszne my- śli... Czekałem i czekałem, aż mi się ckno zrobiło... Żeby nie ten kuternoga Wojtaszek, to nie wiem... ŚWIAT SIĘ KOŃCZY 73 MAŁGOSIA. Wałek? Wałek? czemu ci się tak oczy świecą? Piłeś?... WAŁEK. Poczęstował mnie ździebłkiem wódki ten Wojtaszek... Ale czemu tak późno przychodzisz? Czemu nie przy- szłaś prędzej? MAŁGOSIA. Nie mogłam. WAŁEK. A co się z tobą działo? MAŁGOSIA. Zamknięta byłam w komorze. WAŁEK. Co? zamknięta byłaś w komorze?... Rozumie teraz twoją zagadkę, Wojtaszku!... Kto cię zamknął? MAŁGOSIA. Ciotka. WAŁEK. Ciotka? A to dlaczego?... Ts^AŁGOSlA. Przyszedł ojciec i zaczął ją lżyć, że mnie przetrzy- muje u siebie.„ Jak ino go ciotka zobaczyła na drodze, tak ci zaraz powiada: »ldzie ten cholerny, będzie nie- szczęście, schowaj się, bo uciec z chałupy już nie mo- żesz«. 1 zamknęła mnie w komorze. 74 JAN KASPROWICZ WAŁEK. A jak wypęszył*), żeś jest u ciotki? MAŁGOSIA. Nie wiem... Jak mnie wtenczas wygnał z chałupy, tak poszłam do ciotki, bo mi kazała matka. Przenocowałam; na drugi dzień przyszła matka i powiada, że lepiej będzie, jeżeli pójdę ze wsi, bo ojciec się nie uspokoił... Tak udałam się do Międzyborza, gdzie siedzi na swo- jem rodzony brat mojej matki. Ale on mnie przyjąć nie chciał, ))bo, powiada, ojciec jest dobry człowiek, ale jak się rozgniewa, to niema z nim rady«. Takem związała znowu tobołek i wróciłam. Ciotka wszystkim przykazała, aby była tajemnica... Ale kto się ustrzeże złego?... A może nawet zdradził w swojej głupocie ten Wojtaszek, któregoś przysłał po mnie?... Wiesz, że Wojtaszek lubi się przypochlebiać za kieliszek wódki i może zdradzić. WAŁEK. Nie było nikogo pod ręką, sam nie chciałem się po- kazywać, żeby nie było gorzej... MAŁGOSIA. Jak ojciec sobie poszedł, tak wybiegłam z komory i przez ogrody przyleciałam tu, jako już było późno... Mam ci wielki strach, żeby czasem ojciec nie wyśle- dził, gdzie jestem i nie przyszedł tu. WAŁEK. A! teraz rozumie te jego zagadki. MAŁGOSIA. Co mówisz? *) Wyśledził. ŚWIAT SIĘ KOŃCZY 7<; WAŁEK. Nic! Nic!... Rozumie: "Mięta wiła się po płocie, a Cierpik ścierpł!. ..« O ty psie, Wojtaszku! Zdra- dziłeś! Zdradziłeś!... Ale niecłi!... Abo my to robimy co złego? MAŁGOSIA. Co ty gadasz do siebie? toć przecie powiedz!... WAŁEK. Nic! nic! mówię ino tyle, że nie robimy nic złego... Niecł\by ino się jeden abo drugi poważył co pisnąć! MAŁGOSIA. Wałek! ja się ciebie boję! Tajemnice masz przedemną. WAŁEK. Nie! nie! Mówię ino tyle, że nie robimy nic złego- MAŁGOSIA. Juści, że nie robimy nic złego... Acłi! żebyś ty wie- dział! Żebyś ty wiedział, co ten rodzony ojciec na mnie gadał... Lepiej umrzeć, niż takie życie prowa- dzić! Płacze. WAŁEK ostro, z odcieniem 'holu. Nie^płacz! Uspokój się... MAŁGOSIA. Powiedział do ciotki: "Przetrzymujesz w swoim domu ostatniego tłuka, jako ci na dobre to nie wyjdzie« — powiedział. Ciotka się sumituje, że mnie niema, a ojciec na to, że do jednego grzecłiu dodaje jeszcze drugi, bo kłamie. »A, powiada, żeby jeszcze było kłamać 76 JAN KASPROWICZ dla kogo, ale, powiada, dla takiej bezwstydnicy, która ino jest na hańbę familii i całej wsi...« ))A, powiada, jak ją przetrzymujesz, to będziesz mu- siała przetrzymywać i jej bękarta ..« O mój Boże! o mój Boże!... O moja nieszczęśliwa dolo! Lepiej się utopić, jak zrobiła ta biedna Salusia Orczykówna, z którą tak samo było, jak ze mną... Już teraz cicho sobie śpi... Lepiej się utopić! lepiej się utopić!... WAŁEK. Małgosia! jestem spokojny człowiek, umie warować jak pies, ale jak mnie kto ugryzie, tak niema zlitowa- nia. Ugryźli ciebie! okropnie cię ugryźli, a to tak samo, jakby mnie ugryźli... Zemszczę się na wszystkich. AAALGOSIA. Nie mów tego. Wałek, to grzech śmiertelny!... WAŁEK. Grzech czy nie grzech!... A nie jest grzech człowieka niewinnego deptać jak jaki gnój, targać jak jakie słomsko ? Powiedz, gdzie tu jest sprawiedliwość?... A co ty za- winiła, abo co ja zawinił? abo co zawinił ten bękart, którego jeszcze niema na świecie? Czego oni ci go wytykają? Jeżeli bękart, to mój bękart, a nie czyj inny! 1 ty jesteś moja, już im to raz powiedziałem, żeby się świat miał skończyć! MAŁGOSIA. O mój jedyny!... Nasi ojcowie nie chcą, żeby ja była twoja, a ty żebyś był moim... Mój ojciec powiada: "Straciłem wszystko! Stary Mięta — niby twój ojciec — dołki podemną kopie; zemszczę się, żeli nie na starym, to na młodym, który się także przyczynił do mojego nieszczęścia «. J ŚWIAT SIĘ KOŃCZY 77 WAŁEK. Kto? ja? MAŁGOSIA. Ty, powiada, ty! Powiada, że gdyby to się nie stało, to byłabym dostała innego chłopa, coby miał cłioć kilka zagonów roli... WAŁEK. 1 tobie żal tego? MAŁGOSIA. Nie mnie, ino ojcu... Zawszeć, powiada, byłoby lepiej, aniżeli za fabrycznego popychacza. WAŁEK. A! psy! 7VlAŁGOS]A. Jeszcze, powiada, że gdyby ojciec tobie zapisał grunt, to jakośby jeszcze, powiada, było, uwiesiłby się przy nas i choć na twojej ziemi, toby pracował, a okru- tnie lubi pracować w roli. WAŁEK. Będę miał grunt! będę miał grunt! Powiadam ci, będę miał grunt! Uwiesi się przy nas, będzie mógł praco- wać w roli. MAŁGOSIA. Nie będziesz miał. Wałek! nie będziesz miał gruntu! Wszystko się skończyło! Macocha wchodzi w dom... Jutro wesele!... Wszystko się skończyło!... O jakeś ty mnie unieszczęśliwił!... Wałek, Wałek! jakeś ty mnie unieszczęśliwił!... 78 JAN KASPROWICZ WAŁEK. Co? i ty jeszcze na mnie?... MAŁGOSIA. Nie na ciebie!... Ino co ja teraz pocznę!... Utopię się, abo co!... Ah! ratuj mnie, Wałek... "Z. lyłu nad- szedł Cierpik i schwyciszy ją za za włosy, zdarł jej chustkę z głowy. CIERPIK pastwiąc się nad córką. Mówiłem ci, idź sobie, gdzie cię oczy poniesą, a ty, zamiast tego, pod mędle chodzisz? Ty suko! Za bia- łego dnia!... W samo południe!... Przedtem tłukłaś się przynajmniej wieczorami, kiedy miesiąc świecił, kryłaś się za stodoły!... A teraz w szczerem polu, za białego dnia, w samo południe. WAŁEK. Panie-ojcze!... Chwyta go za gardło jedną ręką, a drugą chce mu wydrzeć Małgosię, która wijąc się po ziemi, jęczy i woła: MAŁGOSIA. Zabije mnie! zabije mnie!... Tatusiu! zlitujcie się nade- mną!... Wałek, ratuj!... CIERPIK odpychając Walka. Ostatni pies niech ci będzie panem-ojcem, ale nie ży- jący człowiek!... Do Małgosi. Ty bezwstydnico!... WAŁEK. Puśćcie, bo was tutaj zetrę na miazgę, chociażeście stary i ojciec... CIERPIK broniąc się. Ty psie! rzucasz się na starego?... 1 ty chciałeś być moim zięciem?... Ty psie! ŚWIAT S)Ę KOŃCZY 79 Nie macie litości nad rodzoną córką, ani nad nikim... Jesteście gorszy od Heroda... Na miazgę was roz- tłukę!... Zrobię sprawiedliwość... Skórę wam zedrę z obmierzłego cielska. MAŁGOSIA. Tatusiu! tatusiu! miejcie zlitowanie!... Wałek! Wałek! daj spokój... Miej ty chociaż Pana Boga w sercu... WAŁEK puszczając Cierpika. Myślałem, że złe ominęło was przynajmniej, a widzę, żeście nic nie wart, a i ta nic nie warta, żal jej, że nie dostanie innego chłopa... MAŁGOSIA. Wałek! Wałek! o mój jedyny! nie móv/ tak!... CIERPIK kopiąc ją. Co? twój jedyny... Bezwstydnie©! twój jedyny? Zja- wia się Mięta. AUĘTA podchmielony. Cóż to widzę, kumoterku!... Cierpiku!... Rajfurzycie! Doprowadzacie córkę do tego — i to pod mędle... Fi! fi!... Kiedy słonyszko świeci żywe na niebie! CIERPIK. Pijanico stary!... MIĘTA. Nibyście wy młody... Krzyż macie wiśny, jak jaki młodzian... He! he! A Jagna kontenta z was, żeście taki młodzian?... hę?... CIERPIK. Nie chcę ja się plugawić z tobą.. 8o JAN KASPROWICZ MICTA. Rozumic! rozumie wszystko!... Nie możecie inaczej przyjść do majątku, uratować się od supasty, tak przy- najmniej przez zięcia... A, żeby było pewno, tak do- prowadzacie... Rozumie!... Rozumie... CIERPIK. Milcz, ty dziadu!... MICTA zwrócony do Walka i Małgosi. A! jak kwiatyszki, tak wyglądają... Zbiedziło się nie- boractwo... WAŁEK. Ojcze! bo mi jest tak dzisiaj, że na nic nie uważam. MICTA. Rozumie! rozumie! Nie uważasz nawet na to, że jasny dzień i że mędle, to nie żadne stodoły... A co? Cier- piku! Kumoterku! Ładna parka!... Fabryczny popy- chacz i córka p e k n e r a, który pójdzie jutro zdechnąć pod płotem kościelnym. A juści!... Ja ze ślubu do cłiałupy, do miemieckich groszy, ze żoną — tak! ze żoną! a ty ze supasty pod kościół. Ha! ha! z torbami pod kościół... CIERPIK dolatując do niego. Tego już zanadto!... MAŁGOSIA, która przez ten czas siedząc skulona, pa- trzała w osłupieniu, co się dzieje. Tatusiu! CIERPIK. Precz, suko!... \ ŚWIAT SIĘ KOŃCZY 8l WAŁEK. Ojcze!... Starajcie się miarkować. Ojcze! MICTA. Tak! ojcze! panie-ojcze!... Chodźcie razem na żebry!... A wyprawiliście skórę z tego szkapska, co wam pa- dło?... To dobre na sakwy!... Wy na żebry, a ja ze ślubu — tak! tak! synu!... Małgosia! synowo moja! Będziesz nosiła jeść do fa- bryki w dwojaczkach... Nie będzie czasu chodzić pod mędle. A pod czyje byś miała chodzić? Grunt mój! WAŁEK. Ojcze!... bo wam stary łeb rozpłatam... MIĘTA. Dobrego będziesz miał zięcia, Cierpiku!... Chce się rzucić na własnego ojca; chce go zabić. CIERPIK. Dobrzeby zrobił... Do Małgosi. Idź!... MICTA. Dobrzeby zrobił? No, synu! zabij! Będziesz miał grunt i tysiące i Małgosię. Będziesz miał mędle... WAŁEK. Ty tyranie! ty rozpustniku! ty siwy psie! T{zuca się na niego. Małgosia wyrywa się ojcu i rzuca się pomię- dzy Walka i Miętę. MAŁGOSIA. Wałek! Wałek! co robisz? WAŁEK trzymając ojca za gardło. Robię sprawiedliwość!... A ty idź! żałuj, że nie do- staniesz innego chłopa, żałuj, żem cię unieszczęśliwił! «łSpnońicj oziEO II. 6 Sa JAN KASPROWICZ MICTA. Ratunku! Morduje mnie własny syn. WAŁEK dusząc ojca. Nie morduję, ino robię sprawiedliwość!... Tak! stary psie! za moje młode życie!... Masz żeniaczkę!... masz grunt! masz pieniądze. "Podczas tego usuwają się na dalszy plan sceny. MAŁGOSIA. Wałek! Wałek!... Ratunku! CIERPIK. Precz! niech się mordują te psy!... Świadków nie po- trzeba. Wpada Jagna. JAGNA do Cierpika. Wojtaszek po wsi opowiada, że pomstujesz... Tchu już nic mam w sobie! Co ci to biedne dziecko za- winiło?... CIERPIK. 1 ty jeszcze? 1 ciebie zabiję... JAGNA. Zabij mnie!... Zabij 1... Ale już raz daj spokój tej nieszczęśliwej dziewczynie. A tam co się dzieje? Spo- strzega Walka duszącego ojca. Wałek, co robisz? WAŁEK. Sprawiedliwość ! . . . JAGNA. Ratunku! ratunku!... Wchodzą żniwiarze. ŚWIAT SIĘ KOŃCZY 83 JEDEN ZE ŻNIWIARZY. Co to jest? Miasto Panu Bogu dziękować za szczę- śliwe żniwa, to wy się w szczerenn polu chceta mor- dować!... Chłopy! dalej!... Niech nie robią obrazy boskiej!... Przylatując do Walka. Cóż to? Ojciec le- dwie dycha... Chłopy! udusił ojca! O ty zbrodniarzu! coś ty zrobił? WAŁEK. Zrobiłem sprawiedliwość!... A teraz jeszcze z tamtym skończę... Chce się rzucić na Cierpika; przytrzymują go żniwiarze i wiążą, inni zabierają Miętę, który dogorywa. MAŁGOSIA. Coś ty zrobił Wałek! coś ty zrobił... llnieszczęśliwi- łeś mnie i siebie... Zrobię i z sobą koniec! Wybiega. Zamieszanie w którym ginie Cierpik- JAGNA za uciekającą Małgosią. Małgosia! Małgosia! o ja nieszczęśliwa matka! ZASŁONA SPADA. 6* ODSŁONA PIĄTA. Scena jak w drugim akcie, za ohoarciem drzwi izdebki wi- dać zwłoki Małgosi, złożone na piasku, przykryte białem prze- ścieradłem. JAGNA porządkując w izbie, szepce pacierz. ))Ojcze nasz, któryś jest na niebie, święć się imię Twoje, przyjdź królestwo Twoje, bądź wola Twoja jak w nie- bie tak i na ziemi... jak w niebie tak i na ziemi... O Boże! wszechmogący Boże! bądź wola Twoja, jak w niebie tak i na ziemi... « Zamyślając się. Juści to, powiadają, śmierć jest ino przejściem do lepszego ży- cia... Pan Bóg zabiera wszystkich do siebie, a kiedy człowiek zemrze młodo, to ma największą zasługę... Pan Bóg zabiera wszystkich do siebie, żeli są bez śmiertelnego grzechu na duszy... A juści, powiadają, kiedy umrze dziewczyna, to ją Pan Bóg stawia koło tronu Najświętszej Panienki, co jest jako zorza, abo jak ranna jutrzenka... 1 stoją tak wszystkie, które zeszły z tego świata, w bieli i z zieleniejącemi gałązkami w ręku i śpiewają hymny... Takem czytała w tej książce o świętej Teresie... O dziecię moje! o córko moja najdroższa! Jedyna to jeszcze pociecha dla mnie, że staniesz koło tronu Przenajświętszej Panienki w bieli i z zieleniejącą gałązką w ręku, jako żyłaś na tym ŚWIAT SIĘ KOŃCZY 85 Świecie bez skazy... Bez skazy?... A to?... O Boże! Boże! bądź wola Twoja, jak w niebie, tak i na ziemi... O ja nieszczęśliwa istota! nawet pacierza z tego wszyst- kiego nie mogę dokończyć!... \lękcijąc, modli się pół- głosem. ftOjcze nasz! któryś jest na niebie, święć się imię Twoje, przyjdź królestwo Twoje, bądź wola Twoja, jak w niebie tak i na ziemi... « jak w niebie tak i na ziemi. Wchodzi kumoszka. KUMOSZKA. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. JAGNA wstając od łóżka, przy k^órem kh<^zała. Na wieki wieków. Amen. Witajcie do nas, kumoszko. KUMOSZKA. Bóg zapłać... Przyszłam was też pocieszyć w tej wa- szej wielkiej żałości i zobaczyć sobie tę biedną Mał- gosię. JAGNA. Bóg wam zapłać... Leży w izdebce na piasku. Idźcie, zmówcie chociaż z jeden wieczny odpoczynek za jej duszę... \umoszka wchodzi do izdebki- Jagna załamu- jąc ręce. Jak się to wszystko skończyło! jak się to wszystko skończyło... Czy ja to myślałam, o córko moja, że taki będzie twój koniec, kiedyś na świat przyszła?... Czy ja się tego kiedy spodziewałam, że zamiast do ołtarza, to cię poprowadzą do grobu? O lelijko moja! o ruciany mój kwiatyszku! Jeszcze żebyś była zachorowała, żebyś była umarła swoją śmiercią — ale tak!... O ja n-eszczęśliwa matka!... Straciłam ostatnią nadzieję, ostatnią pociechę! straci- łam już ostatni skarb na świecie... 86 JAN KASPROWICZ KUMOSZKA zoychodząc z izdebki. Zmieniła się do niepoznania. Dawniej była jak cud!... Śliczności!... Co to może taka woda. JAGNA. Mówiła do mnie: »Nanusiu! nic się nie zmieniło! on się nie zmienił i ja się nie zmienię«, a teraz śmierć ją zmieniła do niepoznania, a on — jak się to wszystko zmieniło! jak się to wszystko zmieniło!... KUMOSZKA. Jak go prowadzili żandarmy do miasta, tak był jak bezprzytomny... Pytał się ino, czy już znaleźli Mał- gosię w jeziorze... Ale te żandarmy to ino go ofu- knęli i powiedzieli jakieś słowo, widno, niemieckie przekleństwo, że ma być cicho, jako jest zbrodniarz i nicpotem, bo udusił własnego ojca. Tak on zamilkł... Ale, kumoszko, przeżegnajcie się krzyżem świętym, weźcie Boga na pomoc i znieście to wszystko. JAGNA. O! już ja tego nie wytrzymam, już ja nie mam sił na to wszystko?... A nie pastwili się nad nim? KUMOSZKA. Nibyć tego ludzie tak dokumentnie nie widzieli... Ale to ino było, że jak mu nakładali kajdany na ręce, tak jeden z tych żandarmów zaczął go bić, jako Wałek nie chciał się dać okuć, bo, powiada, to nie potrzebne, ja, powiada, pójdę sam, gdzie ino chceta... Wchodzi Cierpi^.. CISRPIK do kumoszki. Jak się macie, kumoszko?... ŚWIAT SIĘ KOŃCZY 87 KUMOSZKA. Bóg zapłać... JAGNA do Cierpika. Byłeś u księdza? CIERPIK. Byłem, ale nie zastałem go w domu. JAGNA. Tak nic nie wiesz? CIERPIK. Nie... Ino prosiłem Idzikiewicza, ażeby pomówił z księ- dzem względem tego pochówku. Idzikiewicz przyrzekł, że jak ino ksiądz powróci z tego swojego spaceru, tak z nim zaraz pogada. KUMOSZKA. Ja bo myślę, że tam niema nic do gadania; proboszcz wie, jako nie opływacie w dostatki, tak też i pokropi za dobre słowo i świece i chorągwie wziąść pozwoli, a może nawet sam odprowadzi na ten smętarz, jako wie, że Małgosia była dobra dziewczyna... JAGNA wybuchując. Czy ja się tego spodziewała kiedy, że zamiast cię po- kropić przy ołtarzu w tę godzinę ślubowania, to cię ksiądz będzie kropił w kruchcie!... Czy ja się tego spodziewała!... CIERPIK. Jagna, cicho!... bo mnie się samemu serce kraje na to wszystko... 88 JAN KASPROWICZ JAGNA. Teraz ci się serce kraje, a kto temu wszystkiemu wmien CIERPIK. Jagna, mówię ci, bądź cicho... KUMOSZKA. No, niech wam tu Bóg dopomoże; muszę ja też iść do swojej roboty... A wy, kumoszko, nie zorujcie tak bardzo. Bóg dał. Bóg wziął, juści we wszystkiem jest wola Pana Boga... Zostańcie z Panem Jezusem... JAGNA. Idźcie, kumoszko, z Panem Jezusem... Bóg wam też zapłać za tę waszą pamięć i za to wasze dobre serce... \umoszkci odchodzi. CIERPIK. Kobieto! nie narzekaj! nie lamentuj tak bardzo! juści jest prawda, że we wszystkiem jest wola Pana Boga... JAGNA. Ty masz twarde serce, jak ten głaz, ale ja wytrzy- mać nie ]mogę... Wybuchując. O nieszczęśliwy czło- wieku! czegoś ty narobił! czegoś ty narobił! CIERPIK. Jestem grzeszny człowiek!... Narobiłem złego... Ale, Jagna, proszę cię jeszcze raz, bądź cicho, miej choć ty litość nademną! fgłowa mi trzeszczy, że dziw nie pęknie... TPchodzi kościelny. KOŚCIELNY. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. ŚWIAT S)Ę KOŃCZY 89 JAGNA. Na wieki wieków. Amen. Witajcie do nas. KOŚCIELNY. Bóg zapłać, Bóg zapłać... JAGNA. Mówiliście z proboszczem?... Przebaczcie, że tak się was zaraz pytam, ale sami widzicie, w jakim my to kłopocie i smutku. Usiądźcie. KOŚCIELNY siadając. O, psu nie życzyć tego, a cóż dopiero chrześcijań- skiemu człowiekowi! Nie mam wam tego za złe... A co się tyczy proboszcza, to mówiłem... JAGNA. 1 co? a pójdzie też ta nowa chorągiew, którą prze- szłego roku sprawiło bractwo Matki Różańcowej?... Małgosia była przecie też w różańcu świętym. KOŚCIELNY. Jak ino przyszedł proboszcz do domu, tak ja do niego — jako mam zawsze przystęp — i, pochwaliwszy Pana Boga: ))Tak i tak«, powiadam, »Cierpikom złoto z da- chu nie kapie, teraz nawet supastacya na nich przy- chodzi, więc też, powiadam, pochować tę nieszczęśliwą abo darmo, abo co... Może, powiadam tak delikatnie, dać i świece, choćby te żółte, niekoniecznie te z bia- łego wosku, niepotrzeba zaraz najlepszych, no i, po- wiadam, jedne i drugą z tych chorągwi, które tam stoją, powiadam, za ołtarzem na wypadek... Nic im, powiadam, nie będzie, deszczu niema, więc też, po- wiadam, nie zepsują się tak od jednego razu, chociaż pójdą darmo. Cierpik, powiadam, i na ochfiarę przed- 9© JAN KASPROWICZ tern dawał, więc też, powiadam, nie zawadzi zrobić dla niego ten miłosierny uczynek... JAGNA. No, i ksiądz przystał na wszystko... Niecł\ mu to Pan Bóg tysiąckrotnie wynagrodzi, jako miał zlitowanie nad naszym całym domem... KOŚCIELNY. Gdzież przystał... Jak mógł przystać! Kobieto! nie grzeszcie, nie mógł przystać na żaden sposób!... JAGNA. Nie mógł przystać na żaden sposób, mówicie?... CIERPIK. Jak to nie mógł przystać?... KOŚCIELNY. O prości ludkowie! nawet tyle rozumu nie macie w swoich głowach, ażeby wiedzieć, że na to nie mógł przystać żadną miarą... JAGNA. A toć nie bierzcie nas, panie Idzikiewicz, na tortury, ino rzeknijcie od razu, dlaczego nie mógł przystać... KOŚCIELNY. Jak mu to wszystko powiedziałem, tak powiada do mnie z gniewem: ))Co to? i tobie przewróciło się już w głowie, że nie wiesz, jakie jest prawo?... A/lnie taki kościelny, co się nie zna na prawie, wcale niepo- trzebny!...« Tak, wiecie, powiedział. CIERPIK. A co tu ma prawo?... SWlAT SIE KOŃCZY 9] KOŚCIELNY. Juści nie żadne prawo sądowe, ino prawo kościelne... Co ja teraz zrobię? Straciłem dla was łaskę probo- szcza!... JAGNA. Na miłość Pana Boga, mówcie, jakie tu jest prawo?... KOŚCIELNY. Juści takie jest prawo, nie żadne sądowe ino kościelne — »jest takie przykazanie" — powiada proboszcz do mnie — »słuchaj! powiada, ty stary kpie, »ty stary kpie«, powiedział do mnie, wyraźnie ))ty stary kpie!« i to wszystko przez was — ))jest takie, powiada, przy- kazanie, że jeżeli człowiek nagle umrze, a nie wyspo- wiada się, dlatego się jedynie nie wyspowiada, jako żadną miarą wiedzieć nie mógł, że mu przyjdzie nagle umrzeć, wtedy, powiada proboszcz do mnie, chrześci- jański pogrzeb może być dopuszczony, jako ów-ci człowiek umarły byłby się wyspowiadał, gdyby był wiedział, że musi nagle umierać" — ale inna jest rzecz z waszą córką... CIERPIK. Jaka tu inna rzecz?... JAGNA. Mówcie już raz, jaka tu inna rzecz?... KOŚCIELNY. Tutaj jest rzecz taka: Wasza córka wiedziała o tern, że umrze nagle, bo juści przecie, wiadoma jest rzecz, że odebrała sobie życie sama, więc też, powiada pro- boszcz do mnie: » Chrześcijański pogrzeb być nie może; to sprzeciwia się prawu; wykopiesz jej, po- wiada, grób pod płotem, w samym kącie smętarza, na ^2 JAN KASPROWICZ niepoświęconem miejscu, koło grobu tego Kruszki, co się przed kilkoma laty powiesił z wielkiego pijaństwa«. JAGNA -wyhuchując. O mój Boże jedyny! O mój litościwy Boże!... Czego ja się doczekała na stare swoje lata!... O córko moja nieszczęśliwa!... Na niepoświęconem miejscu, pod pło- tem masz leżeć! w samym kącie smętarza masz leżeć! kolo grobu Kruszki, co się powiesił z wielkiego pijań- stwa!... Mówiła stara Obojczykowa, kiedyś przyszła na świat, mówiła przy oględzinach: ))Cieszcie się, uro- dziła się pod dobrą gwiazdą, jako jest przemiana na niebie, przemiana miesiąca, powiada; i żyłkę ma po- między oczkami, a to znaczy wielkie szczęście... De- likatniuchna jest, stworzona jest na wielką panią!. ..« Doczekałaś się wielkiego szczęścia! doczekałaś się, có- ruchno, wielkiego państwa! Nawet nie masz być po- chowana, jak każdy inny chrześcijański człowiek, a ino na niepoświęconem miejscu mają ci dół wykopać, pod płotem, w kąciku smętarza, koło grobu tego Kruszki, co się powiesił z wielkiego pijaństwa... 1 to wszystko przez ciebie, ty nieszczęsny człowieku: katowałeś ją! wypchnąłeś z domu! obszedłeś się z nią gorzej, aniżeli z psem! gadziny się nie wygania z chałupy!... CIERPIK. Jagna! cicho!... serce mi się kraje i głowa trzeszczy, dziw nie pęknie... JAGNA. W kąciku pod płotem!... O nie! nie!... nie dopuszczę! Pójdę sama do księdza, padnę mu do nóg: ))Księży- czku, powiem, ulituj się nad nieszczęśliwą matką! niech ma chociaż jedną pociechę! Ulituj się! ulituj !« Zabiera się do wyjścia. SWlAT SIE KOŃCZY 93 KOŚCIELNY. Na nic wam się to nie przyda, wszystko iść musi we- dle prawa. Ksiądz zagniewany jest bardzo — powiada: »W żadnej parachfii się to nie dzieje, co w jego: syn zabija własnego ojca, dziewczyna różańcowa chodzi za stodoły i potem jeszcze odbiera sobie życie, którego sobie nie dała...« 'Z.a wychodzącą. Nie chodźcie. Nie chodźcie, to na nic! wszystko musi iść wedJe prawa. CIERPIK. Niech takie prawo!... KOŚCIELNY. Bezbożny człowiek jesteście! Pożegnam was; muszę iść do tego Mięty; jakiś pogrzeb będzie; zawszeć so- bie życia sam nie odebrał, a ino uduszony został przez rodzonego syna... Zostańcie z Bogiem!... A f o 1 c y e r jeszcze nie był? Wróbla widziałem we wsi... Zostań- cie z Bogiem. Wychodzi giównemi drzwiami. CIERPIK sam. ] to wszystko przez ciebie, ty nieszczęsny człowieku!... Katowałeś ją!... Wypchnąłeś ją z domu!... Obszedłeś się z nią gorzej, aniżeli z psem!... Gadziny się nie wygania z chałupy. Gadziny się nie wygania z cha- łupy, a ja wygnałem swoją własną krew!... O dziecko moje jedyne!... A czy ja mogłem pomyśleć, że taki będzie koniec?... Mówiłem sobie w duszy: wniech pójdzie w służbę, dopóki moja złość nie przeminie. ..« Nie śmiałem oczu podnieść na ludzi, jako w naszym rodzie nie było nigdy żadnej hańby!... A mawiał mi ojciec nieboszczyk, kiedym miał ślubować: )>Nowe roz- poczynasz życie! wielki na siebie bierzesz obowiązek; pamiętaj, abyś zawsze żył po bożemu ze swoją... A dzieci chowaj podług przykazania: jak zobaczysz, że twój syn, abo twoja córka grzeszy ręką, tak utnij 94 JAN KASPROWICZ rękę, bo lepiej stanąć po prawicy z jedną ręką, ani- żeli iść na potępienie, mając ręce obie...« Wszystko się tak naraz zwaliło na moją głowę, jako ten piasek, kiedy się ustępuje góra. Zabierają mi zagon, na któ- rym człowiek harował od młodości... Wyganiają mnie z chałupy, widziałem, w której doczekałem się starych lat... Co znaczy mi już życie bez córki, bez roli, bez własnego dachu!... Mięto! nie żyjesz i ja już nie żyję!... Spotkamy się na tamtym sądzie jeszcze dziś... A co mi było zazdrościć innym, że zrobili interes na Miemcach?... Byłem chciwy!... Boże! bądź miłościw mojej grzesznej duszy... A co mnie było prześlado- wać tego Walka, co po bożemu chciał poprowadzić do ołtarza moją nieszczęśliwą córkę?... Byłem chciwy!... Byłem pyszny!... Nie chciałem, aby ludzie powiedzieli: )>Nic mógł znaleźć cieplejszego miejsca dla swojej shańbionej córki, tak ją oddał za fabrycznego popy- chacza!...« Boże! bądź miłościw mojej grzesznej du- szy... Chciałem się zemścić i zemściłem się na swej własnej córce... Zwracając się ku drzwiom izdebki' O dziecko moje jedyne! nie sama będziesz leżała pod płotem, w kąciku smętarza, na niepoświęconem miej- scu!... Boże! bądź miłościw mojej grzesznej duszy!... Przebacz mi moje grzechy!... Mam na sumieniu Miętę, który, sam nie wiem dlaczego, był moim wrogiem. A czy nie stoi w przykazaniu: »abyście miłowali nie- przyjacioły wasze ?...« Boże, bądź miłościw mojej grze- sznej duszy!... Mam na sumieniu Walka, mam na su- mieniu Jagnę, co wypłakuje oczy, mam na sumieniu jedyniącą córkę. Tak! abo tak!... Nie!... tak! tak! tak!... A co zrobi Jagna?... Ulitują się nad nią prędzej, ani- żeli, gdyby została ze mną. Zresztą, co ja jej dam?... Stary jestem, pracować nie mogę, a tu wszystko już zabierają!... Całą chudobę! całą ludzką chudobę! wszystką krwawą pracę, wszystek słony pot!... Ulitują się nad nią!... "Poza sceną głosy, zbliżających się ludzi; Cierpik spogląda w okno. Teraz się już wszystko kończy!... ŚWIAT SIĘ KOŃCZY 95 Przychodzą zabierać ostatki!... Tego mi nie zabiorą! Wyjmuje sznurek z kieszeni. O córko moja! Nie że- gnam się z tobą! Zobaczymy się jeszcze dziś! Nie sama będziesz leżała pod płotem!... Jeżeli ty masz leżeć, to i ja niech leżę!... Oni tędy, a ja tamtędy!... Wskazuje na drzwi główne i na drzwi prowadzące do izdebki- Niech zabierają wszystko!... Ginie w izdebce. Za chwileczkę słychać otwieranie okna w izdebce. Przez główne drzwi wchodzi komornik. Wróbel, lud, robotnicy. WRÓBEL. Mówili, robaszku! że Cierpik w chałupie... A gdzie on, robaszku?... Cierpiku! a gdzie wy?... Po swoje-m przyszedł, robaszku!... KOMORNIK. Sztyl! Nic nie gadać. Nie wasza rzecz... T)o tłumu zwrócony. Idźcie, poszukajcie tego Cierpik — potrze- bny jest. JEDEN Z LUDZI. A bo my to sługi czyje, żebym tak zaraz na żądanie mieli szukać kogo?... KOMORNIK. A czego wy tu przyszli?... INNY. Na licytacyę przyszli m, mamy prawo. KOMORNIK do jednego z robotników niemieckich. Gehen Sie, suchen Sie den auf, mit diesem polnischen Vieh ist nichts anzufangen. KILKU Z TŁUMU. Kto »polszes Fi?«. Czy pan myśli, że my tego nie rozumiemy. He?... ^6 JAN KASPROWICZ KOMORNIK. Co to jest?... Opór przeciwko władzy?... Po żandar- mów poszlc... Przygląda się sprzętom i kontroluje w aktach. Trzeba zobaczyć, czy nie sprzedała ta sa- kramencka bestya jakiego Geraethu. wRCmm.. Juści, robaszku, sprzedać mógł, na moją krzywdę, ro- baszku. KOMORNIK. Mówiłem już raz, to nie wasza rzecz... Wskazując w ki^f^nku izdebki. A tam co?... WOJTASZEK wysunąwszy się z tłumu. Tam jest ta, panie folcyer, co chodziła ryby łowić na jeziorze. KOMORNIK. Du Bestie! Kpisz sobie z królewskiego urzędnika?... JEDEN Z TŁUMU. Niespełna rozumu jest, półgłupi jest! ale nie kpił... JEDEN Z NIEMIECKICH ROBOTNlKÓ^t' wracając. Nirgends zu finden. Niema go nigdzie... WOJTASZEK wskazując na otwarte okno w izdebce. Chcieli ptaszka schwycić w gnieździe pod pułapem, a on im uciekł szparką. KOMORNIK. No! rozpoczniemy... Może przyjdzie... Ein Schrank! Szafa!... ŚWIAT Się KOŃCZY 97 JEDEN Z TŁUMU. Ludzie! nie licytujta! żałoba jest! ludzka krew jest!... INNY Z TŁUMU. A bo to niema tutaj Miemców, co będą licytować bez nas?... INNY Z TŁUMU. Nie damy im... Panie folcyer! dziś licytować nie mo- żna! żałoba jest!... WRÓBEL. Robaszku! Żałoba, żałoba, a... JEDEN Z TŁUMU. Wy, dziadu, bądźcie cicho! Zbrodniarz jesteście... Chłopy! wyrzućta tego psa za drzwi... Nie dosyć je- dnej plagi na ten naród polski, jeszcze on marnuje ludzi... INNI Z TŁUMU. Wyrzucić go! a Miemcom zabronić licytować... JCilku wypycha Wróbla. Wpada jedna z kumoszek- KUMOSZKA. Chłopy! chłopy!... nieszczęście się stało!... Cierpik się powiesił!... Za stodołą Zielaznego — tak, żeby go nikt nie widział... Ja przypadkiem szłam przez za- płocie — zobaczyłam... O czy to się świat już koń- czy!... Wybiega ki^k^ chłopów. KOMORNIK. Co? powiesił się?... A gdzie żona? jedno tu potrzebne. ll«SeR0WIC2. OZIEU II. 7 98 JAN KASPROWICZ JAGNA wpadajcie na scenę. Nie chciał przystać! Nic chciał przystać!... Co tu się dzieje?... JEDEN Z TŁUMU. Supastacya!... JAGNA. Niech zabierają wszystko! Dla mnie już życia niema... A Cierpik gdzie? JEDEN Z TŁUMU. Żeli mamy prawdę powiedzieć, to nie żyje... JAGNA. Nie żyje? O Boże!... litościwy Boże!... Jak ty nas strasznie karzesz. Ale bądź wola Twoja, jak w niebie, tak i na ziemi. ZASŁONA SPADA. 11 BUNT NAPIERSKIEGO OSOBY. ALEKSANDER KOSTKA NAPIERSKI, syn naturalny Władysł.wa JV. STANISŁAW ŁĘTOWSKl, zwany Marszałkiem, sołtys z Czarnego Dunajca. MARCIN RADOCKl, rektor szkoły pcimskiej. WIKTO RYN ZDANOWSKI, podstarości nowotarski. WASYL CZEPIEC, syn dzwonnika z Grybowy. WOJCIECH ŁĘTOWSKl, \ JARZĄBEK, ' młodzi górale. KRZYŚ GĄSIENICA, j WILHELM JAROCKI, pułkownik dragonów biskupa krakowskiego. GONIEC. MOJSZE. ŁĘTOWSKA, żona Stanisława. HANUSIA, ich córka. SALKA NIEZNANA. SURA. DZIEWCZYNA. GAZDOWIE, GÓRALE z oddziałów Łętowskiego i Czepca. DRAGONI, ŻYDZI. Rzecz dzieje się 1651 r. Pierwszy akt w Czarnym Dunajcu, drugi (19 czerwca) i trzeci (14 czerwca) na zamku czorsztyńskim. AKT PIERWSZY. Izba w domu Łętowskiego. Zwykle urządzenie izb góralskich: ściany z heblowanych belekj naokoło ścian półk* ozdobne w stylu zakopiańskim, na nich misy, talerze itd. Pod półkami na belkach dzbanki, roztruchany, pomiędzy tymi niektóre bardzo kosztowne, po- chodzące widocznie z wypraw zbójnickich, prócz tego obrazy świętych, oraz przedstawiające sceny z życia legendowego Janosika. "Na jednej ze ścian bogaty pas bacowski, noże zbójnickie, ciupagi, kilka strzelb etc. — W środku świetlicy duży stół, stołki, Ijo k^^<^^h skrzynie. HANUSIA, dziewiętnastoletnia piękna dziewczyna, siedzi przy stole i szyje. Podnosząc głowę k^ matce: Ze dwa miesiące, jak się żegnał ze mną, mówił, że wróci z Miśkiem i Gajdosiem i z naszym Wojtkiem, z Hornym i z Jarząbkiem jeszcze nim śnieżek na reglach stopnieje. Białe-ć są jeszcze granie i upłazy, ale ze smreczyn płachta już opadła, zielony meszek widać już na grapie, a jego niema. Boję się w swej duszy... Może go skuli, może jest w ciemnicy. l^ĘTOWSKA, lat około czterdziestu, zajęta sprzątaniem. Tego nie wiedzieć, ino, że Wawrytko, co do Orawy chodził na prześpiegi. 102 lAN KASPROWICZ aby wybadać, czy nie powiesili jego chłopaczka, zawitał już z drogi i opowiada, że tam husarowie schwycili jakichś górali i wszystkich, niby ten kierdel, przygnali na zamek. Pytałam go się, czy pomiędzy nimi nie doźrzał czasem Wojtka i Janosza i resztę naszych, ale on nikogo tamok nie poznał, bo, peda, to byli hań! — od Jurgowa łebo też od Białki, łebo Spiżacy. HANUSIA uspokojona, później z rosnącym zapałem. Kamień spadł mi z serca, cięższy, niż owy na czubie Swinnicy!... Wiedzą, matulu: jużbyk nie patrzała temi oczyma, inobyk je w ślozach gorzkich straciła, gdyby tak mój orzeł marnie zaginon... Lecz on nie zaginie! On-ci, gdy zechce, to, by ptak na skrzydłach, tak się uniesie popod samo niebo, że nasze hory to mu się tam widzą nijak kamyczki, a szumny Dunajec jak srebrna nitka, albo włosik siwy... Wiedzą, matulu, on znalazł szabliczkę, którą Janosik w wielkiej tajemnicy zaciął w jaworze i zasię ją zaklon, aby czekała, aż-ci przyjdzie po nią taki sam junak, jak i on, i weźmie do twardej ręki, by nas biednych ludzi wyrwać z nieszczęścia, z niedoli... A wiedzą: ma-ci on taką strzelbiczkę przy sobie, że, jak się zmierzy, to za jednym strzałem legnie na grani całe stado kozic... A oko, wiedzą, ma jak szczery jastrząb: na tysiąc kroków szelążek dostrzeże i zaraz trafi... A niechby husary BUNT NAPIERSKIEGO 103 chcieli go ścigać, już on im dogodzi... Ja się nie boję... ŁCTOWSKA. ^.^ j^f^j, ^.^ j^f^jj M.ówią: Janosik nad wszystkie był chłopy, za kudły chwytał każdego niedźwiedzia, łeb mu ozbijał, po wirchach chodzował, niby czerwony rogacz, a po halach kiej głos rozpuścieł, tak się siklawice rozpryskiwały, mówią, by dżdże mgławe; jak jaworowe cienkie gałązeczki tak się turniczki trzęsły, a jak piasek rozpadowały się orawskie mury, kiej ów zahuczał, ten Janosik godny, a przecież znalazł swoją śmierć niegodną na szubienicy... Nie dufaj! Wchodzi Wasyl Czepiec. ^° ^^^P^^- Przyszedłeś... Już się dziewczyna stęskniła za tobą. CZEPIEC, ponury, młody junak- Gdyby to wasze słowo było prawdą, na przywitanie rękę by podała. Siada na ławie w k^cie izby. HANUSIA, na której twarzy podczas opowiadania matki malował się niepokój i zwątpienie, tak, że z rąk dziewczyny wypadła materya, szyta przez nią, do Czepca: Może się obejść bez tego. ŁCTOWSKA z niezadowoleniem do Hanusi. "Weź putnię i bież do doju... A ino już słychnąć, kiej ojciec wróci z Pcimia od rektora — rad się napije świeżutkiego mleka. )04 JAN KASPROWICZ HANUSIA. Gąsienicowa użyczyła sobie naszej putniczki. Do Czepca. Możebyś haw, Czepiec. nie wysiadował!... Hipnij po ten statek! Do matki z spokojem i pewnością. Prawdę gadają... ten godny Janosik na szubienicy znalazł śmierć niegodną przez to, że, widzą, krew niewinną przelał... A skazowała mu jedna babinka: »Do tela będziesz chodził po tym świecie, pokiel niewinnej krwie nie puścisz.. .« Do Czepca. y^.^^^^, łiarnasia własna zdradziła frajerka i za korale wydała Luptakom — lecz mój Janosik, widzą, nie przeleje niewinnej kropli i ja go nie zdradzę!... Ja go nie wydam!... przezemnie nie zginie!... CZEPIEC Jeszcze nie było takiego zbójnika, coby na ręku nie miał krwawej plamy, jeszcze nie było takiej frajereczki, coby swojego chłopca nie wieszała... HANUSIA. Mówię ci. Czepiec, idź po putnię!... Chybaj! W kąt się wtuliłeś, bo cię jasność gryzie... Złyś, tak i kraczesz, niby hawrań czarny. Może żałujesz, żeś na zbój nie poszedł — - o tam! za Tatry!... Piękny z ciebie zbójnik! Niewinne baby i dzieci katować, a starościńskim dał się wziąść jak baran... Kozy ci doić i żentycę kwasić, BUNT NAPIERSKIEGO 1 05 W doJiny pędzić szkapska z obońkami, żydom zanosić ser, szachraić z nimi cztery godziny o jednego dutka, nie odmierzować czerwone dukaty w koszyckich kasach... Chybaj! CZEPIEC gniewnie. A idź sama! Na szałasisku życia nie pędziłek, nikt mnie nie uczył brać się do puciery — jeszczebym dzieżkę ozbił o twą głowę... HA^aISlA drwiąco. Na szałasisku życia nie pędziłeś, inoś siadował w grybowskiej dzwonnicy, panom i łyczkom dzwoniłeś na chrzciny i na wesela... Masz przyzwyczajenie, widzisz, do sznura... CZEPIEC. Mówią, w samą porę będzie i tobie potrzebny sznureczek — mocny sznureczek! Trza się przepasować, bo cię rozsadzi... Hospody, pomyłuj! Na chrzciny tobie nie długo zadzwonią a na wesele to jeszcze poczekasz. HANUSIA. Cicho!... Umilknij!... ŁĘTOWSKA podczas tej sceny zajęta sprzątaniem, nie ■wiele zważała na rozmawiających, teraz, posłyszawszy osta- tnie wyrazy Czepca:, Czepiec! coś powiedział o jakimś sznurze ? o chrzcinach ? CZEPIEC. Nic. lo6 JAN KASPROWICZ HANUSIA zagadująca. Wiedzą: pod szubienicą stał już wielki junak, no i ten sznurek, zdjęty mu ze szyi, wpakował sobie do mózgu, tak, widzą, żal mu go było zostawiać katowi... ŁCTOWSKA. Głupia dziewucha, głupia... Nic dobrego tak nie ugwarzysz... Zakrzątnij się w izbie, zamieć świetlicę... będą goście u nas - — pójdę ja sama do Gąsienicowej. "Do Czepca. Dziewucha głupia: wpadło jej w te oczy bielutkie lico i ten wąsik ciemny u Janosika... Ja na to nie baczę, bo myślę sobie: niech ma radość swoją! Śnieg spadł na smreki i stopniał; wiatr halny przeczesał trochę buczynę i przewiał... Tak jak haw przyszedł, tak i pójdzie sobie suchaj-pędziwiatr... Z jakiej on dziedziny, nawet nie wiedzieć... Czarnodunajecki jużci on nie jest, ani zakopiański. Z pod Klikuszowej byli u nas ludzie i nikt go nie zna... Siedział z sześć miesięcy w naszej dziedzinie, mówił, że z imienia jest mu Janosik i tyla, że w halach na koziem mleku tak-ci wyhodował tę swoją białość i tyla... Do Szaflar poszedł na odpust w jakowąś niedzielę i tam się zaraz spiknął z harnasiami i ku Orawie pognał... Powiedali, że niby sokół leciał poprzez hory. CZEPIEC wstając. Podetnę ja mu skrzydełka — jej bohu! BUNT NAPIERSKIEGO 1 07 HANUSIA. Ciupagą łeb ci ozwali. CZEPIEC siadając. Tfu! ŁCTOWSKA- Hanka! Mówię raz jeszcze — słuchaj, nic dobrego tak nie ugwarzysz: Czepiec jest dla ciebie! HANUSIA. Dla n\nie jest hora, a nie kopczyk. ŁCTOWSKA. Hora — abo nie łiora... Zwrócona k^u Czepcowi. Ino to jest prawda, że on tu wszystkim zadał jakby ziela, które odurza... A toć i mój stary uwidział sobie cuda w tym junaku; — mówi, że z takim dobrze iść na pany, bo ma odwagę, mówi, jak nikt w świecie. Opowiadali, że jak brał te perły z żydowskiej skrzyni, to-ci mu we włosach uwisło pięciu hajduków. HANUSIA. Nie! siedmiu, mamiczko, siedmiu! ŁCTOWSKA. Niech będzie. — On wszystkich swoją ciupagą roztrzaskał od razu i perły przyniósł Hanusi. »Na szyjc« — mówił — »królowej perły te przyniosłek*. lo8 JAN KASPROWICZ Podchodzi do skrzyni, wydobywa kt^ko sznurów pereł i po- kazuje Czepcowi. Uważaj: piękne!... Mówił, że w Warszawie niema piękniejszych... Zawiesza perły na szyi Hanusi. ))A zasię* — powiedział — ))wam ja zebrałek, sołtysie -Łętowski, krztynę czerwieńców...« Zawiesiwszy perły, prezentuje Hanusię Czepcowi. Widzisz, jak jej swarnie — istna królowa! Opowiadając dalej. 1, widzisz, mój stary, jako, że w młodycłi leciech na zbój chadzał, uweselił się i rzecze: »Ej! z tobą, chociażem siwy, poszedłbym na lachy !« CZEPIEC. 1 ja z nim pójdę na lachy, jak trzeba. Ale kiej wrócim zdrowo z pohulanki, chciwie tak mu się sprawię: » widzisz, perły moje i Hanka moja, widzisz!« — tak mu powiem. HANUSIA lekceważąco, wpół do siebie. Siedział dudek na dzwonnicy, w deszczu sobie piórka moczył, słoneczka się nie doczekał, jak nie pyszny w dziurę skoczył. Do matki- Wiedzą, matulu! wiedzą, ojciec wróci, a dój nie gotów... Mają iść po putnię, to niechże idą, albo ja polecę. BUNT NAPIERSKIEGO 1 09 ŁCTO^SKA. Sama udoję, a ty skończ to szycie — ino mi nie bądź z Czepcem jako burek z misiem — ten zawsze mocniejszy. Wychodzi, HANUSIA. Ej! złotem jabym kazała wybić szubienicę, kabyś ty wisiał — uważaj: z uciechy! Głupi pułkownik! CZEPIEC. Mądry, bo przykazał w Czarnym Dunajcu siedzieć mi przy tobie, póki na wojnę listu mi nie przyśle. Przysiągłek czekać — ot i czekam... Hanka! Hanka! HANUSIA nachylona nad szyciem. A słyszę. CZEPIEC. Ciężkie moje życie! HANUSIA odwracając się ku niemu. Pułkownikowi podziękuj serdecznie, że ci ten ciężar zostawił — z przyjaźni. CZEPIEC prawie błagalnie. Nie drwij-że! HANUSIA na pół żartobliwie, na pół seryo. Nie drwię! Mówię tak, jak myślę: Wiesz — ciężki kamień skocznie polatuje w przepaść z turniczki... Bież hań! w Kościeliską, 1 lO JAN KASPROWICZ wleź na Kończystą i hip! a zobaczysz, jak ci to ulży. CZEPIEC gniewnie. Słuchaj ! HANUSIA. Ano słyszę... CZEPIEC urągliwie. Szumnie ci zagrał Janosz na gajdoskach — potańcowałaś, aż ci dech zaparło. Dziś nie utańczysz. HANUSIA stanąwszy przed Czepcem — w i^i7jC»u takfach góralskiego tańca, na pół wyzywająco: Ej-że! patrz! drobniuśko, w bok się ująwszy... Drepcą, drepcą nóżki, a przebierają, aż ci cno się robi, aż ci się oczka palą, jak u wilka. "Podśpiewując. Ej-że! gajdy, gajdoski! już ja w sercu bez troski: słodkie nocki, słodkie dnie, kiej Janosik zagra mnie! Poszedł luby junak mój na wojenkę, czy na zbój, tak się strzepnon, kiejby ptak, i pofrunon w horny ślak! o haj!... A widzisz, Czepiec, jeszcze utańcujem! Tak się na wietrze limba nie kołysze, jak ja w tym tańcu... CZEPIEC roznamiętniony, wstaje nagle z ławy i rzucając się ku Hanusi, chce ją objąć wpół. Tyś moja! BUNT NAPIERSKIEGO HANUSIA odpycha go energicznie. CZEPIEC usiłując ją pochwycić. Moja! tyś mojal Nie twoja! HANUSIA odtrąca go i poskoczywszy I^u ścianie, gwałto- wnym ruchem zdejmuje ciupagę i staje w groźnej naprzeciw niego postawie. Precz, ty! CZEPIEC zwolna się mitygując. Nie pierwszyzna jest to dla ciebie... Ja w przepaść z Kończystej, a ty na ulgę rzuć się do Dunajca, bo wnet za ciężko będzie ci — we dwoje. Huczno ci woda zagra na gajdoskach, razem z rybkami zatańcujesz sobie, aż z tego tańca cała posiniejesz, a oczy będą, by kawały lodu, choć haw się jarzą, jak jedliczne szyszki, rzucone w ogień!... Z. uczuciem. Hanka! żyć nie mogę, takeś mi wlazła w moją duszę... Hanka! kiej w Nowym Targu wiedli mnie pod słupy, tak zakutego w żelazne łańcuchy, że z nóg i rąk tych aż mi krew bryzgała, myślałem sobie — nie, że już nie pójdę, tam na swobodę spijać słodkie wina w uherskich lochach, albo zdzierać skórę z fryśnych Luptaków, albo na kubińskim rynku barany rzezać ukradzione, albo czerwieńce praskać na uciechę grybowskich żakóv.', a inom żorował, inom se lice ocierał ze ślozów, że nie zobaczę już ciebie!... Hej!... Hanka! tyś mnie zdradziła... JI2 JAN KASPROWICZ HA>niSlA. ^.^ jjyj^^ frajerką żadnych Wasylów... dzwonników... Po haściach ani leszczynach z tobą nie chodziłam — niecierpliwie jakie masz prawo? Gadaj! CZEPIEC. 1 . • , Jakie prawo? takie mam prawo, że mi się chce ciebie. HANUSIA, k^óra tymczasem założyła ciupagę na swojem miejscu — drwiąco. 1! raz się owsa zachciało koniowi, ale po ziarnku wróble go rozniosły. Wiesz: takie prawo każdy ma na świecie, tylko, że ja tu nie dla wszystkich jestem. CZEPIEC. Ja cię miłuję... Samaś mi przed rokiem obiecowała, że pójdziesz na życie ze mną, z Wasylem, a teper mnie zwiędłaś! Zdradę przebaczam... Czarnodunajeccy i Chochołowscy wiedzą, że w me gniazdo cudzy zaleciał ptak — a niech on zdechnie! — przecież to pisklę, które się wykluje... HANUSIA. Ty mu chrobaczków zbierać haw nie będziesz. Mówię: umilknij! CZEPIEC pokornie. Mołoduszko moja! Jak moje własne u mnie się wypierzy. HANUSIA śmieje się. Hahaha! ha, ha! J BUNT NAPIERSKIEGO 1 1 3 CZEPIEC zimno, z stanowczością. To jest człek ze świata! HANUSIA. Niech sobie będzie. CZEPIEC ;. w. We świat precz uleci. HANUSIA. A kto cię uczył. Czepiec, prorokować? CZEPIEC. Nikt!... To ci mówię: on cię tak zahabił, jako świstaka, co go zarzynają, widzisz, na sadło... Odwróć się od niego! HANUSIA wesoło. Zahabił mnie przy młynie, przy zielonej wierbinie... Poważnie. Nie mogę. Czepiec, nie mogę!... Nad wszystkich Jest mój Janosik... CZEPIEC z ironią. Hładki, białolicy!... Po chwili, stanowczo. Krew się poleje! HANUSIA. Twoja! CZEPIEC rozpaczliwie. Boh to znaje! J^agle. Hanka! uważaj: a kiej ten przybłęda zdradzi twą wiarę? kiej się precz poniesie. KASPROWIOJ. DZIEU II. 1 i 4 JAN KASPROWICZ niby ten sokół, co pożarł jagniątko? kto weń umierzy? Czepiec? HANUSIA. Nie! ja sama! Alboś nie widział, jakem utrefiła onegoć orła, wiesz, hań! popod Bystrą, kiej się na halę spuścił i do strągi z dziobem i szponem?... Zamyśla się... Po chwili. Oreł mój Janosik, ino jagniątka nie tyka... E! głupiś!... Zamyśla się... po chwili, podśpiewując. Uleciał se oreł, ku słońcu się rzucił, A potem w swój pielesz, do swej żenki wrócił... ] pieści samiczkę i pisklątko tuli — luli, złotohlawku, luli, luli, luli!... Czepiec! śpiewałeś kiedy nad kolebką?... W zamyśleniu — podśpiewuje. luli! luli! o haj, luli! luli! luli! Wybucha wesołym śmiechem. Hałiahahaha! CZEPIEC z desperacyą. Hanka! Hanka! Hanka! Ale... naj budę! Chce wyjść — zatrzymuje się jednak z ciekawością na wi- dok wchodzącej do izby Salki ^Nieznanej. SALKA NIEZNANA, kobieta stara z śladami piękna na twarzy. Ehej! starej babie warto zawitać, gdzie takie wesele! Śpiewasz, Hanusiu!? Śpiewaj, śpiewaj sobie, BUNT NAPIERSKIEGO II5 jak skowroneczek! Na starość gardzi ółko wyschnie, by potok — śpiewaj, pókiś młoda. Zwracając się ku Czepcowi. Ale, co widzę! junak tak spochmurniał, niby te czarne świerki w waszych górach! Ej, czarny świerku! A toć cię siekiera nie utrafiła, choć się zamierzali... Zaraz ja ciebie rozraduję... HANUSIA. Salka! Stara Salucha! a haw my ich z roczek już nie doźrzeli... Witają! a skąd to? SALKA. Skądby? ze świata. HANUSIA. O, prawda! ze świata! Mówią, że taka jesteście jak pyłek — z miejsca na miejsce wietrzyk was zanosi; Dziś, mówią, tutaj, a jutro już będzie ze sto mil dalej... Taką macie władzę, że ja się stracham, kiej sobie pomyślę o owym cudzie — z wyrzutem i z lękiem zwłaszcza, że też Boga nie pochwalicie, wszedłszy do świetlice. CZEPIEC żegnając się. Złe... W imię otca i syna i ducha... SALKA do Czepca. Głupiś, junaku... Zwrócona ku Hanusi. 8» 1 I 6 JAN KASPROWICZ Ano, pochwalony niechże nam będzie Pan nasz, Jezus Chrystus. HANUSIA swobodnie. Na wieki wieków... Witają... Zapewne pogłodowali... Zaraz wam przyniosę krztynę owsiaczka i sera... My tutaj, widzą, płonimy, ale już dla gości to się znalezie przykąsek. Wychodzi. SALKA. U! Czepiec! CZEPIEC. A skądże wiecie, żem Czepiec? SALKA. Po drodze każdziutki kwiatek poznam, każdą trawkę: wiem, gdzie mam szukać znacząco jaskru, gdzie dziewanny, gdzie gorzka rośnie rzeżucha, gdzie szalej, gdzie na kochanie znalezę słodyczki, a na tęsknicę cudownej paproci. Cynicznie. Wiem, gdzie się kryje czarnuszka, wiem dobrze, gdzie jest bodziaszek, znam ja dobrze, widzisz, i przytulijkę i łączeń i pokrzyk — jeśli go trzeba, znajdę go pociemku, a ludzi znaćbym nie miała? U! Czepiec! Chciałbyś lekarstwa? Widzę, żeć dolega. — CZEPIEC. Może dolega, ale wam jest wara! wasze lekarstwa... BUNT NAPIERSKIEGO I17 SALKA. Wara i nie wara! Ano popukał dzięcioł po buczynie! Ano jedliczkę smukłą czerw roztoczył, ano w kierdelek zalazł wilk, a jułias gdzieś tam w dolinie stroił się w pętlicę... Od dolin idę, od dolin... mam oko, co z Obidowej dojrzy przez mgły sine na nowotarskim rynku każdy kamyk, śpilkę uwidzę, cłioćby i najmniejszą, a nie słup taki, jak cłiojar. — CZEPIEC gwałtownie. Czort z tobą! SALKA. Takie mam ucłio, że czorta usłyszę, choćby się schował do wnętrzności twoich i tam w ukryciu zgrzytał, jak gdzieś w puszczy, gdzieś w zdechłem miejscu ów ryś pręgowaty, zasadzający się na tego strzelca, co mu ustrzelił samicę... Od dolin — od dolin idę, słyszę, jak się roją osy i trzmiele, jak się na wrzosisku męczą i brzęczą o wosk i o miodek... A wiesz: przyleciał trzmiel do starej pszczoły, trzmiel złotoskrzydły, i tak jej powiedział: Weź-że te listy, pszczółko, weź i poleć poza doliny hej! do braci trzmielów, niech na wrzosisko ku nam się zaroją — na wosk i miodek... Widzisz, Czepcze-trzmielu, od dolin idę, od dolin... CZEPIEC Sobaka chyba rozumie, co ta baba gwarzy o tem wrzosisku i trzmielach... j j8 JAN KASPROWICZ Ti' chodzi Hanusia z chlebem i serem i kociołkiem w ręku, sta- wia to wszystko na stole i zaprasza Salkę do jedzenia, HANUSIA do Salki. Niech sobie teraz podjedzą... bo głodni... Na Czepca niech nic zważają... siedzi haw, jak zmokły dudek na wieży... Czeka na słoneczko, a słonko w chmurach. A cóż tam w dolinach? SALKA. III dreszcz mną trzęsie! HANUSIA. Ano, nastawiłam kotliczek dla nich... rozgrzeją się trochę. "Do Czepca. | Może ty, Czepiec, jesteś głodny... zjedzże... \ Czepiec macha rękcf na znak zaprzeczający. > Hanusia do Salki. U nas jest luto i tęskno... SALKA. A, widzisz, w dolinach wiosna... Tutaj jeszcze zimno, szaro i mglisto i pusto i głucho, a tam już czajka śmiga nad bagnami, czajkuje: luli! luli! W sitowisku — aż się rozlega — wrzeszczą dzikie kaczki, jaskółki lepią gniazdka pod pułapem, po siodłach stodół klekocą bociany, albo nad wodą chodzą para w parę. Czapla na jednej wystawuje nodze, pastuchy grają na grubych puzonach... ino, że czasem krowa poprzez miedzę wyciągnie kark swój po trawkę dziedzica: BUNT NAPIERSKIEGO 119 bat Starościński wtedy jest w robocie, aż się kobiecko rozpłacze nad synem, a krowa idzie do pańskiej obory... Worał się trochę Kuba Cierpinędza w ugorny zagon pana Drzyjskórskiego: szkapina poszła na skórę do hycla, a on korzonki gryzie pod krA'awnikiem i myśli sobie, że życie jest krótkie, krótsze, niż pora, by dzieci wyrosły... Niech sobie myśli, póki mu robactwo nie zje i mózgu, jak mu zjadło oczy... U was szaruga — ledwie uleźć mogłam, tak mi się kiecka koło nóg zwijała od tego wiatru, a tam ciepły powiew strąca z topoli czerwonawe bazie... Po ścieżkach leżą sprzągnięte chrabąszcze, a gęś z gęsiorem wiedzie na murawę żółte pielaczki... Wieprz się tarza w błocie, a ja pod wonnym spoczywam rzepikiem — tak mi w te kości wlazła wiosna świeża, że na starego zerknęłam ciemięgę — śmieje się. Hihihihihi! było mi gorąco, a teraz zimno... CZEPIEC spluwa. Tfu! SALKA z uśmiechem — cynicznie. Masz prawdę. Czepiec! Z próżnej butelki nikt nic nie naleje... Kożuch zleniały grzbietu nie ogrzeje; dąb, który spróchniał, widzisz, od korzenia, w zielone drzewo już się nie przemienia. — "Patrząc na Hanusię, w fonie zmienionym, znacząco. 120 JAN KASPROWICZ Choć się już takie cuda wypełniły, że i... umarli powstają z mogiły... J\agJe, w tonie obojętnym. O czem tak myślisz, Hanuś? HANUSIA przebudzona z zadumy. O czem myślę? o tem, że kiej już wiosna po dolinacłi, to i upłazy wnet się zazielenia na naszych horach... Myślę o tej krowie i o tym Kubie, co legł pod krwawnikiem, i o tych czajkach, co śpiewają: luli... SALKA. O niczem więcej? HANUSIA nieśmiało. O niczem... Słuchają: A na Uherskie nie chodzili teraz? SALKA. Nie... Znacząco. Lecz i inni także nie chodzili. Mówią, że idą na węgierską stronę, a zasię lecą do Polski... CZEPIEC. Czort z Polszczą! Hań kiej się junak, widzą, zatumani, tak mu się żegnać z szyją i hlawiczką. W Krakowie rzędem stoją szubienice, a tyle bywa tych katowskich mieczy, że łuna bije od nich, jak od zorzy. SALKA. Musisz to wiedzieć!... Jednak ja ci powiem, że łuna bije nietylko od mieczy. BUNT NAPIERSKIEGO 121 ale się niebo czerwieni od ogni, które zapala Chmiel, twój rodak... Iskry aż się pod wasze sypią Tatry... Łuna, łuna się leje, a w niej, jak we złocie, pochodzi sobie Janosik... Wstaje od stołu; zapalając się. Z mogiły powstał Janosik... Do Jlanust. ^^y słyszysz, dziewczyno? Ten wasz Janosik, ten wasz junak wartki, co przelatywał w jeden mig te góry, jak sęp, jak jastrząb, jak orzeł, co z turni skakał na turnię, jak cap i po szczytach, niby ten wicher, powiewał, a potem zginął w Orawie przez to, że niewinną krew, widzisz, przelał, — ten Janosik powstał z ciemnego grobu!... HANUSIA w rozmarzeniu. Janosik, co uciokł — niby duch jaki we mgłę się rozpłynon, kiej sto huzarów chciało go pochwycić w swoje żelazne oklepce!... O wierzę! Opowiedali, że on się przebudzi w swojej ciemnicy, gdy największe będzie uciemiężenie nas biednych... SALKA. Tak mówią... A inni mówią, że nigdy Janosik nie zszedł do dołu czarnego, że wtedy, gdy go chwytali orawscy husarze, to on w swej mocy dał im tylko pozór swojej postaci i tę powieszono. On sam, żyw dalej, wspiął się na wysoką, śnieżystą górę i tu się tak zaśmiał J22 :AN KASPROWICZ ze swoich wrogów, że od tego śmiechu czuby wirchowe leciały w potoki, że woda w stawach słupem trysła w niebo i potem z hukiem spadła w swe łożysko, że całe bory legły, z korzeniami wyrwane z ziemi, a owce po halach tak się ze strachu zgarnęły w gromadę, jak jeden wielki kłąb szarawej wełny — chciały w kolibach skryć się i szałasach, ale szałasy zmiótł ten śmiech, jak kupę zeschłych gałęzi, albo puch mleczowy... Takem słyszała, że się gęste chmury, jak czarna smoła, rozlały po niebie, że śmiech się z niemi starł i, jak z olbrzymich jakichś krzemieni, sypnęły się iskry... 1 zadudniły grzmoty i pioruny poczęły walić w granity i skały szarpać na strzępy... Słyszałam, że tutaj, w tych waszych Tatracłi, są dwie straszne turnie, które się zowią Szatanem i Basztą — turnie, zębate, jak piekielne widły: ryk Janosika tak je zdarł, że śmiały urągać jego potędze... CZEPIEC. Słysz, babo! Powiedz, kim jesteś... Nigdym się nie strachał, a teper słucham, co mówisz i skóra drży na mem ciele... SALKA. Nie drzyj, Czepcze-trzmielu! Trzeba-ć odwagi... Mam tu list do ciebie — od pułkownika, co cię oswobodził z pod szubienicy, żeś ino powąchał trochę siareczki... Masz go... "Podaje mu list, wydobyty z zanadrza. BUNT NAPIERSKIEGO I23 Jakeś przysiągł tak też uczynisz... Lichy to jest junak, który się trwoży na wieść o harnasiu, 0 Janosiku... Pytasz się, kim jestem? Hahahahaha! Śmieje się. To jedno ci powiem: Każdy na świecie ma swe przeznaczenie... HANUSIA zamyślona. Mówią: nie umarł?! SALKA. ]\[je umarł, a tylko za krwi niewinnej przelanie ten rycerz taką pokutę przyjął na swą duszę, że szablę zaciął w jawor, a strzelbicę między dwa głazy schował popod turnię, mówiąc: poczekaj, ty szabliczko moja, poczekaj, strzelbo, aż ja w lepszej chwili przyjdę po ciebie, kiedy w naszych górach i na Podhalu lud nasz nie wytrzyma od wielkiej biedy... 1 szedł między naród, bacował gazdom długie, długie lata, robił żentycę, woził ser do miasta albo też woły poganiał na targi, a nadsłuchiwał wszędzie, a poglądał, czyli się z chłopskich pleców krew nie leje i z czego robią starościńskie baty i jak ściągają czynsze i szarwarki... 1 tak poglądał długie, długie lata, aż mu się w duszy skończyła cierpliwość, i mówił sobie: dosyć już pokuty! i po szablicę poszedł i po strzelbę i z harnasiami ganiał do Orawy, a teraz w Polsce w jasnej świeci łunie!... Mówią, niedawno siedział w Chochołowie, w Czarnym Dunajcu także biesiadował — znacząco patrząc na Czepca a przed miesiącem był i w Nowym Targu. 124 ^^^ KASPROWICZ CZEPIEC. Babo! SALKA. Co, Czepiec? Bo Hanusi. j^ widzisz, Hanusiu, temi oczyma patrzałam na niego: jak on wygląda z białem, gładkiem licem! jak mu się błyszczą miękkie, czarne włosy, jak mu się palą błękitne źrenice...! Co ci się stało? HANUSIA z niepokojem. Nie wiem... Tak mi w duszy, kiejby przedemną stanął w tej świetlicy szumny Janosik i chciał mnie zabijać... Tak mi jest w duszy, jak kiejby nieszczęście było w tej izbie i ja pochwyciła ono nieszczęście za rękę, za ramię, — nito człowieka, za szyję!... O Boże! i jakaś radość w duszy mi się zrywa... SALKA lekceważąco. Każdy ma swoje przeznaczenie. CZEPIEC. Babo! Uroki rzucasz ma moją dziewczynę! Ten twój Janosik... niech go piekło... SALKA patrząc w oczy Czepcowi, jakby go chciała zahy- pnotyzować. Czepiec! Cicho! przysiągłeś!... Do Hanusi, w fonie udającym obojętność. BUNT NAPIERSKIEGO 1 25 Hanuś! podaj rękę — jeszczem ci wcale nie wróżyła... Hanusia podaje machinalnie rękę. Salka, przyglądając się dłoni. Idzie... idzie... do okna... puka... puść, dziewczyno! Ciemne włosy, liczko blade... Idzie... idzie... czy na zdradę? Jako smerek w halnym lesie, tak on niesie szumnie, dumnie głowę swoją... Patrząc jej w oczy. Hanuś! odpowiedz: czy patrzałaś kiedy w błękitne oczy? czy gładziłaś kiedy bieluchne liczko i czarniutkie włosy? miękkie, błyszczące?... Wróży dalej, śledząc linie na dłoni. Ta kreseczka, co tak przecina tę drugą?... Śmierć... Boże! To być nie może!... Wróży dalej. Idzie... idzie... już się tuli... jest śpiewanie: luli! luli! radość... szczęście... j zamęście?... Nie!... śmierć i zdrada?... Nie! coś się nie klei dzisiejsza wróżba... HANUSIA odciąga rękę- Dajcie spokój!... patrzcie, bardzo się boję... Jeszcze ja w tern życiu takiego lęku nie miewałam... 126 ]\N KASPROWICZ SALKA. ^ „ rtanus! Każdy ma swoje przeznaczenie... Czekaj. Próba jest próba... Nie zawsze się wiedzie. Spotkałam dzisiaj w drodze psa czarnego, który miał w ślepiach ogień... Myślę sobie: Nie bardzo dobra to wróżba, bo, widzisz, łeb swój odwrócił i choć go wołałam: brachu! tu do mnie, do swej lubieśnicy! zakręcił tylko ogonem i uciekł... CZEPIEC, kf^óry przez cały ten czas, wtuliwszy się w l^gt izby, śledził, jak zahypnotyzowany, postępowanie Salki z Ha- nusią, jakby do siebie: Budę neszczastje. SALKA odwracając się nagle ku niemu. Ano spluń! Do Hanki, biorąc ją znowu za rękę. Poczekaj : Wróży dalej. Luna świeci, krew się leje, a w zamieci, a w zawieję junak leci... Złoto, srebro, aksamity, a na hełmie białe kity... A tu na szyi... krew?... czerwone znamię, jakby od miecza!... Wróżba dzisiaj kłamie... Patrząc jej w oczy. Hanuś! na dłoni junak ci tu stoi, niby królewski pułkownik!... E! głupia dzisiejsza wróżba... Przyniosłam Czepcowi od pułkownika królewskiego listy, więc on mi w głowie i wróżbie. 1 BUNT NAPIERSKIEGO 1 27 HANUSIA. Pułkownik!... Nie miałam jeszcze nigdy takicłi lęków, jak dziś... CZEPIEC wstaje gwałtownie z miejsca. Królewski pułkownik?... Któż, babo, przyniósł cię tutaj?... W tonie napół dzikim, napół przedrzeźniającym. A ten zmartwychwstały, mówisz, Janosik, śmierdział w Cłiochołowie, w Czarnym Dunajcu siedział, a zaś z miesiąc będzie, jak przyszedł do Nowego Targu? Tyś go widziała? babo!... SALKA nie spuszczając go z oczu. Jak ci mówię, żem go widziała, to widziała... CZEPIEC. Babo! Tumanisz wnętrze, jak to złe... Nie ruszę z tego się miejsca... A ty list ten zabierz. Chce jej oddać list, k^óry przez cały czas trzymał w ręku. Czuję, że we mnie siedzi coś takiego, że gdy się spotkam z owym pułkownikiem, to go... SALKA. Przysiągłeś... i pójdziesz... CZEPIEC chowając powoli list — jak^y uległ magicznej sile jej wzroku. Przysiągłem... Ale coś w duszy szczuje mnie na niego. 128 JAN KASPROWICZ SALKA. Złe, widzisz, w tobie... trzeba je zażegnać. Czyni odpowiednie znaki- CZEPIEC. Ano, coś, widzę, mocniejsze jest licho od waszych znaków... SALKA. Posłuchaj tej gadki: Raz przeznaczenie, u siebie samego będąc za sługę, pędziło woły na rzeź... Co się nie dzieje? Ot, żal uczuło, chciało zawrócić z swej drogi, ale nie mogło. Wraca Łętowskci z szkppcem świeżo udojonego mleka. -ŁCTOWSKA do Salki. O, jak się mają?... Zdaleka? SALKA. Dyć, z Polski. ŁCTOWSKA. A cóż tam słychać? SALKA. Hanuś wam opowie. ŁCTOWSKA. Hanka! a bez co takaś smutna?... Powiedz: czy może z Czepcem jaki swar"? HANUSIA. Nie. BUNT NAPIERSKIEGO 1 29 ŁCTOW5KA do Czepca. Czepiec, a co jest tobie... CZEPIEC. Nic. ŁĘTOWSKA. Kiej nic, to trudno. Do Salki. Widzą: coś krowy mało dają mleka — może kto urzekł?... Niecli je zażegnają... O, jakie ździebłko... ledwie z ćwierć dzieżeczki. SALKA. Nie mam dziś władzy... Cłiciałabym zażegnać niejedno licho, a nie mogę... Patrzcie: złe wlazło w Czepca... musi iść... ma liścik od pułkownika... wasza Hanuś smutna... Po małej chwili. Ale czas w drogę... Boję się brodacza — spoglądając przez okno: siwka się boję, co po siwem błocie tak-ci się toczy, jak pękata beczka... Naburczy pszczółkę, że się też nie spieszy na rój, na wrzosy, a jeszcze dziedzinę musi niejedną oblecieć... Ha! z Bogiem. Odchodzi. ŁĘTOWSKA za odchodzącą. Z Bogiem, kiej zostać już nie chcą. HANUSIA smutnie. Wiedzą: wróżyła mi Salka. Mamiczko! HiSPSOWiCZ. DZ EU II. 130 J^N KASPROWICZ ŁCTOWSKA. A godnie? HANOISIA jak wyżej. Ej! nic godnego... O śmierci... o zdradzie — i o czerwonej plamie, jak od miecza... Strach mnie. ŁCTOWSKA. Bóg wiara a nie wróżba. Mała przerwa, w izbie atmosfera przygnębienia. Wchodzą: Stanisław Łętowski, Marcin J{adocki, rektor pcini' ski, i gromada gazdów. RADOCKl, lat około sześćdziesięciu; twarz ascetyczna: pół ksiądz, pół klecha. Pokój Chrystusów waszemu domowi — i niech też będzie jedność między wami: bo już na chmurach idzie ))On« i wszelkie ujrzy go oko i upadną przed nim ci, co przebili Baranka, i wszystkie cieszyć się będą ludzkie pokolenia i będą wszyscy braćmi. Amen. ŁCTOWSKA. i Amen. * J{adocki i gazdowie witają się z kobietami i Czepcem.. ŁĘTOWSKh ] ja też powiem ))Amen« — kiej tak chcecie... Choć mi się widzi, że jest tu dokument, jako żydowie i szlachta... Zwraca się do gazdów. Niech siędą, jako tam mogą: na ławie, na skrzyni... BUNT NAPIERSKIEGO I3] "Do żony. Stara! a podaj krzesło dla rektora — do Hanusi albo ty, Hanuś... Widzę, osowiałaś... "Do żony. Matko! co dziewce? Gazdowie podczas tego zabieraią miejsca. ŁCTOWSKA. Nie wiem... Pewnie luta, że S?lka listek przyniosła Czepcowi od królewskiego, widzą, pułkownika, który mu każe iść!... Dziewucha, widzą, niby do Czepca tyłem się obraca, ale kiej przyszło żegnać się, tak, widzą, odrazu serce mięknie, jak na deszczu grzyb pod jedliczką... HANUSIA. Tatusiu! nie wierzą: Czepiec jest Czepiec i niech sobie idzie. ŁĘTOWSKl. A niechże idzie... Wiem ja, że Janosik tak zajrzał tobie do serca, jak zbójnik do onej jamy, gdzie jest skarb ukryty. Dziwno mi nie jest: wartki z niego chłopak. Na Czepca, widzę, ani patrzeć nie chcesz... Idź razem z matką: nie dla waszych uszu te nasze sprawy. HANUSIA. Idę... Wychodzą obie. 132 JAN KASPROWICZ ŁCTOWSKl za odchodzącemi. Przy chudobie czyście tam dobrze chodziły? HANUSIA odwracając się we drzwiach. Ja sama dałam im siana i wody naniesłam. Z-nika. ■ŁĘTOWSKl do Czepca. Czepiec! masz listy, toż ci jest wiadomo, co masz uczynić... Obejdź wszystkich gazdów: do Kościeliska bież i ku Szaflarom i potem dalej... Teraz nie jest pora myśleć o Hance... Zresztą sameś słyszał, kto u niej sokół, a kto kiep... JEDEN Z GAZDÓW. Hahaha! Harnie to radzą! Owsianem powrósłem chciałby za rogi przytrzymać jałówkę, a tu postronek za słaby. CZEPIEC pogardliwie. Bądź cicho, zwiędły szafranie!... "Do Łętowskiego. Tak, dla was, -Łętowski, widzę, że jestem jak zgniłe powrósło. Precz je rzucacie, snopka nie związawszy. Snop się rozleci. ŁCTOWSKI. Kiep ten, co po pazdur na dach się drapie, kiej się w izbie pali cały dobytek! — Weźże moją laskę. BUNT NAPIERSKIEGO I 33 owiń choiną i powiedz: gazdowie, sołtys Łętowski, co wam marszałkował, kiej żywieckiego biliście starostę, i tej chudoby waszej śmiało bronił, obwieszcza wokół, abyście smreczyną stroili chaty na znak, że zaświtał ranek swobody chłopskiej. Dokumenty przyszły od króla, że już czas na lachy za nasze owce i za nasze krowy, za nasze ryby, za nasze jelenie, za nasze lasy, za nasze pastwiska... RADOCKl przerywając. Nie! — tak im powiedz: ze wszystkich stron świata chodźcie gromadą na wieczerzę Boga jeść ciała królów i ciała mocarzy i niewolników i wolnych i wszystkich, wielkich i małych... Zwycięstwo nadchodzi, więc kto ma uszy, ten, powiedz, niech słucha! A kto zwycięży, ten w kościele pańskim będzie filarem i Pan imię Swoje wyryje na nim... Nowe Jeruzalem zbliża się, powiedz, śpiewaj: Aleluja — tak każe, powiedz. Alfa i Omega. CZEPIEC. Idę, bo idę... Do Łętowskiego. Ale to wam mówię, panie marszałku... Wychodzi. ŁĘTOWSKl do gazdów. Pogwarzcie tu krztynę... Zaraz powrócę. Zajrzę do obory — 134 JAN KASPROWICZ obejdę statek, bo jużci na baby któżby sjc spuszczał... Zabiera się do wyjścia. RADOCKl. Nie myślcie o statku w chwili, gdy Pan Bóg czyni nas sługami Swego zakonu. ŁCTOWSKl. A kto stworzył statek, jak nie sam Pan Bóg? Temu, co jest z Boga, mówicie, służyć potrzeba... Ja służę, dbam o stworzenie boże. Wychodzi. JEDEN Z GAZDÓW do rektora. Wiemy wszyscy, jako wasz szwagier, co jest organistą w samym Krakowie, blizko jest biskupa, i wy też, panie Radocki, o mało nie zostaliście księdzem: tak jest wielka we was uczoność... Znacie się na piśmie lepiej od księdza Miętusa — to prawda — , albo od księdza Bytomskiego — prawda! lecz nam nie wiada, co niby oznacza ta wasza mowa — to są ino słuchy, że pan Napierski... RADOCKl. Alfa i Omega — tak stoi w Piśmie: Pierwszy i Ostatni, Ten, który umarł i ożył i teraz na wielki bój nas powiedzie... 1 będą gwiazdy padały, jak drzewa figowe — i aniołowie, stojący na czterech BUNT NAPIERSKIEGO 1 35 węgłach tej ziemi, trzymający w ręku cztery jej wiatry, powioną nad nami i szum się stanie ogromny i wszystko, co dotąd rosło i żyło na ziemi, zwieje, bo grzechem skażone... A zasię, Ten, który umarł i ożył, Tzn pierwszy i Ten Ostatni nanowo je wskrzesi: i trawy wstaną soczystsze i większe, i smreki będą smuklejsze i grubsze, i wasze owce okryją się wełną dłuższą i miększą, i te krowy wasze będą mleczniejsze i tłustsze — JEDEN Z GAZDÓW, kfórzy skupili się około rektora. Na moich skóra a kości. Wymiona im wyschły, jak puste worki tak wiszą — RADOCKl. js^ ^ Jadziach nie będzie panów ani sług — DRUGI GAZDA przerywając. A dzisiaj chcieliby wszystkich zamienić na sługi — tak ino baczą, w jakim chodzisz pasie: są w nim goździczki śrybelne, w te tropy prawią, żeś panem, i huzia. — RADOCKl. Nie będzie, że jeden łaknie, a drugi pijany, że jeden zwozi pszenicę furami, a drugi ledwo garść owsa wymłóci. — INNY GAZDA. A co ja miałem tego roku? szkapskom nie wystarczyło na lichą podsypkę. — 136 J \N KASPROWICZ RADOCKl. Wszyscy po równi będą mieli ziemi i wszystkiem złotem, które jest na świecie, wszyscy się ludzie po równi podzielą i będzie wspólność — INKY GAZDA. O haj! jak najprędzej niech wiatr ten zadmie! — RADOCKl. 1 słońce inaczej będzie świeciło... Tak jest napisano pod tą pieczęcią, którą dzisiaj łamie Ten, który umarł i ożył!... JEDEN Z GAZDÓW. Niech żyje junak Napierski! RADOCKl solennie. Niech żyje na wieki Ten, który w nim się objawił. Ten Pierwszy i Ten Ostatni, co umarł i ożył. INNY GAZDA. Janosik, mówią, ożył z swej mogiły! TRZECI GAZDA. Na okolicę chodzą takie wieści. REKTOR Jak wyżej. Umarł i ożył Pierwszy i Ostatni. Łęlowski wraca. BUNT NAPIERSKIEGO 1 37 ŁCTOWSKl. Gazdowie rada! przyszły do nas listy od pułkownika, byśmy się zebrali wielką gromadą i szli popod Czorsztyn. Ma nas wybawić od uciemiężenia i ma królowi dopomódz, bo szlachta oraz żydowie idą na majestat. 1 u nas miarka złego się^ przebrała — gorsze są czasy, niż kiej Baranowski hań starostował na czorsztyńskim zamku, albo Cikowski, co to cłiłopskie skóry kazał naciągać na bębny... JEDEN Z GAZDÓW, siwv góral, podchodząc ku Łętcyw- s hi emu. r> • ^ Pantiętam — byłem-ci młody jeszcze, nie jak dzisiaj, kiedy te włosy bielsze od bród siwych, co się zwieszają z umarłych gałęzi w Ciemnych Smreczynach, albo we Wirchcichej. Bębnił Cikowski na chłopskiej skórzycy, że aż jęczały Tatry od bębnienia, a naokoło żal był i żorota i krew się lała, a ty, chłopie, widzisz, płać jeszcze za to, że cię nie uśmiercił... A mógł uśmiercić, bo takie miał prawo — tak sobie dufał... INNY GAZDA. ^ ^^,^,^.^_ g,^d„„i,, nie jest tak samo? brata ustrzelili, mnie, Gałyszowi... A za co?... Hej! za to, że upolował kozę pod Krywaniem, a połowiny do dworu nie zaniósł. ŁCTOWSKl. Tak jest... gadają: polować nie wolno, bo — kozy pańskie... A przecie my mamy 138 }\N KASPROWICZ Stare papiery od królów — te mówią: co jest w powietrzu i co jest we wodzie i co we wirchach, to jest wspólność wszystkich! Miej tylko strzelbę i wędkę, miej sieci, a co ułowisz, a co upolujesz, to wszystko twoje, nikomu daniny z tego nie płacisz. GAZDA Z RODU KALATÓW przerywając. Sołtysie Łętowski! Ja jestem z rodu Kalatów... GAZDA Z RODU GUTÓNJC^ /. w. Ja, widzą, idę od Gutów... GAZDA Z RODU BACHLEDÓW ;. w. A ja od Bachledów... GAZDA Z RODU GĄSIENICÓW ;. xu. Jeszcze-ć Gutowie, łebo i Bachledy nie mieli pierza, kiej my. Gąsienice, tako krakali w wirchowych pieleszach, że się Luptaki kryli w suśle jamy, a Miszkołackim z strachu oczy gasły... GAZDA Z RODU KALATÓW. Cicho!... GAZDA Z RODU TATARÓW. E! co tam I nad nas, polowaców, nad nas Tatarów niema i godniejszych! na niedźwiedzinie siły my nabrali, — nasz ród najstarszy, a wolny jak kozy na krzesanicach Furkotnych... BUNT NAPIERSKIEGO 1 39 ŁCTOWSKl. Zapewne wcale nie starszy, niż mój, Łętowskiego, pana z Łętowni... GAZDA Z RODU TATARÓW drażliwie. Hihi! Łętki-prętki — małym je palcem połamię! Cała ta scena odbywa się w tempie bardzo pośpiesznem. Duma rodowa z całym góralskim ujawnia się temperamen- tem. Zatarg, grożący wybuchem czynnym, u górali z po- wodu obrazy tej dumy nie rzadkim, uśmierza RADOCK] 2 wyrzutem — poważnie. Gazdowie, nie miarkujecie, że dzisiaj nie idzie o czerpak wody, ino o dunaje, w których się dusza wykąpie... Nad wszystkich starszy jest Adam, a zaś najmocniejszy Ten, co was zwołał, sam Pan GAZDA Z RODU KALATÓW. Niech będzie starszy, nie starszy! Ino, że za belką w naszej świetlicy — to chciałem powiedzieć — jest-ci dokument, a w tym pergaminie pisał król Kaźmirz jeszcze przed wiekami, jako do końca świata mamy prawo łowić i strzelać, gdzie chcemy; użytek z lasów i łąki też mamy, bo lasów i łąk nie stworzył żaden pan, lecz drzewa i wszystkie trawy z bożego posiewu rosną, widzicie... RADOCKl. ^ ... A co posiejecie, owocu z tego zbierać wam nie wolno, 140 ]AH KASPROWICZ choć napisano: kto sadzi winnicę, ten z gron niech wino dla siebie wyciska — kto trzodę pasie, ten niechaj spożywa mleko z tej trzody. JEDEN Z GAZDÓ^C^. Tak jest, niech spożywa ten, który pasie... A dziś krowę zająć, , grunta zaorać, niby swoje własne, to chleb powszedni... A jak wam potrzeba belki na przycieś, chróstu na podpałkę abo i siana wiązeczkę dla konia, tak zaraz pozew do grodu, w robocie zaraz batogi łebo i tortury... Gniją górale po lochach. INNY GAZDA. ^^^ ^^^^ _ O mało ludzi nie wędzą w kominach... W mamki do dworu wzięli moją córkę: zachorowało rarytne paniątko — mówili: ))z mleka, dziewka ze zatrutym przyszła pokarmem« — i pierś jej kleszczami kazali wyrwać! REKTOR załamując ręce i chodząc po izbie. Kąty! kąty! kąty! TEN SAM GAZDA. Do króla-m pisał: święty majestacie! taka się krzywda stała mnie biednemu, że ino konać, albo swych junaków zebrać i dalej na lachy! na kąty!... Zrób sprawiedliwość! REKTOR. ., , ,, . , . Ale kroi nieboze — władzy już nie ma... Przysłał swe wyroki BUNT NAPIERSKIEGO I4I i kata skazał na grzywnę — cóż z tęgo? Panek się uśmiał — mówił: król daleko, a ze sądami już sobie poradzę... Wiemy to, wiemy... Ach! miłości niema, a od Chrystusa wszakże na tej ziemi wszyscy są braćmi... wszyscy być powinni braćmi... ŁĘTOWSKl. Rektorze! Na chłopskie braterstwo mają w dolinach harap albo turmy — sam powiedziałeś, że ten świat trza zmienić: Zwrócony do gazdów. My go zmienimy, my — bracia! Ciupagi, kosy i widły, strzelby i kłonice — oto lekarstwo na tych, co z nas, ludzi, chcieliby zrobić nędznych, podłych rabów wbrew woli Boga i wbrew woli króla... Sam król, nie mogąc poskromić pyszałków, przysyła do nas pana Napierskiego, aby nas powiódł ku jego obronie, ku warowaniu naszych praw i swobód... Kto żyw, na lachy! na pany! pod Czorsztyn, gdzie ma swe leże groźny Lew z Sternberku, junak Napierski... Idziemy?!... JEDEN Z GAZDÓW. Junaków wszystkich zwołamy, a zbój nasz nie chybi — bo chodzą wieści, że Janosik powstał z swojej mogiły i że z nami razem walczyć tam będzie, a gdzie on, tam życie pewniejsze, widzą, od śmierci... Z nim, widzą, świat wywrócimy... J42 JAN KASPROWICZ INNY GAZDA. O haj! pójdziem! pójdziem. Inak nie możem... Janosik nam każe! On wieczną władzę ma nad nami... INNY GAZDA. „,. , . Pójdziem — potańcujemy sobie od raniuśka poprzez połednie aże do wieczora w czerwonej zorzy... Schwytają, powieszą! Alboż to jeden wisiał harny zbójnik? Jnhnujqc. Od buczka do buczka, zasię do jawora, będzie z pieniążkami niejedna komora! CHÓR. Dobra nasza sprawa! Krew ciecze z rękawa — Krew ciecze z główeczki Za srebra dwie beczki... Ma zbójnik ochotę Na dukaty złote — Od buczka do buczka, zasię do jawora, Będzie z pieniążkami niejedna komora!... ŁCTOWSKl. Pieniążków będzie w szlacheckich komorach, że nie udźwigniem — białe talarzyki, godne czerwieńce, że to haj! RADOCKl. Nie o to, nie o to idzie, sołtysie Łętowski — o sprawiedliwość idzie i o równość. JEDEN Z GAZDÓW. Nie o pieniążki tu idzie — tak, prawda! BUNT NAPIERSKIEGO I43 KILKU Z GAZDÓW. O sprawiedliwość, tak! o sprawiedliwość! RADOCK]. O pokój boży, który został wygnan z tej grzesznej ziemi; idzie o otwarcie bramy do Raju, który rodzaj ludzki utracił, widzą, przez nieprawość swoją... Złe się na świecie rozsiadło, szatani dzierżą tu berło, występek zawładnął w Sardziech i Smyrnie i Laodycei, Pan głos swój podniósł, a nikt go nie słucha! KILKU Z GAZDÓW. My go słyszymy, a ty nam błogosław! W chwili, gdy T^adocki podnosi ręce do błogosławieństwa, wpada do świetlicy Biczyński na czele hajduków- BlCZYŃSKl wpadając do izby. Bunt gotujecie! Do hajduków. ,va- ' • li -' ^ Wiązać icłi! Hej! bierzcie wskazując na Łętowskiego siwego zbója!... Zwracając się do Ąadockiego. ^.^^^^ ^^.^. ^^^^^, A cóż tam w Piśmie? ŁĘTOWSKI. Do ciupag! BlCZYŃSKl. p. , ^.^ Uac ognia jeśli się ruszą! Powstaje zamęt, hajducy usiłują wiązać górali, którzy się bronią ciupagami. 144 JAN KASPROWICZ REKTOR w natchnieniu — równocześnie z wezwaniem Łę- iowskiego do ciupag. W Piśmie napisano: Nie będziesz kusił Pana Boga swego. A dalej — dalej — tak jest napisano: nim czas upłynie, wielka będzie wojna z Amalekity... i lęk na nich padnie i jako kamień zamilkną książęta w Moabie, Tyrze, w Edom i Chanaan — lud na nie idzie!... BICZYŃSK] śród panującego wciąż zamętu. Zatkać mu tę gębę! Zbóje! rabusie! Wchodzi Łętowskci i Hanusia. HANUSIA rzucając się na Biczyńskiego. Tyś jest zbój! ty rabuś! ŁCTOWSKA wstrzymując córkę. O Boże! Boże! BICZYŃSK] wskazując na Hanusię, do hajduków. Precz z tą panieneczką! Pod straż ją weźcie!... potem do Wiercina, na mój folwarczek — gospodarzyć będzie — sprawię wesele, dam jej gorzałeczki, tylko jej druchny rzędem nie otoczą. Zwrócony do Łętowskiego, k^óry się szamoce z hajdukami: Ładny kwasiłeś ogórek, Łętowski. ŁCTOWSKl. Nie do twojego mięsa, pacholiku! BlCZYŃSKl. Czas ci do klatki, niedźwiedziu! BUNT NAPIERSKIEGO 1 45 Do rektora. A tobie, mości rektorze, na dzwonniczną belkę — będziesz wydzwaniał ewangelię swoją z takiej wyżyny... Wpada CZEPIEC z chmarą młodych górali, w progu izby spotyka Hanusię, uprowadzaną przez hajduk<^- Wydziera mu ją z rąk- Puść ją, drabie! Hanusia i Łętowska która szła za nią zrozpaczona, znikają za sceną. Czepiec, spostrzegłszy Biczyńskiego, rzuca się na niego, ró- wnocześnie hajducy ulegają góralom. Hospody Boże! kłaniam, kornie kłaniam, powala go o ziemię, nim ten się spostrzegł panie Biczyński. Wyście mnie łapali ot, tam w Jangrodzie — wyście zaciągali pod szubienicę! Za taką przysługę trzeba być wdzięcznym... Dobijając go. Macie, Boh was ratuj!... Do swoich górali. Mołodcy strzelać! wybić ich do nogi! RADOCKl. Krew się polała... Czepiec, nie mordować... Na bój otwarty, mówi Pan, wyruszym. CZEPIEC. To krew szlachecka!... Czort ją... RADOCKL Rab i szlachcic jedną krew mają! KASPROWICZ. DZIEU II. |0 146 JAN KASPROWICZ Ł^TO^X^SKl. Ano, dajcie spokój! Żywych zawiedziem panu Napierskiemu — on sam niech dla nich wybierze gałęzie... CZEPIEC machając ręką. Naj-że tak budę!... Ino szkoda ścierwa — nasze hawranie głodne... Wskazując na powiązanych hajduków. Spokornieli! Ano pójdziemy razem popod Czorsztyn — tak was popędzim, jak kupę baranów... Do swoich górali, wskazując na hajduków. Teper z tą wełną na deszcz! niech pomoknie. Wyprowadzają jeńców. RADOCKl. Bóg jest nad nami. CZEPIEC. Tak! Boh! albo — Czepiec! ŁCTOWSKl do Czepca. Jakeś tu sfrunął? wartkie miałeś skrzydła. CZEPIEC. Ledwiem się ruszył hań! ku Kościeliskom, takem zobaczył zdała starościńskich. — Źle, myślę sobie, i dłoń zaraz zwinę, do warg przyłożę i huknę, że chyba słychać mnie było aż tam w Poroninie. Wszystkie junaki zlecą się odrazu i tak nas macie, widzą, w samą porę... Ino mi żal jest, żem więcej nie wylał tej juszki wrażej... BUNT NAPIERSKIEGO 1 47 RADOCKl. Nie o krwi przelanie, tu idzie o to, ażeby na ziemi zawładnął Chrystus... CZEPIEC Naj budc!... JEDEN Z GAZDÓ^C^. Czas w drogę. Wy marszałku] ci e, sołtysie Łętowski — jako najstarszy — wy razem z Wasylem. ŁĘTOWSKh Przyjmuję godność... O wasze niewiasty — o wasze córki i o wasze żony, o wasze krowy, i o wasze owce, o wasze ryby, o wasze kozice, o wasze lasy, o wasze pastwiska, o waszą wolność do boju idziecie! RADOCKl podnosząc ręce jak do błogosławieństwa. O to, by Chrystus zawładnął na świecie! AKT DRUGI. Sala w zamku czorsztyńskim. JMa lewo i prawo drzwi, prowadzące do kotnnat i pokoi służby. W głębi, w środku, drzwi oszklone wychodzą na taras zamkowy i dziedziniec. Sala dość bogata. W środku wielki stół, krzesła i t. d. NAPIERSKI dwudziestokilkoletni, w stroju szwedzkim, sta- wiając sobie krzesło przy stole. Atak odparty!... Chcieli lwa ugodzić w młodzieńcze boki, a tu lew pustynny ino się otrząsł... Siada. ZDANOWSKI lat około sześćdziesięciu, ubrany po polsku, siedzi przy stole. Chwała-ć Panu Bogu... Ale że człowiek nigdy nie jest pewien, kiedy go czeka ciemny kir... NAPIERSKI. Znów kraczesz? Ktoby o kirach myślał w takiej chwili, kiedy możemy na basztach czerwone zatknąć proporce tryumfu!... Zwrócony ku drzwiom na prawo. Hej! żydzie! I BUNT NAPIERSKIEGO 1 49 ZDANOWSKI. Co chcesz od żyda? NAPIERSKI. n u -> T u u Co chcę? Trzeba z prochu przepłukać gardło, przytem człek się dosyć nawrzeszczał dzisiaj. ZDANOWSKI. ^ A 1 A ■ y ■ ' ^. i Prawda! dzielnies krzyczał, chamstwo na głos twój pędziło pod mury, jak głuszce leśne za gwizdawką strzelca. Wchodzi Mojsze, lat około trzydziestu, w jupicy, z jarmułk<ł na głowie, trwożliwy, a udajcfcy odważnego. MOJSZE. Jaśnie wielmożny panie jenerale! Co mi rozkaże wasza mość? NAPIERSKI. Puhary z kutego srebra wydobyć ze skrzyni, przedniego wina postawić gąsiorek... MOJSZE. Nu, tak usłużę, że i sam majestat lepszego trunku, mówię, nie kosztował. NAPIERSKI. Przywołać mi tu moich poruczników, pana Jarząbka, oraz Łętowskiego. MOJSZE. Tych zbójów? NAPIERSKI. Milczeć!... 150 JAN KASPROWICZ MOJSZE. Ja przepraszam... Wychodzi, za drzwiami podśpiewuje. NAPIERSKI. Cóż to? Słyszysz?... Ten żydek śpiewać się ośmiela w mej obecności... Niech go!... Innym razem jabym ci takie śpiewanie wyprawił, żebyś ostatnim swym się trelem zdławił — lecz dziś... W zamyśleniu. Mój stary... Z wymuszonym śmiechem. Ha! ha! Imć pan Jordan z maślanką przyszedł pod czorsztyńskie mury i z słowem klechy... Maślanki nie sprzedał, bo mu te nasze kamienie potłukły gliniane garnki, a księże kazania na wiatr mu rozniósł poświst naszych kulek... Wchodzi Mojsze z winem. Jesteś!... Nalewaj!... Do Zdanowskiego, trącając. Więc pijmy na zdrowie Jego Królewskiej Mości... Niech nam żyje! ZDANOWSKI. O, niech nam żyje w długie, setne lata!... Dobry piwniczny z pana Platemberka, a tylko kiepski starosta... Odbieżał swojego grodu; zdał na łaskę żydów i kilku dziewek czorsztyńskie komnaty. NAPIERSKI. Dziewek?... A! prawda!... Widzisz, panie żydzie, podczaszy z cieliie nie świetny... Z rękawa BUNT NAPIERSKIEGO 15 Strzępy ci wiszą! Ponoć na swym dworze masz frauencymer — same starościanki, czy kasztelana krakowskiego córy... Dajże nam tutaj ten słodki rarytas! MOJSZE. Nu, jedno słowo, Jaśnie oświecony panie łietmanie! Pan łietman żartuje z biednego żydka... Jakie kasztelanki? Chociaż, ja mówię... Szepce mu do ucha. NAPIERSKI. Co? po Baranowskim? Po tym staroście, który... Daj mu Boże! Zapominajcie się — groźnie. Nie starościńskie, ale i królewskie włóczą się dzieci bez tronu po ziemi... Tylko, że mają przy sobie krzesiwo, którem rozniecą pożar niebosięgły, ażeby potem na zgliszczach sromoty, wyganiającej za pałacu węgły proles Wazową... ZDANOWSKI. jv\ości pułkowniku, jakoś mi dziwnie przemawiasz... Zwycięstwo niespodziewane oszałamia... W oczach błysnął ci ogień złowieszczy... Jan Kaźmierz, pan miłościwy, juści nie wypędzon, tron "Wazów przy nim, lubo nędzne chłopstwo chce nań posadzić opoja Bohdana. Do czegoś zmierzał?... NAPIERSKI. A ł ' • A . A właśnie... do tego... Zresztą nie pora w godzinie uciechy mówić o sprawach, które miecz rozstrzyga. 1^2 JAN KASPROWICZ ujęty ręką bohaterów... Żydzie! nalewaj wina! Mojsze przyskak^je i napełnia kielichy. Zdrowie bohaterów! ZDANOWSKI. Tych, co walczyli jak wysłańcy boży, pod Beresteczkiem... NAPIERSKI. Owszem... tych... i... innych, co walczyć będą, jak boży mściciele... Ojcze Zdanowski... 11 sił ująć być żartobliwym. Ale słuchaj, Mojsze! Coś ci się, widzę, chude nogi trzęsą, a tam przed chwilą śpiewałeś majufes... Miałem ochotę wlać ci cały garniec wina do gęby, byś więcej szanował moją przytomność. MOJSZE. Oj! oj! Co żydkowi takiego wina!... Toć na tych gąsiorkach to ino skrobać palcami, tak grubo tego paskudztwa!... A pachnie! Przepraszam, bardzo przepraszam, jaśnie oświecony panie hetmanie! Śpiewałem — nu, prawda — z wielkiej bojaźni... Nogi mi się trzęsą, a moje nogi — one się nie trzęsą na dzień powszedni, a tylko na święto... Jest wielka radość, albo wielki smutek, albo strach taki, jak dzisiaj... NAPIERSKI. Ze strachu możebyś tu nam zatańczył... No, hejże! BUNT NAPIERSKIEGO 153 śpiewaj-że dalej!... Jest dziś po czem śpiewać i po czem tańczyć... MOJSZE. Oj! oj! ja to czuję: jest po czem śpiewać i jest po czem tańczyć... Jak ten pan Jordan — a niech on połamie te swoje nogi, zanim się dowlecze tam! do Krakowa — za ten strach, nu, za to, że się dotychczas trzęsą moje nogi i że ja śmiałem nucić tam za drzwiami... Wchodzą Wojtek Łętowski i Jarząbek, obaj młodzi junacy, w strojach góralskich. NAPIERSKI. Pewnie jesteście strudzeni, panowie! Podając im puhary, k^óre wziął z kredensu i trącając się. Pijcie!... Na szczęście! JARZĄBEK. Dziękujemy! Pije. NAPIERSKI wychyliwszy puhar i stawiając go na stole. Czas wam chwilę wypocząć — po takiej wiktoryi, o której ludzie w późne jeszcze wieki wspominać będą... Lecz zanim spoczniecie, rozstawcie straże na basztach... Odstąpił wróg od tych murów, uląkłszy się waszej rysiej odwagi — za co was mianuję porucznikami wojsk królewskiej mości, — ale któż wiedzieć może, czy też jutro albo pojutrze znów nas nie podejdzie... J54 JAN KASPROWICZ JARZĄBEK. Haj!... anoć słychać, jako się gotuje świeża wyprawa... Nam się ino widzi, że mają dosyć świstaczego sadła. NAPIERSKl. 1 mnie się zdaje... Dość im zalaliśmy tego za skórę... Spogląda na zegar wiszący na ścianie Hm! godzina czwarta. Do Łętcnoskiego. Panie Wojciechu! Ojca czy nie widać pod naszym grodem?... Powinni już nadejść... Imć pan marszałek Stanisław Łętowski dobrze się sprawił... WOJTEK ŁCTOWSKl. Jeszcze pogonili za dragonami, ale już wracają; za pół godziny, łebo za godzinę będą na zamku... NAPIERSKl. Hucznie ich przyjmiemy! Z okiem zwróconem na Mojszę, do Łętowskiego i Jarząbka. Mości panowie, każcie im wytoczyć wódkę z piwnicy... JARZĄBEK zabierając się z Łęlowskim do wyjścia. Żegnają! NAPIERSKl za odchodzącymi przez drzwi środkowe. Żegnajcie! Zróbcie co każę, potem na spoczynek. Wojtek Łętowski i Jarząbek, pokłoniwszy się jeszcze we drzwiach, wychodzą. i BUNT NAPIERSKIEGO 1 55 ZDANOWSKI. Jak ty przemawiasz do chamów? Szlachecką pospolitujesz krew, mój panie Kostko! NAPIERSKl. Ja wiem: brat szlachcic najlepiej przemawia do chłopskich pleców batogiem. ZDANOWSKI. Nie, synu! 1 ja się do nich zniżam, wszak-ci nawet do chrztu trzymałem córkę Łętowskiego... AJe-ć tak było od wieków i w bożem tak przyrodzeniu leży, by nam chłopstwo do nóg padało, dziękując za łaski, które im czynić raczymy... Prawdziwie! Koniec już świata, jeśli z prostych chamów i prostych zbójów robi się marszałków i poruczników... NAPIERSKI. Od nich świat sie pocznie! ZDANOWSKI. Chamy i zbóje!... MOJSZE wysuwając się z ką^a. Nu, i ja tak myślę. T^apierski mierzy go wzrokiem. Jffojsze spostrzegłszy się, przerażony. Przepraszam... bardzo przepraszam... Ja tylko chciałem powiedzieć, nu, za przeproszeniem... NAPIERSKI. Mojsze, ty dzisiaj taką świecisz miną, jakbyś miał dużą ochotę ubawić 156 jAN KASPROWICZ swojego pana. Wielce krotochwilnie jest mi na sercu. MOJSZE. Ja wiem, krotochwilnie, ale mnie było bardzo źle... Oj! oj! oj! Zaczyna opowiadać z zabawnymi ruchami. Jak ten pan Jordan wystrzelił do murów, tak ja gwałt zrobił... Jest nas pięciu żydków na całym zamku! — co się stanie z nami? Aj! myślę sobie: on będzie darł pasy z nas, pięciu żydków, będzie jeszcze gorszy, nu, od tych chamów, od tych prostych zbójów, których — przepraszam jaśnie jenerała — sam pan jenerał sprowadził ze sobą, coby nam wszystką wódkę wypijali i jeszcze bili... Aj! tak myślę sobie, nu, i odrazu skoknę pod pierzynę... NAPIERSKI. Widać, że lubisz ciepło? MOJSZE. Jakie ciepło? Anim się zagrzał!... A kto temu winien? Nu, moja Sura... Ona jest odważna jak sama Judyt, albo jak Debora, a jaka mądra!... Aj, jak nie przyleci ta moja Sura, jak nie wrzaśnie na mnie: Mojsze! ty głupi! ja nie leżę w łóżku, a ty się kładziesz pod pierzynę?... Mojsze! ty głupi Mojsze! Co ci jest? Ty nie wiesz, ty głupi Mojsze, że pomiędzy nami jest sam Joszua, który nas obroni? Niech się on tylko pokaże na murach, tak zaraz padną wszystkie Filistyny, BUNT NAPIERSKIEGO 1 57 tak ten pan Jordan i jego dragony będą zmykali, jak Moab... — Joszua?! Jaki Joszua?! — krzyknę w niebogłosy z wielkiego strachu i wyskoknę sobie odrazu z łóżka. — - Co? może ten szajgec, o którym nasze wymyślają żydki, że on jest święty, bo się ciągle kiwa — dzień i noc całą nad naszym talmudem j ciągle śpiewa: »Awinu malkenu« — pieśń konającycłi, chociaż nikt nie kona? NAPIERSK], któremu widocznie opowiadanie żydk.a spra- wiało zadowolenie, nagle z miną pochmurną. Cicho!... Dość tego!... Opanowuje się. MOJSZE. Ja bardzo przepraszam... Widząc, że T^apierski powrócił do dawnego stanu: Ino, że Sura, jak ja to powiedział w swojej głupocie tak się zapaliła, jak sucha jodła, i trzasła: pan hetman! On każe słońcu zatrzymać się w górze... Aj, ja się zaśmiał — przepraszam: ja zaraz tak pomyślałem: Joszua — on trefnem zawsze się brzydził, a pan hetman kazał bić wczoraj wieprza i razem z chamami tfu! spluwa jadł świninę... NAPIERSK] z wybuchem wesołości. Ha! ha! ha! ha! ha! J\Jagle poważnie i w zadumie. Panie Zdanowski! Pomnisz: w Nowym Targu, kiedym się zjawił we waścinym dworze, list przepowiedni króla jegomości mając przy sobie, którym mi rozkazał 158 JAN KASPROWICZ zaciągi czynić dla księcia z Wiśniowca na tę wyprawę multańską, na przyzbie usiadłszy społem, zapatrzeni w gwiazdy, rozmawialiśmy o zegarze dziejów... ZDANOWSKI. Pomnę, o pomnę... Od tego wieczora jam cię ukochał jak syna... Bohater wyrósł przedemną, grożący na miazgę zetrzeć zuchwalca Rakoczego. Granic naszej nieszczęsnej Rzeczypospolitej obiecywałeś ustrzedz z kupą chłopstwa... 1 wtedyś także z rąk sprawiedliwości wyrwał dwóch zbójów... NAPIERŚKI. Tak, Sawkę i Czepca. Ludzie to mężni, szkoda, by ich męstwo miało tak zmarnieć, zamiast iść na służbę wielkiego dzieła... Ojcze Wiktorynie! Jeszcze o jedno chciałem cię zapytać: Prawda, że zegar idzie swą machiną, ale że staje, gdy go nie nakręcisz? A kiedy stanął, wówczas trzeba człeka, któryby jego posunął wskazówki... Prawda? A!... ZDANO>X^SKl. Prawda!... Mości pułkowniku! Dlaczego teraz przyszło mi to na myśl? — być może, troska o ten kraj nasz biedny — : Gdyśmy o jego mówili nieszczęściach i jego zbawcach, zgasła jakaś gwiazda... Coś mną wstrząsnęło, a i ty pobladłeś... NAPIERSKI. Zbladłem?.., Być może. BUNT NAPIERSKIEGO 1 59 Zagadując. A.|e wiesz, ten Jordan... Ha! ha! ZDANOWSKI. Zuzannik! tchórz! ten świniobrzuchy, zajęczonogi pyszałek biskupi w juchtowe buty schował swoją pychę, zgraję — owczarzy usłyszawszy zdała... NAPIERSKI niemile dotknięty. Zgraję — owczarzy? JNagle, udając wesołość. No, ty mój — Joszual przepraszam, Mojsze! Drogi panie Mojsze! Czyś się zamienił w słup soli, jak żona twojego imci prapraszczura Lota? Wszak mi się widzi, iż żoną nie jesteś, a tylko mężem swojej mądrej Sury... A^iałeś zatańczyć, zaśpiewać majufes! Wiesz, że jest po czem i śpiewać i tańczyć! Czy ci się nogi nie trzęsą? — Masz dzieci? MOJSZE. Jasny pan hetman żartuje... NAPIERSKI. Samsonów chybaś nie spłodził, ani Absalomów. Ginąć nie będą ani pod gruzami filistyńskiego kościoła, zapewne, ani na własnych zawisnąwszy włosach gdzieś na gałęzi... MOJSZE przerażony. Oj! oj! l6o JAN KASPROWICZ ZDANO\&^SKl do Mojszy, podając mu gąsiorek- Masz! świeży przynieś gąsiorek... A tego samego! Na stare kości i na melancholię dobre to wino... NAPIERSKI za odchodzącym. Idź! pokłoń się Surze — powiedz, że słońce stanęło na niebie, a nam tu przyślij którą z starościanek... Ambrozyę Bogom podawała Hebe... MOJSZE śpiewnie. Idę! już idę! Wychodzi drzwiami po prawej. ZDANO\C^5Kl. Mości pułkowniku! Krew ci się perli w żyłacłi, jak w kielichu najszlachetniejszy z napojów, podniesion w górę ku blaskom słonecznym... Mnie troska odbiera humor, oczy mam przymglone, a brzegi powiek ogień mi opala... Starość i smutek, niepewność i rozpacz! Na ziemi polskiej zamęt, jak w dzień sądny. Pożar się rozlał krwawymi potoki wskroś naszych łanów. Buta, samolubstwo nędznych królików uderza bezwstydnie o tron piastowy. Bratu rodzonemu nie uwierzyłbyś, azaż nie jest zdrajcą... NAPIERSKI. O czem tu mówić?.,. Pale są na zdrajców, a na królików... BUNT NĄPIERSKIEGO ZDANOWSKI. Mój panie Napierski! Mózg mi pożera szarpiąca rozterka... Patrząc naokół — zbłąkaną źrenicą, bo dziś człekowi trudno nie oszaleć, — straciłeni miarę dobrego i złego: nie wiem, kto poczciw, a kto jest zbrodniarzem, kto jest zaprzańcem, a kto wiernym synem... Nie wiem, zaprawdę! czy i ja nie wrogiem, i czyś ty także nie jest wróg... NAPIERSKI zapominając się. Szalejesz, mości Zdanowski! szalejesz! szalejesz! Ja tu nie wrogiem... ZDANOWSKI uspakajając, ale znacząco. Ja-ć nie mówię tego... Ale ksiądz biskup może ma i słuszność, że tak przyjaciel zamku nie zajmuje... NAPIERSKI niecierpliwie, prędko. Jeśli inaczej nie można? jeżeli upór królewiąt gnieździ się na skalnych szczytach, na które wspiąć się — li przemocą albo podstępem?... ZDANOWSKI. 1 zdrajca Chmielnicki z królewiąt ukuł sobie miecz na całość i nietykalność Rzeczypospolitej. NAPIERSKI. Lecz my tej świętej strzeżemy całości. MSPROWICZ. DZIEU II. j62 JAN KASPROWICZ ZDANOWSKI. Prawda! jak orły siedliśmy w tem gnieździe, aby odpędzać krwawodziobe sępy podłego Węgra, co z królewskich trumien w żałobnej dzisiaj stolicy Jagiełłów chciałyby sławne powyciągać trupy, by je na hańbę roznieść po swych polach! Prawda! gałęźmi zielonej jedliny wywabiliśmy z pod hal i z pod grani czeredę łotrów, ażeby ich strzelby i ich siekiery, skrwawione w rozbojach, zmienić na święte, nieskalane bronie dla spraw ojczyzny i króla. NAPIERSKI U) zamyśleniu. Masz słuszność! Dla spraw ojczyzny i króla! ZDANOWSKI. Lecz powiedz: Kto nam zaręczy, iż ten tłum niesforny nie spłynie jutro z gór czerwcowym śniegiem i, jak wezbrany Poprad lub Dunajec, swą dziką falą nie zaleje naszych łąk i pól, krwawą uznojonych pracą długich pokoleń, co, sterawszy siły, marły z nadzieją radosnego żniwa dla swych następców?!... Odpowiedz! odpowiedz! Kto nam zaręczy, że, jak tam, na kresach, skąd nas dochodzą jęki mordowanych przez zgraję Chmielą, skąd niemal że słyszym trzaski walących się w pożogach grodów — kto nam zaręczy, że i tu nie padniem z wielkiej rozpaczy, widząc, jak siekiery i jak te strzelby mierzą w własnych braci, by się objuczyć złotem i bisiorem?... Kto mnie zaręczy — tak! kto mnie zaręczy, BUNT NAPIERSKIEGO 163 mnie, stojącemu nad grobem starcowi, że się nie znajdzie ktoś, co własną dumę, choćby skrzywdzoną, zechce unieść w górę na tej straszliwie rozhukanej fali ? Kto mnie zaręczy, że ty... NAPIERSKI w najwyższym gniewie. Mości panie! Mitygując się, prawie błagalnie. Ojcze Zdanowski!... ZDANOWSKI. Tak! straciłem miarę w tem, co jest dobre, a co złe — kto zdrajcą, a kto jest wiernym... NAPIERSKI. AjC^jno nazbyt mocne oszołomiło coś i mnie i ciebie... Wchodzi Mojsze, prowadząc ze sobą dziewczynę. MOJSZE z ruchem wskazującym na dziewczynę. jest!... Najpiękniejsza!... Sam pan król... NAPIERSKI. p^^^^j MOJSZE zabierając się ku drzwiom. ,, , Zatrzymuje się przed drzwiami po prawej. Ja tylko jeszcze chciałem coś powiedzieć... coś tak ważnego... NAPIERSKI. Precz!... MOJSZE. ]dc! już idę! Znika, odepchnąwszy dziewczynę, k^óra chciała za mm odejść, nie zostawiwszy gąsiorka. Dziewczyna stoi bezradna. 164 JAN KASPROWICZ NAPIERSKI podchodząc do niej, łagodnie. Postaw! Dziewczyna stawia wino na stole i j. w. JSJapierski napół nieprzytomnie, zwrócony ku Zdanowskiemu. Spoczniemy... Tak... Zwracając się ^« dziewczynie, j. w. Jak ci na imię? DZIE^OC^CZYNA. Hanusia, jaśnie oświecony panie! NAPlERSKl/aj^^j; sobie coś przypominając, czoło ręką pociera. A tak!... Hanusia... Łętowska... DZIEWCZYNA. Nie, panie! NAPIERSKI /. w. Tak... prawda, prawda!... Panna starościanka, czy kasztelana krakowskiego córka... 7\Jagle zmieniając ton, jakby oprzytomniał, napół z ironią, napół z wyrzutem. Mości Zdanowski! Racz popatrzeć waszmość, jak wyglądają dzisiaj kasztelanki!... ZDANOWSKI. Nie żartuj sobie z prostego dziewczęcia... NAPIERSKI popadając w zadumę, jak nieprzytomny. Tak, prawda, prawda! Owoc i królewskie włóczą się dzieci bez tronu po świecie... Do dziewczyny, machinalnie. Odejdź... Dziewczyna wychodzi drzwiami po prawej. BUNT NAPIERSKIEGO 165 J^apierskt do Zdanowskiego. A może wypijemy jeszcze? Nie... lepiej spocząć... Ojcze Wiktorynie! Wypocznij sobie... 1 ja spocząć pójdę. Wszakże nas wszystkich czeka zasłużony tutaj spoczynek... Wychodzi drzwiami po lewej. MOJSZE wkradając się drzwiami z prawej. Wyszedł? Wiem, że wyszedł... Panie jenerał... ZDANOWSKI. jeszcze-ć te awansy nie spadły na mnie. MOJSZE. Nu, ja wiem? Jak może być porucznikiem ten Wojtek, ten zbójnik, co wczoraj kazać rozebrać do naga jednego żydka i oblać go wódką, by go zapalić — on go nie zapalił, bo się zlitował na ten płacz, — a za co? że on, ten żydek, ośmielił się bąknąć, coby te chamy nie były tak chciwe na szabasówkę — kiej taki się zrobił na królewskiego porucznika, — panie, a któż ma zostać jenerałem? ZDANOWSKI. Nie masz do powiedzenia nic więcej? MOJSZE. Aj! aj! aj! Po to bym tylko przychodził?... Pan hetman. l66 JAN KASPROWICZ on mnie wyrzucił — tak ja myślę sobie, niech pan dobrodziej jemu to opowie, co ja opowiem — coś bardzo ważnego... Czy jest na świecie jaki Wasyl Czepiec?... ZDANOWSKI. Jest. M0J5ZE. Ja wiem dobrze, że on jest... On idzie ku Czorsztynowi i pali po drodze karczmy i dwory... ZDANOWSKI. Kłamiesz! MOJSZE. Może kłamię, jak waść tak mówi... Panie dobrodzieju! Czy jest na świecie jaki pan Gosławski ? ZDANOWSKI. Jest... jest... przyjaciel pana pułkownika... MOJSZE. Jemu się stało nieszczęście... ZDANOWSKI. Nie duża to cłiyba szkoda... Zawszem tej przyjaźni szczerze odradzał panu Napierskiemu. MOJSZE. Nu, on się upił... ZDANOWSKI. Nudzisz... BUNT NAPIERSKIEGO 167 MOJSZE. On się upił i jakieś ważne pokazywał listy któremuś księdzu... A ten ksiądz, on zaraz gwałt wielki zrobił... Oddał je biskupim i w okolicy mocno hałasuje, że pan Napierski — aj! aj! ja się boję... ZDANOWSKI z zaciekawieniem i jakby z przeczuciem. Nie bój się... gadaj!... MOJSZE. Nu, że pan Napierski... jasny pan hetman... nu, że on jest — zdrajca! ZDANOWSKI. Zdrajca!?... Ty podły żydzie!... MOJSZE. Nie mówiłem, że ja się boję... ZDANOWSKI z objawami rozpaczy i zdumienia. Zdrajca!!... MOJSZE. Nu, ja tego... spluwając tfu! nie powiadam... Tylko jeden żydek, co on miał ze mną gieszefty — uczciwe, żebym tak skonał — on chodził na handel i dzisiaj wrócił, wpuściłem go furtką. On tak się lubi tu i tam pokręcić, niby nie widzi nic, a wszystko widzi i wszystko słyszy, chociaż nic nie słyszy, bo to dla żydka jest zawsze interes — on mi powiedział w wielkiej tajemnicy. l68 JAN KASPROWICZ że pan Napierski jest — zdrajca... Ja myślę: Co tajemnica? Może to paskudztwo — niech jasny hetman wywrze swoją zemstę, jak nasz Joszua, na tych swoich wrogach, że takie brzydkie rzeczy o nim mówią... Ja go się teraz boję — bardzo boję... Niech pan dobrodziej sam mu to opowie. ZDANOWSKI. Zdrajca!... Nie!... Boże!... MOJSZE. Panie dobrodzieju! Pan się tak zmienił?... Co się panu stało?... Nic już nie powiem... ZDANOWSKI chwytając go za bary. Gadaj! gadaj wszystko... Co było w listach? Od kogo te listy? MOJSZE. Niech pan dobrodziej, mnie puści... ja proszę - ja biedny człowiek! ja mam żonę, Surę, mogę mieć dzieci... ja wszystko opowiem. — Niech pan dobrodziej mnie puści... Zdanowski puszcza go. Ten żydek on mnie wyjawił w wielkiej tajemnicy, że listy były od tego zbójnika — uroczyście niech on przepadnie! niech jego nazwisko i jego imię będzie na wiek wieków przeklęte w bożym narodzie! Niech dzieci i jego wnuki i prawnuki wnuków nawiedza czarna choroba! Z mogiły niech wygrzebują psy ich świeże kości — BUNT NAPIERSKIEGO 1 69 zmieniając ton przepraszam — listy te były od Chmielą, co on — my żydki, my to wszystko wiemy — co on tam pali karczmy i bożnice i na gałęziach wiesza psa i żyda, nu — ja przepraszam — i szlachcica... Panie! on chce być królem... Zdanowski pobladł ze wzruszenia i grozy. Panie dobrodzieju! Co waść tak pobladł? aj! aj! waść tak patrzy! waść chce mnie pożreć tym okropnym wzrokiem. Przepraszam... nic już nie powiem, nic... ZDANOWSKI. Gadaj ! bo ci bebechy wy trzęsę!... Co było w tych strasznych listach?... Ja wiem, co być mogło, ale ty gadaj! gadaj! MOJSZE. Nu, ten gałgan, ten łotr, ten złodziej, rabuś, szubienicznik — on tam napisał, że on będzie królem, że on z tych chamów zrobi samych szlachtę — czy pan dobrodziej to słyszał? on z chłopów chce zrobić szlachtę! — ino, tak on pisał, niech powstawają przeciw swoim panom, niech się gromadzą w takie wielkie bandy — aj! aj! niech wezmą widły i topory, kosy i strzelby, na swoich dziedziców i na swych żydków, i że on im same rozda wolności... Tłum górali zjawia się w dziedzińcu. Panie dobrodzieju! Czy waszmość słyszy?... To jest gwar!... To oni! Oni nas wyrżną!... Oni już w dziedzińcu! lyo JAN KASPROWICZ Podchodzi trwożliwie k.^ oknu, zaraz się cofa. Niech pan dobrodziej popatrzy przez okno — oni śpiewają! CHÓR w dziedzińcu zamkowym. Od buczka do buczka, zasię do jawora, będzie z pieniążkami niejedna komora! MOJSZE. Aj! aj! co za kierdel! Oni nas wyrżną!... Co ja biedny zrobię?! Co zrobi Sura?! Co zrobią żydkowie?! aj! aj! aj! aj! aj! ZDANOWSKI z gorzką ironią. To są żołnierze króla jegomości, pójdą odpędzać wroga od granicy. Jffojsze wychodzi przestraszony drzwiami na prawo. Zdanowski sam. Zdrajca!... Ten młodzian, za którym poszedłem, jako za zbawcą ojczyzny, jest — zdrajcą! W spółce z Chmielnickim!... Panie Jezu Chryste; Chce Rakoczego wyganiać — on, zdrajca!... Królowi wojsko formuje — tak! wojsko, co pali dwory!... •ŁĘTO WSKl nie spostrzegłszy Zdanowskiego, we drzwiach z prawej, głośno. Gdzież jest pan naczelnik? ZDANOWSKI. Dyabłu się oddał! ŁĘTOWSKl. Witam, panie kumie! BUNT NAPIERSKIEGO 171 ZDANOWSKI. Rabowi wara kumać się z szlachcicem, choć ci dopomógł z pogańskiego błota oczyścić dziecko świętym chrztem... "Do Czepca. Tyżeś to, ŁCTOWSKl podczas tego, klaszcząc w ręce. Haj! naczelniku! haj! haj! CZEPIEC niemal równocześnie, do Zdanowskiego. Sława Bohu! ZDANOWSKI. Tyżeś to Czepiec? któregom ratował z pod szubienicy... tak! wskazując na drzwi na lewo, prowadzące do komnaty T^a- pierskiego do spółki z tamtym! Złodziej! podpalacz! morderca pan Czepiec! ŁCTOWSKl. Mój panie kumie! Juści jabym dla was w Ciemne Smreczyny szedł lub do Niechcyrki, by wam niedźwiedzich kudłów na posłanie nabrać z tych strasznych pustaci... Lecz wiedzą: hnuśnie i szpetnie gwarzyć tak o moich harnych junakach... ZDANOWSKI. Stawiasz się? ŁĘTOWSKl. Nie stawiam, a ino mówię, jako idą czasy, gdzie wy panowie szlachta z czapką w ręku będziecie orosić w kumy... ZDANOWSKI. Poruczników albo marszałków w guniach i serdakach. 172 JAN KASPROWICZ RADOCKl. Święty Jan Chrzciciel włosieniem okrywał swe cłiude lędźwie, a sam Jezus Chrystus, Pan nasz i Zbawca, nie miał i na kerpcie, czy na sandały, a tylko swe stopy ranił o pychę możnych i uczonych faryzeuszów... Kontusz nie jest jeszcze wszystkiem na świecie... ZDANO^K^SKl. ,, , 1 ty, mości klecho, błogosław zbrodni... Niech was! Zabiera się do wyjścia, ŁCTOWSK] za odchodzącym. Panie kumie! A my-ć tam waszą krew uszanujemy, choć inna lać się będzie... Drzwiami z lewej wchodzi NAPIERSKI i spotkawszy się we drzwiach ze Zdanowskim, czule. Drogi ojcze! ZDANOWSKI. Pies ci jest ojcem! pies!... Zdrajca! buntownik! Wychodzi na lewo. NAPIERSKI do Łętowskiego i reszty. Za dużo wina wypił po zwycięstwie. RADOCKl z namaszczeniem. Pijany Noe ukazał swą nagość — tak mówi Pismo. ŁCTOWSKl zdumiony. Janosik! co widzę! BUNT NAPIERSKIEGO 173 NAPIERSKI podajcfc mu rękę. Panie marszałku! Królewski pułkownik, który was przyszedł wyswobodzić z jarzma żydów i szlachty, coby także chcieli i jego świętość, ten wolny majestat, skować w żeleźce... Zwracając się do J^adockiego i Czepca. Witam, mości panów! Panie Radocki! miło mi zobaczyć męża, co poznał ewangelię bożą i dziś, jak Pana naszego Chrystusa święty apostoł, głosi ją po świecie. RADOCKI. Ucho, otwarte na karność żywota, w pośrodku mądrych zamieszka, a oto serce mądrego roztropnie sprawuje swe grzeszne usta. NAPIERSKI do Czepca. Dzielny mój Wasylu! Podaj mi wierną dłoń... Potrząsając. Tak! CZEPIEC. Sława Bohu! NAPIERSKI. Wam ja to wielkie zawdzięczam zwycięstwo, które jest słupem na granicy światów... Zmierzch jest za nami, a przed nami słońce! RADOCKI. Kto był poniżon, wywyższony będzie. 174 JAN KASPROWICZ NAPIERSKI. Już wywyższony... Znikli niewolnicy, odkąd rycerska rozpiera się dusza w zgnębionej piersi bożych sług... Tumany białego kurzu w górę się uniosą z pod stóp lecących w przepaść wrogów... ŁCTOWSKl, który przedtem bez ceremonii usiadł sobie na jednem z krzeseł. Anoć uciekał Jordan, że aż się kurzyło... NAPIERSKI. 1 inni będą uciekać, niech tylko żołnierze pańscy wyrastają z ziemi jako ten owies po wiosennym deszczu. Niech tylko czołem zachwieją odważnem, jak te wierzchołki zielonych smereków ponad waszemi halami, gdzie wolność nieustraszona władnie. ŁCTOWSKl powstaje z krzesła. Jest nas sporo tęgiego chłopa, a zaś w lasach wżarskich jeszcze-ć nas więcej zostało ze Sawką. A jako spojrzeć na całe Podhale, hań od Orawy, aż tam gdzieś ku Rabce i jeszcze dalej, aż popod Baranią, lud się już zrywa i przy jasnej łunie widzi, co robić, a każdy odważny, jakby sto razy z śmiercią się szamotał nad ciemnym żlebem i ją zmógł i skoczył, niby kozica, na wirszyczek. NAPIERSKI. Bracie! Wykorzenimy niezbożnych ze ziemi i wygładzimy przewrotników... BUNT NAPJERSKIEGO 1 75 ŁCTOWSKl. Juści! Ale na dzisiaj jeszcze jedno słowo! Pięknie gwarzycie! Jak miód, tak wann płyną słodkie wyrazy z waszych ustek kraśnych. A listy takie piszecie, że człowiek — choć mu już włosy mocno posiwiały — RADOCKl. Rzetelne listy — kaznodzieja boży... ŁĘTOWSKl. Panie rektorze! pozwolą — ja teraz, widzą, przemawiam... ziurócony ^m "Napiersktemu anoć, że haw! w sercu czuje się młodość i fryśną ochotę nie na Węgierskie k'Budzinu, a dalej, aż tam na krańce ogromnego świata, by go podważyć i, widzą, wywrócić, jak wóz ze sianem... Czy słuchacie? NAPIERSKI. Słucham. ŁĘTOWSKl. Moc luda-m zebrał... Z ruchem l^u T\adockiemu. Pan rektor wam powie, o co mu idzie — o królestwo boże... Ja-ć prosty gazda, któremu zajmują krowy z pastwiska i łypią oczami na piękną córkę — szlachcice — T^apierski objawia niepokój, wnet się jednak miarkuje. — — ja patrzeć wcale nie mogę, jak się starostowie 176 JAN KASPROWICZ i ich hajduki pastwią bez litości na pokoleniach, jakby chłop nie człekiem, a ino psem był albo jeszcze gorzej. Ja chcę to zmienić... Czy słuchacie? NAPIERSKI. Słucham. ŁĘTOW5K1. Idziem na wojnę... RADOCKl. Na krzyżową wojnę. ł^CTOWSKl. Krzyż swój schowajcie!... U mnie jest ciupaga. CZEPIEC. A u mnie... ŁĘTOWSKl. Cicho! Z panem naczelnikiem mówię, nie z wami... Do T^apierskiego. Ja widzę naocznie, iżeście chcieli poznać naszą biedę, boście nieomal poszli juhasować w tych naszych halach... Aleć tak bywało, że lach niejeden zbiegł ku nam, buntował, a potem zdradził... Panie naczelniku: Moc luda-m zebrał, bez nas jesteś niczem, a gdybyś stanął przeciw naszej sprawie, albo ją rzucił dzisiaj, gdy mnie w domu — NAPIERSKI. Groźba? BUNT NAPIERSKIEGO 1 77 ŁCTOWSKl. Czy groźba?... "^^iedzą: ja-ć za młodu chodziłek w regle rubać smereczynę, rubałek z góry a mocno, że kłody padały z jękiem — od rzutu!... Nie byłek nigdy we dworach marnym pacł\olikiem, wełny-m paniętom nie zwijał, więc mówię, jako i myślę: U mnie dzisiaj w domu zapewne zgliszcza — pana Biczyńskiego ubił tam Czepiec; nie mam poco wracać... RADOCK]. ] mój kominek zburzony... Z Krakowa-m otrzymał wieści, jako już odjęte jest mi rektorstwo — tak ksiądz biskup kazał... Ale co dla mnie rektorstwo, gdy dzisiaj Jezajaszowych mogę nadsłuchiwać proroctw, jak prawdą się stają. NAPJERSKl dr^aicfco. ^ czepiec? Może i ty mnie pogrozisz gniazdeczkiem, które ci wicher wywrócił? CZEPIEC. f^^^ gniazdkiem jest szubienica, tej, wiedzą nie szkoda... ŁĘTOWSKl. O haj!... Tak mówię: nie mam poco wracać, tem raźniej pójdę choćby pod sam MC^awel lub pod Warszawę — na ogień, na wodę, na miecz, na kule... A zaś biada temu, ktoby z nas zadrwił... Słuchacie? NAPIERSKI. _ 1 ^ , Czy słucham ? Przemawiasz do mnie, marszałku Łętowski, KASPROWICZ. DZIEU II. I J 1^8 JAN KASPROWICZ jak gdybym nie był pułkownikiem króla, lecz twym — parobkiem. ŁĘTOWSKl. Nie prawda! RADOCKI. a zaś tak twardy jako krzesanica. Człek prosty,. ŁĘTOWSKl. Ale uczciwy... Tak im powiem jedno: Mości królewski panie pułkowniku! 1 my-ć pomożem królowi, niech tylko broni nas, gazdów, od krzywdy... A z wami na szubienicę pójdę lub gdzie cłicecie — gdzie nas powiedzie wasza mość hetmańska, a ino szczerze godnie i bez zdrady... My waszym wojskiem, waszym regimentem, którym możecie wojować do końca, póki ostatnia krew z nas nie pocieknie... Mości hetmanie! czy słuchacie? NAPIERSKI. Słucham... ŁCTOWSKl. U was odwaga jest, jako i u nas, a większy rozum, bo my nie uczeni — tak wam dajemy dowództwo... Lecz jedno, widzą, trza zrobić: przysięgnąć!... NAPIERSKI. Przysięgnąć?!! Więc mi na słowo wierzyć nie raczycie? Mnie, którym dla was rzucił dwór królewski i szedł w juhasy między was, by ujrzeć rany na waszych grzbietach? Nie wierzycie BUNT NAPIERSKIEGO 179 mnie, com się zamknął w tym czorsztyńskim grodzie i z garstką wiernych rzucałem tą ręką głazy na wojska waszych twardych wrogów, choć między nimi mogłem — syn królewski — jak paw się puszyć, opływać we wszystko, czego-by tylko zapragnęła dusza, przyzwyczajona — panować? ŁĘTOWSKl. Wierzymy... Ino, że u nas gazdów ten obyczaj: My-ć z Panem Bogiem bardzo i nie bardzo: zmówimy pacierz, a jak człek nagrzeszy, to się i czasem wyspowiada. Przecie jedno jest dla nas największą świętością: święta przysięga!... Ruszym na wyprawę poprzez przełęcze, granie i pustacie, przez straszne żleby i kolczaste wirchy, tak przysięgamy na wierność. A/ly wiemy, że kto ma zamiar niedotrzymać, w drodze, nim się spodzieje, jak głaz spadnie z turni na wieki wieków... Przejasny hetmanie! zamek czorsztyński wysoki i stroma jest krzesanica, na której się wspina — Dunajec pod nim szumi wieki wieków! Zwrócony do "Ąadockiego. Panie Radocki, dajcie krzyż! "Do T>Japierskiego. Przysięgasz, jako nam wiary dochowasz? NAPIERSKI machinalnie, jakby z rezygnacyą. Przysięgam, jako że wiary dochowam. ŁCTOWSKI. D„ ,^i^^^,j )8o JAN KASPROWICZ NAPIERSKI /. w. Do — śmierci. ŁCTOWSKl. Panie! my zaś przyrzekamy, źe pójdziem z tobą — jeżeli potrzeba, na szubienicę, czy na pal, do lochu czy na tortury... RADOCKl. Amen I "Do sali wpadają od strony dziedzińca junacy. GŁOSY Z POŚRÓD JUNAKÓW. Gdzie nasz hetman? My przez wykroty biegli i kamienie, aż się krvvav/iły nam stopy; czekamy, aby zobaczyć hetmana, a hetman zapija sobie z starszyzną... ŁĘTOWSKl. Przysięgał... KILKU JUNAKÓW przyskoczywszy do stołu i nalawszy sobie wina do puharów, zwróceni do Łętowskiego i Czepca. Na zdrowie, panie marszałku! na zdrowie, Czepcze, junaku! •ŁCTOWSKl gromko. Cóż to?! NAPIERSKI. J ak witacie swego hetmana? Ja was za tę czelność każę wywieszać... GŁOSY Z POŚRÓD JUNAKÓW. Jeszcze-ć nie wyrosły jedliczki dla nas! O haj!... BUNT NAPIERSKIEGO ibl ŁCTOWSKl /. w. Odejść! odejść! Czepiec i Jarocki dają znak ^ck(f> ^by wyszli. Junacy wychodzą. NAPIERSKI do Łętowskiego, wskazując ręką na odcho- dzących. To bunt? ŁCTOWSKl. Nie, panie! krew harnasiów naszych... RADOCKl. Lud niecierpliwy czeka u Horebu, pragnie zobaczyć swojego wybrańca... "Podczas całej tej sceny dolatuje gwar z dziedzińca, gwar ten k^ końcowi wzmaga się coraz bardziej. NAPIERSKI przystąpiwszy do okna, na dół ku dziedzińcowi. Bracia! RAD O CK] przystąpiwszy również do okna. Narodzie!... Pierwszy i Ostatni, ten, który umarł i znów ożył! NAPIERSKI. Bracia! Wita... TŁUM W DZIEDZIŃCU. Niech żyje nasz hetman! NAPIERSKI. Witajcie! Bracia! na wielką przybyliście ucztę — jutro wam większą zgotuję! Nasz wspólny l82 JAN KASPROWICZ wróg, CO ostatnie zdzierał łyko z biednych, ten wróg zdeptany! GŁOS HANUSI przerażony i zdumiony. Janosik! TŁUM W DZIEDZIŃCU. A żyj nam! żyj nam! Janosik powstał z swej mogiły i w bój nas wiedzie, w wielki bój! NAPIERSKI do tłumu w dziedzińcu. A teraz użyjcie wczasu!... Do Łętozoskiego. Panie Stanisławie! panie marszałku! cóż to za dziewczyna? ŁCTOWSKl. To moja córka, Hanusia. NAPIERSKI. Hanusia?!! ŁCTOW^SKl przy oknie, wskazując na tłum. A to jest, widzą, Salucha... Jak rzekłem, imć pan Biczyński na dom nasz najechał, ale mu Czepiec ozbił mudru hlawku. Zemsty się bałek, tak ją wiodę z sobą — bo, wiedzą, myślę: matce, starej babie, nic tam nie zrobią, zaś młodej dziewczynie.. A tę Saluchę zeszliśmy po drodze... NAPIERSKI woła na dół ku dziedzińcowi, Hanusiu! BUNT NAPIERSKIEGO 183 ŁCTOWSKl. Wielki to jest zaszczyt dla mnie, że pan naczelnik wzywa moją córkę przed swe oblicze. RADOCKl. Pobożnie przemawia człowiek ubogi, a w uściech bogaczów odpowiedź bywa surową, lecz tutaj ramię, ubrane w złoto i aksamit, sięga miłośnie ku maluczkim. NAPIERSKI. Wszakże ja brat wasz... ŁCTOWSKl. Mamy i jeńców ze sobą, panów hajduków, abyś ich sam, bracie, wywieszał na tych gałęziach. NAPIERSKI. Nie, puścić! Nie chcę wesela zamącać ich śmiercią! Po małej chwili. Tylko potrzeba wziąć — - przysięgę od nich... ŁĘTOW3K]. O, haj! przysięgę! przysięgę! przysięgę! NAPIERSKI. ...że broń w ich ręku nigdy się nie zwróci przeciw ich panu i przeciw ludowi. RADOCKl. Pan swą mądrością ugruntował ziemię i roztropnością umocnił niebiosy. j84 JAN KASPROWICZ NAPIERSKI. Panie marszałku! zarządziłem wszystko, by jadła było i picia do syta. Sam ty ugaszczaj... Żegnajcie, druhowie. Łęfowski i T^adocki przodem k^^ drzwiom środkowym, zni- kają; za nimi zwolna Czepiec. CZEPIEC po zniknięciu Łęhwskiego i Ąadockiego, odwra- cając się do JMapierskiego. Dziewkę-ś mi uwiódł, panie pułkowniku. NAPIERSKI. Twoją? CZEPIEC z tłumioną zawziętością. Ha! moją! moją... Chcąc odejść, pokornie. Sława Bohu! NAPIERSKI. Poczekaj, Czepcze!... Czepiec odwraca się od drzwi, podchodzi k" T^apierskiemu. Dziehiy z ciebie junak — najwaleczniejszy, rzekłbym, pośród naszych... Trzeba odwagi twej na przywitanie nieprzyjaciela... Weź mołodców swoich i zabierz drogę biskupim... boć chyba miejmy nadzieję, że przyjdą... CZEPIEC. Mołodcy moi strudzeni. Trza im wypoczynku. Zostaw nas, panie, na zamku. To lepiej. — W lasach jest Sawka, a ten wam wystarczy. NAPIERSKI. Jeśli ci każę... BUNT NAPIERSKIEGO 1 8^ CZEPIEC. Ha! pójdę... Lecz proszę: zostaw nas, panie, na zamku. Junacy mogą się łatwo zbuntować... Chcą zostać przy waszym boku, a waść ich wypędzasz. Zostaw ich, panie, na zamku. NAPIERSKI. Zostawiam. Czepiec pokłoniwszy się, odchodzi głównemi drzwiami. J\apierski sam, rękcf pociera czoło w zadumie. Zda mi się prawie, że stałem się piłką, którą podrzuca ten tłum... ^^ '^'^'^'- Hm!... Łętowski niedźwiedź, lecz szczery... Przechadza się po sali, potem staje, opiera się o ^raiufi/i stołu. Po chwili wchodzą Hanusia Łętowska i Salka JMieznana. HANUSIA, prowadzona przez Salkę, wszedłszy głównemi drzwiami od dziedzińca, wyciągając ręce, wyrwawszy je Salce. Janosik! Cofa się, napół nieprzytomna, prawie bezwładna, słaniając się. Królewski, jasny pułkownik!... królewski pułkownik!... Po chwili, po cichu, nawpół do siebie. A kto kołysać będzie nasze dziecię?! Po chwili. Królewski, jasny pułkownik!... NAPIERSKI k" drzwiom na prawo. Hej! służba! Do Hanusi. Upadasz z drogi, a i strach przebyty z panem Biczyńskim... }8b JAN KASPROWICZ HANUSIA. O, z panem Biczyńskim!... Po chwili. Królewski, jasny pułkownik... NAPIERSKI czule. Ty — dziecko! Wchodzi służba; do służby. W pana starosty sypialnej komnacie zgotować łoże... Godzi się jedynej, imci marszałka Łętowskiego córce spocząć na puchach — po trudach przeprawy — i na jedwabiach... Do Salki T^ieznanej. Dopomóż jej, stara! Salka wyprowadza słaniającą się Tianusię przez drzwi na lewo. T^apierski sam, przechadza się po sali, po chwili przystępuje do okna, wychodzącego na dziedziniec zamkowy i w zamy- śleniu przyciska czoło do szyby. Mała przerwa. Powraca SALKA NIEZNANA. Śpi... nieprzytomna... ponadmiar zmęczona... Lecz to przeminie... Teraz pójdź w ramiona, mój królewiczu! W ramiona piastunki, która dla ciebie troski i frasunki zniosła niejedne i śród twardej drogi do krwi kaleczy bose, słabe nogi, pod chamską strzechą chleb owsiany zjada i przez biskupie szyki się przekrada, i z widmem zimnej śmierci się szamota, byś ty się palił ogniami żywota! Ale twa dusza już gasnąć zaczyna, jak wilgna słoma... BUNT NAPIERSKIEGO 1 87 NAPIERSKI napół do siebie. Ta biedna dziewczyna, z którą mnie serce związało, a może — a może tylko lekkomyślność... SALKA. Boże! Ta cię zasmuca?! Ona niech ci służy w tej ku podniebnym wyżynom podróży, jak wszystko w świecie winno służyć tobie. .. Toć król Władysław i mnie... Na tym globie, w okrąg, jak słońce zakreśla swe koło, ty jeden jesteś!... A więc podnieś czoło! Długie na ciebie pracowały wieki, ażebyś powstał ty jeden — daleki, a już tak blizki... Wszystko, co twe oko zobaczyć zdolne w głębiach i wysoko, wstecz poza tobą i przy tobie — wszystki rozstrój i wszystko zdźwięczenie to listki na drzewie świata, które rwij bez lęku i zdepc stopami, albo rozgnieć w ręku — wszystko to środek: ty do celu zmierzaj, a celem jesteś ty sam... NAPIERSKI. Wierzaj! wierzaj! Tylu przedemną było sobie celem, a przecież padli przed kresu weselem, klątwą zwiedzionych, jak sforą ścigani, ich łzy i smutek otrzymawszy w dani. Potem zostaje dzieci tłum sierocy, by im w złowróżbnej, potępieńczej nocy szepnął ukrytej szatan świadomości, że z krwi królewskiej wyrosły, że włości ich królewskiego dziedzictwa na ziemi dłońmi wydarła przywłaszczycielskiemi — l88 JAN KASPROWICZ Zgraja rabusiów, że prawo posiadły, aby tak piły i aby tak jadły, jak ci, co l^łyszczą na wszechwładnych górach tronów złocistych, i aby w purpurach mogły się puszyć i w słodkiej swobodzie kierować mogły swoje strojne łodzie na jasne tonie wszelakiej rozkoszy... Potem w ich wnętrzu dziki zwierz się spłoszy i ryczeć pocznie. 1 z rozwartem okiem, w którem za iskier czerwonym potokiem kryje się chyłkiem ciemna, niewstrzymana potęga końca, gnane przez szatana, pędzą, jak burza, jak szaleńców rzesze, co wyłamały w zabójczej uciesze kraty cel swoich!... 1 nie bacząc wcale, ilu podepcą w rozhukanym szale, nad brzeg otchłani ilu porwą z sobą, już zarażonych straszną ich chorobą, wciąż pędzą naprzód... 1, ślepotą zbrojne, wypowiadają swoim losom wojnę, bunt przeciw własnej podnoszą naturze i przeciw Bogu, i, podobne chmurze, w której są gromów łyskliwe zaczątki, lecą, jak gromy, na boskie porządki — jeśli porządkiem ktoś nazywać raczy hańbę krwi naszej, co płodzi w spokoju i szał radości i klątwę rozpaczy, zwyciężających i ginących w boju, tych, co tchórzliwi i tych, co są śmieli, uciemiężonych i ciemiężycieli, i cnych i podłych... SALKA, kl^óra podczas tego objawiała zniecierpliwienie i gniew — ironicznie. Ha! ha!... Skry się żarzą! Jeszcze się palisz!... Urągliwie. BUNT NAPIERSKIEGO I 89 Choć tam, ■wskazując na drzwi środkovje j. zimną twarzą stojąc przed tłumem, nie miałeś już siły, aby zahuczeć nad wzgórzem mogiły, jako te gromy, bez żalu i trwogi bijące w wilków przerażone stado... Bądź, jak pioruny, tv/ardy i złowrogi i hucz pieśń jedną: wZagłado! zagłado!« hucz ją bez końca, aż — dobiegniesz końca... Wiem, wiem: ten zachód dzisiejszego słońca nad miarę kształtu człowieka wydłużył cień twej postaci, i tyś przed nim stchórzył, przed własnym cieniem — tyś go się przeraził, synu królewski! NAPIERSKI. Widzisz: przerażenie, tak mi się niemal wydaje — jest dzisiaj treścią mej duszy... Pod jego ciężarem gnę się i kurczę, maleję, zapadam w ziemię, jak robak... SALKA. A przecież ty jeden wziąć powinieneś rozbrat z przerażeniem! Masz prawo rosnąć, choćbyś swoim cieniem nie kraj ten okrył, ale i glob cały... Lecz to ci mówię, że twój blask wspaniały — nie cień! — nad miarę w okrąg się rozszerzy i promieniami w przyszłe czasy sięgnie... Cóż to za mądrość w twej duszy się lęgnie? Tyś syn królewski! W tobie przyszłość leży, jakiej dotychczas nie dano nikomu! Z królewskich ojców wypędzony domu, nie mędrkuj żaków dobrodusznych wzorem, którzy w swem wątłem rozumieniu chorem. l^O JAN KASPROWICZ okaleczałem na szkolarskiej ławie, dlatego tylko prawo i bezprawie za przyrodzoną mają tu konieczność, ponieważ wzrok ich, uwiązłszy snąć wieczność na martwycłi głoskach butwiejącej księgi, z poza katedry nie widzi potęgi złotego tronu... Ty, królewskie dziecię, tak wzdyć rozumuj: na to są na świecie ciemiężyciele, aby ciemiężeni wywarli na nich swą pomstę... Nie zmieni nic tego prawa: kto krzywdę posieje, niech zbiera krzywdę... NAPIERSKI. A jeśli nadzieje zwiędną przed czasem? Jeżeli skrzywdzony padnie, nim zemsty dopełni?... Fatalność chodzi drogami człowieka... Przed chwilą obdarty żydek, tutaj, w tej komnacie, wspomniał, tak sobie, nie wiedząc, co czyni, pieśń konających — ))Awinu malkenu« — i ja... zadrżałem... Dlaczego? SALKA. Boś tchórzem! NAPIERSKI. Nędzna żebraczko! skąd-że ta bezczelność? SALKA. Mam tutaj prawo być nawet bezczelną, jeśli potrzeba: — Jestem twoją — matką! NAPIERSKI. Matką?!... Łżesz podle!... nigdym ja swej matki nie widział w życiu!... BUNT NAPIERSKIEGO I9I SALKA. 1 ją z królewskiego wygnano dworu, aby król przed sobą nie miał żywego wyrzutu sumienia, który-by patrzał nań oczami — krzywdy. Lecz gdy tę krzywdę puszczono na wichry, na śnieg, na burze, na spiekotę słońca, nikt jej nie umiał zagasić gryzących ogni w źrenicach, nikt jej nie odebrał władzy w tych nogach, pięść ściśniętą podnosząc do góry ni w pięściach, nikt w gardle nie umiał zdławić jej głosu — strasznego, jak stal brzytewna krającego głosu!... Biegła, pełzała, wiła się w rozpaczy, krzycząc ku niebu o pomszczenie... NAPIERSK] podchodząc ku niej. Matko !..- SALKA odpycha go. Cicho!... Nie jestem twą matką... Piastunką jestem-li twoją, a może i... Zresztą: Mało-ż jest ludzi na świecie, dla których krzywda nie była piastunką — czy matką? — to wszystko jedno!... NAPIERSKI. Nieszczęście ! . . . nieszczęście ! . . . ] ja skrzywdziłem — wskazując k" drzwiom na lewo tamte!... Biegać będzie, pełzać i wić się i krzyczeć w rozpaczy kniebu o pomstę — niech się tylko zbudzi z nieprzytomności... 192 JAN KASPROWICZ SALKA. Dzieckiem ją nazwałeś!... Dziecko!... Tak! dzieckol 1 zostanie dzieckiem... zawsze... do końca... Wiecznie marzyć będzie o tych aniołach, schodzących na ziemię, aby prowadzić ku krainie złudy wierzące dusze... A gdy się zawiedzie, jeszcze swej wiary zemstą nie opłaci... Dziecko... tak, dziecko... NAPIERSKI. Nieraz w takich dzieciach, tulących w łonie różowe marzenia, budzi się groza, tem niebezpieczniejsza, im większą była ich złuda... SALKA. Jak owca grzechotem węża, tak ona pobita czarem twej władzy, którą naokoło rozsiewasz okiem, licem i postacią, odwagą, siłą i wielką nadzieją rajskiego życia, co ich z upodlenia, z pyłu niewoli, z głodu, niedospania — tycłi psów w obroży, bitych i kopanych — podnosi naraz ku wyżynom ludzi. Wdzięczną ci będzie, żeś jej w biednem sercu, w tem chłopskiem sercu, rozżegnął świadomość, jako jest godnem, by je miłowały syny królewskie... Mała przerwa. NAPIERSKI po chwili, w zamyśleniu. A Czepiec?... SALKA. »Awinu malkenu« ?!... Boisz się Czepca?... Posłuchaj: BUNT NAPIERSKIEGO I93 Raz przeznaczenie, u siebie san\ego będąc za sługę, pędziło woły na rzeź... Co się nie dzieje?... Ot, żal uczuło, chciało się wrócić z swej drogi, ale nie mogło... NAPIERSKI. Ha!... Ale nie mogło!... Straszna przypowieść... dobrze ją rozumiem... 1 bez zdziwienia usłyszałbym dzisiaj, że uraczyłaś nią i — Czepca... Ha! ha!... SALKA. 1 to być może. — Jest Czepiec na świecie i po wiek wieków zostanie... Lecz nigdy — nigdy bohater, idący na poprzek średnicy ziemi. Czepcom nie ustąpi... A takie bywa ludzkie przeznaczenie. że nieraz skon swój uwalniamy z stryczka, by się tem prędzej przybliżył... NAPIERSKI. Wiesz o tem, żem ja uwolnił Czepca od pętlicy?... Skon odwiązała ze stryczka ta ręka! SALKA. Żaden bohater skonu się nie lęka!... A może... Boisz się Czepca?... Więc dalej!... Sprzątnij go z drogi... Nie! nie!... dom się pali! Cała ta zgraja stanie przeciw tobie!... Zresztą odpowiedz: czy na ziemskim globie jeden jest Czepiec?... NAPIERSKI po chwili. ^ , ^ ^ , . , Ha! gdyby to człowiek posiadał w duszy moc niepowstrzymaną, ■łSPROWICZ. OZIEU II. I ■^ 1^4 JAN KASPROWICZ aby mógł dążyć milami do celu! On wielką żąda chce ogarnąć ziemię, a kroki jego mierzą się na łokieć. Giętkie ramiona do lotu rozkłada, złudę - olbrzyma uczuwa w swem wnętrzu, a na podwórku skacze, jak ten wróbel, któremu ptactwo, równie, jak on, liclie, umiało pióra wydziobać ze skrzydeł... SALKA. Zaczynasz znowu mędrkować... Czy sądzisz, że mędrkowaniem rozbudził Chmielnicki tę straszną trwogę?... Czy sądzisz, ty starcze, z poza katedry nie widzący tronu, iż mędrkowaniem on zawiódł te tłumy do takich zwycięstw, że jeszcze po wiekach piać o nich będą krwawe, dzikie pieśni siwi lirnicy, siadłszy na kurhanach, kryjących zmarłą waleczność rycerzy, co tutaj byli — ciemiężcami ludu? NAPIERSKI. Chmielnicki wrogiem — i kraju i — ludu — i nie o jego myśli on zbawieniu... SALKA. Więc ty go zbawiaj! ty lud ten wyprowadź na wielkie światło — i niech w jego blaskach tron twój jaśnieje. NAPIERSKI. Nie mów mi o tronie, dopóki żyje stryj!... Twój stryj?! Hahaha! Ty lud wybawiaj i nie drzyj! "Wybawiaj BUNT NAPIERSKIEGO 1 95 lud Z tego jarzma, które kraj ten gubi — wybawiaj lud ten... Wchodzi drzwiami od dziedzińca: STANISŁAW ŁCTOWSKl. Panie pułkowniku! Jędrek Mocarny, co był na prześpiegach, wrócił i mówi, jako od Krakowa z panem Jarockim idą już biskupi. Mają się w drodze złączyć z Lubowieckim i wraz uderzyć na zamek... Dzień jeden lub dwa najwyżej, a będą przy fosach. NAPIERSKI. Trzeba ich przyjąć... Niech Jaśko Jarząbek i syn wasz, panie marszałku, a zasię wierny przyjaciel mój i druh, wraz z swymi opuszczą zamek i pójdą naprzeciw księżych dragonów. Trza im odciąć drogę. Czepiec zostanie... ŁCTOWSKl. Za mało nas będzie... NAPIERSKI. A czem twe męstwo, marszałku?... Wystarczy! Z czterykroć mniejszą garsteczką odparłem szturm Jordanowy... ŁCTOWSKl. Kiedy ma wystarczyć, to juści musi... Pożreć się nie damy. NAPIERSKI. Umocnić baszty i czuwać... Ja będę gotów... Łętowski odchodzi. 1^6 JAN KASPROWICZ J\apierski do siebie. Nie zadrżę! nie! nie! Do Salki. O, nie zadrżę i lud ten z ntroków wywiodę. Na tory wszedłszy chwalebne, z nich się już nie wrócę, choćby u kresu była ciemna brama straszliwej śmierci... SALKA z zapałem. ^ak mówi bohater! Widać, że w tobie krew płynie królewska! Lew się obudził i grzywą potrząsa!... Z pokutnym sznurkiem na szyi nie pójdziesz błagać o litość, ty, synu królewski! Wchodzi Zdanowski drzwiami od lewej, powoli, z śladami głębokiej troski •• SALKA do Zdanowskiego. Aj! co ja widzę!... panie podstarości! Znasz swój interes!... Na zamek czorsztyński z osełką masła przyszedłeś i z serem... Widno, jegomość przewąchał, że dosyć będzie różnego tu luda... No, ile poszło gomółek?... A może pan handlarz zmienił się naraz — anoć — w bohatera?!... Winszuję! bardzo winszuję!... O cuda dzisiaj nie trudno... ZDANOWSKI do JMapierskiego. Panie pułkowniku! Stara żebraczka, przyjaciółka twoja, nie będzie mi tu urągać bezkarnie — chocia-m u ciebie w gościnie... SALKA. O, idę! Stara żebraczka dosyć ma już sińców na krzywym grzbiecie, nie chce nowej krzywdy! BUNT NAPIERSKIEGO 1 97 "Do J^apierskiego, zabierając się k^ drzwiom środkowym. Mości Napierski! przejasny hetmanie! twa skrzętna pszczółka idzie w świat, na wrzosy, a ty pamiętaj: w dziedzińcu czorsztyńskim nie ma Wróblików! Orzeł tu się zrywa, aby wypocząć na wawelskiej wieży albo w Warszawie! NAPIERSKI za odchodzącą. Zostań!... SALKA we drzwiach, odwrócona ku scenie. Nie! nie mogę: Raz przeznaczenie, u siebie samego będąc za sługę... Tutaj niech się spełni, co się ma spełnić... Znika- NAPIERSKI. Ha!... "Po chwili, do Zdanowskiego. Spocząłeś, ojcze? Zdanowski milczy. Powiedz, spocząłeś? ZDANOWSKI. Zaprzaniec, lub człowiek, któremu serce zjada lekkomyślność, mógłby pamiętać dzisiaj o spoczynku... NAPIERSKI zmieniając ton, poirytowany. Nie wiem, dlaczego?... Nie rozumiem waści. ZDANOWSKI. Panie Napierski!... Druh twój, łotr Gosławski, wydał twe listy... 198 JAN KASPROWICZ NAPIERSKI. Co?... ZDANO\C^SKl. 1 dzisiaj wszyscy wiedzą już o tem, żeś zdrajca!... Najemnym służalcem Chmielą jesteś!... NAPIERSKI. Bardzo proszę! zmityguj-że się... Przed chwilą myślałem, żeś jest pijany, ale teraz widzę... ZDANOWSKI. Że jestem trzeźwy... O tak, straszna trzeźwość... Znasz Chmielnickiego?... NAPIERSKI. Znam. ZDANOWSKI. Dla niegoś lud ten zbuntował? NAPIERSKI. Nie! dla ludu!... Chmielą zdepcę, jak płaza — tą nogą! ZDANOWSKI. Ty — kłamco! NAPIERSKI. Racz waćpan milczeć!... ZDANOWSKI. Dla ludu — ażeby mógł już bezkarnie palić i rabować... NAPIERSKI. Przywilej wojny. BUNT NAPIERSKIEGO 199 ZDANOWSKI. NAPIERSKI. Z kim?... Z ciemięzcami! ZDANOWSKI. NAPIERSKI. Z kim prowadzisz wojnę ? Dla siebie! Być może. ZDANOWSKI. 1 tak spokojnie to mówisz?!... O rzuć to piekielne dzieło!... Patrz! Ązuca się na kolana. j^ siwy człowiek klękam przed tobą! błagam cię: o nie gub siebie i kraju! NAPIERSKI. Wstań! nie myślę gubić! ZDANOWSKI. Przyszedłeś do mnie, pod nędzną mą strzechę, i jam cię przyjął na serca uciechę, bom wierzył słowu, co z ust ci płynęło, zapowiadając wielkie, święte dzieło. Ale niestety! dziś dopiero widzę, że to był gorzki jad, którym się brzydzę... Ta dziwna wiedźma, co się przekomarza z swem bezpieczeństwem, dała mi handlarza tytuł przed chwilą... Prawda! Aleć jednem wszak nie handluję: mem sumieniem biednem! 1 ty nie handluj! zejdź z tej ścieżki krętej i nie dokładaj wiórów pod zajęty stos ten ogromny, na który wrogowie chcą rzucić ciało Rzeczypospolitej... Posłuchaj, synu, co ci starzec powie: boisz się kary? Jest jeszcze obfity Nigdy się królewski Czyj ty syn?... Królewski?! 200 JAN KASPROWICZ zdrój przebaczenia... Ukorz się, mój synu! Ukorz się, ukorz!... NAPIERSKI. syn nie ukorzy ZDANOWSKI. NAPIERSKI. Władysławowy ! ZDANOWSKI. Ha! jeśli-ć to prawda, jeżeli królów ślepa lekkomyślność jest twym początkiem — słuchaj: ojciec ojcem, więc dziś przez pamięć i przez cześć dla niego zaprzecz, o panie! że on spłodził zbrodnię! NAPIERSKI. Nie zbrodnię spłodził, tylko krzywdę... Powstań! Pójdę na przebój z moim wiernym ludem, jak ja, skrzywdzonym. ZDANOWSKI zrywając się z ziemi i jednym ruchem do~ bywszy szabli. ^ ^.^^ ^j,^ ^ _ ^^^^^, T^zuca się na niego. Błogosławioną będzie ręka starca, która przeleje krew podłego zdrajcy, i kraj wybawi od sromotnej klęski. NAPIERSKI dobytym rapierem parując cięcie. Mości Zdanowski! Nie jak zbój! Otwarcie zmierzyć się ze mną!... Nie jak zbój!... Krew twoja... Biją się, JMapierski wytrąca szablę Zdanowskiemu, raniąc go w rękę. BUNT NAPIERSKIEGO 20) ZDANO^C^SKl. O Boże! zdrajca szablę mi wytrącił z osłabłej dłoni, co przeciw podłości... 7Va brzęli szabli wpada z lewej: HANUSIA, spostrzegłszy l^rew Zdanowskiego. Tyś krew niewinną przelał, Janosiku!... Ojciec mój cłirzestny ranny!... siwy starzec!... Podbiegłszy kM drzwiom oszklonym i nagle je otwarłszy. Ludzie! Janosik przelał krew niewinną! Ludzie! ratunku!... Wpadają: JUNACY. Kogo tu ratować? Spostrzegłszy J\'apierskiego, klóry z dobytym, błyszczącym rapierem w ręku, stoi na środku pokoju. Nasz ł\etman cały!... Cudną ma szabliczkę — tysiąc liajduków otrząśnie ze siebie... NAPIERSKI do junaków, wskazując Zdanowskiego. Imć pan Zdanowski oszalał... Wskazując ku drzwiom po lewej. ^ 1 H t * wziąć go komnaty, trzymać go pod strażą, byle szanować jego włos... ZDANOWSKI idąc pod strażą ku drzwiom odwraca się i wskazuje ręką na J^apierskiego. Ten zdrajca — on chce być królem!... T^apierski tu majestatycznej postawie stoi przed junakami. 202 JAN KASPROWICZ JUNACY. A niech nam króluje! Króluj nam, króluj!... Janosik z mogiły powstał i żyje... i będzie królował... Króluj nam, króluj!... Poza sceną słychać zamierające echo okrzyków górali. AKT TRZECI. Dziedziniec w otoczonym murami zamku czorsztyńskim. Mrok przed wschodem słońca. "Później wschód słońca. Warty. — 7^a przodzie sceny ludzie z oddziału Czepca. TRZECI GÓRAL. Czuwamy tutaj całą noc — w dziedzińcu, jak podwórzowe pieski na łańcuchu. PIERWSZY GÓRAL. Byłoby lepiej hańże — tan\! przy watrze nad Czarnym Stawem, lub pod "Wołoszynem, gdzie na upłazy wychodzą koziczki... Pukałoby się... PIĄTY GÓRAL. Haj! pukałoby się! Lecz mi się widzi, że i dziś ustrzeli m kilku capików. TRZECI GÓRAL. Skóry z nich nie zedrzem: puste kieszenie pachołków biskupich — nie warto do nich kłaść zbójnickiej ręki. 204 JAN KASPROWICZ PIERWSZY GÓRAL. Haj! prawdę mówią! Gdyby nie ten klecha i ten pan hetman i ten pan marszałek, co nas ściągnęli tu, niewiedzieć, poco, to dzisiaj, wiecie, człek by se pohulał, może w Kieżmarku, abo i w Orawie, i z czerwieńcami wrócił do frajerki. DRUGI GÓRAL. Ładnie szanujesz tę swoją frajerkę. Do górali. Dzisiaj z północka, wiecie, ten nasz Bartek do czeladnicy się zakradł — do dziewek... Jedna z nich nawet ponoć szynkowała samemu panu Napierskiemu... Anoć Jak dla kogo... CZWARTY GÓRAL, zaszczyt nie mały... TRZECI GÓRAL. PIERWSZY GORAL. Prawda! Tylko nie strzępcie na mnie swych języków.. Kuną nie jestem, żebym się gdzie skradał... CZWARTY GÓRAL. Ej! powiadali, żeś się do żydówki mocno zabierał... TRZECI GÓRAL, p^, PIERWSZY GÓRAL. . , - J czego spluwasz? Mięso jest mięsem... Człek przebierający odchodzi głodny... BUNT NAPIERSKIEGO 205 PIATY GÓRAL. Hahahahaha! CZWARTY GÓRAL. Ale z tej rady na inną... Bratowie, hę? macie wódkę? PIERWSZY GÓRAL. Dzbanek tak-ci suchy, niby to zmarłe jezioro w Piarżystej. CZWARTY GÓRAL. A niema żyda? PIERWSZY GÓRAL. Poszedł spać. TRZECI GÓRAL. O rety! A toć go zbudzić, niech nam poszynkuje! Do jednego z górali. Chybaj-że, Józek, po Moska. Jeden z górali odchodzi. "Do siedzącego opodal JCrzysia Gąsienicy: Hej! Krzysiu! Dobądź gęśliczek, zagraj nam pod nogę! Człowiek skostnieje, kiej się nie pokręci... Hej! zbójnickiego!... KRZYŚ. Ba, kiej ma być cisza — tak powiedzieli panowie starszyzna. TRZECI GÓRAL. Jaka starszyzna i jacy panowie? Sołtys Łętowski, co w serdaku chodzi, jak my tu wszyscy, w domu owies sieje 206 JAN KASPROWICZ i już za stary, coby szedł na wirchy?... A ten Radocki? Dzieci w szkole tłucze, więc mu się zdaje, że i tutaj może głowę podnosić wyżej nas, honornych, którym się kłania Podhale i cała, wiedzą, liptowska dolina i Spiskie. SZÓSTY GÓRAL. E! gwarzcie sobie! Ja wam to ugwarzę, jako szanować trzeba siwe włosy na skroniach człeka, co był najmocniejszy pośród junaków i dziś jeszcze myśli, aby nas wszystkich już na wieki wieków od tych hajduczych uwolnić pościgów i od orawskich i kubińskich sędziów, od ciemnych lochów wiśnickich i — wiecie od tych szubienic, co są w Nowym Targu, łebo w Krakowie... PIĄTY GÓRAL. Haj! haj! dobrze radzą! TRZECI GÓRAL. Jako tam dobrze? Mówią: będzie spokój na całym świecie, będzie miłowanie, wszyscy się złotem po równi podzielą... Nie! być nie może, aby Jędrek Kulik, mój wróg największy, dostał tyle dutków, co ja, mój bracie, łebo ty... PIERWSZY GÓRAL. A, wiecie, ta ich spokojność?! Na co zbójnikowi tej spokojności?... Ja kiej se na hali siedział przy owcach, tak nijakim światem wytrzymać, mówię, nie mogłek. Od ciszy smreków i turni cno mi się robiło. Zawszeć bywało lepiej u Luptaków, BUNT NAPIERSKIEGO 207 kiej krew się lała i kiej od ich jęków, stały się szumy, jakby wiater halny wziął się za bary z powichrem... Hej! Krzysiu, dobądź gęśliczek!... Ti^chodzi Mojsze z prowadzącym go góralem. MOJSZE z wiaderkiem wódki, pokornie, ze strachem. Panowie! przepraszam, ale ja powiem, że jasny pan hetman ostro przykazał, coby więcej wódki już wam nie dawać... Będzie wielka bitwa, tak jest potrzeba, abyście panowie byli na trzeźwo. PIERWSZY GÓRAL. Ej, ty głupi żydzie! nalewaj wódkę, jeżeli nie pragniesz, ażebyś wisiał razem z twym hetmanem. MOJSZE. Co ja-bym pragnął... Ja wiem: tak powiedział jasny pan hetman, ale ja tak myślę: co komu wódka zaszkodzi? Panowie! Mojsze jest dobry, daje pić, co chcecie, całą piwnicę... Górale, powstawszy z miejsc, podchodzą do żyda z i^i/ii^awji. Ten im nalewa. TRZECI GORAL trącając się czerpakiem z innym. Na zdrowie! Pije. PIERWSZY GÓRAL do JCrzysia. Pod nogę! zagraj nam, Krzysiu, pod nogę! 2o8' JAN KASPROWICZ Ha! człowiek juści-by rad był posłuchać hetmana, ale kiej idzie o granie... Haj! lubię swoje gęśliczki... tak rozmiłowany-m w naszej muzyce, że zagram... Gra zbójnickiego. Górale, z ciupagami w górę, zaczynają tańczyć zbójnickiego. CZWARTY GÓRAL podchmielony, do Mojsze. Mosieczku, luby Mosieczku! stań-że nam w środeczku! Wciąga go w koło. MOJSZE. Co nie mam stanąć? jak panowie każą?... Żydek usłucha... On bardzo posłuszny... Górale tańcząc, uderzają go po kolei ciupagami w głowę. Mojsze prawie z płaczem, uginając grzbietu. O], oj! oj, oj, oj! TRZECI GÓRAL. Cóż to ? pchła ugryzła ? Poczekaj, Mojsze, zaraz ją zabiję!... Uderza go ciupagą w głowę. MOJSZE ;. w. Panie jenerał! oj, oj! SZÓSTY GÓRAL. Dac mu spokój! Co wam się pastwić nad żydkiem?... PIERWSZY GÓRAL wypychając Mojsze. Do Sury! Będzie potrzeba, my-ć tam ku pierzynie BUNT NAPIERSKIEGO pójdziem z dzbanuszkiem... Zobaczymy Moska, jak się rozgrzewa bez wódeczki. CZWARTY GÓRAL. Krzysiu! Raźniej a skocznie!... Haj! na taką nutę: śpiewa, stanąwszy przed TCrzysiem Panowie, panowie! będziecie panami, ale nie będziecie przewodzić nad nami! CZEPIEC Cicho! DRUGI GÓRAL. O, Czepiec! wstałeś? CZEPIEC. Cicho, mowię: Czy to nie wiecie, że hetman przykazał, aby milczenie było jako w grobie? PIERWSZY GÓRAL. Nam-ci tu jeszcze do grobu daleko, a przykazować wara i hetmanom... Ty nam przewodzisz, ty, Czepcze Wasylu! Ktoby tam ufał paniętom... CZEPIEC. Zapewne!... Wiedziałem dobrze, jakich mam junaków... Z taką watahą... CZWARTY GÓRAL. Szedłbyś do Krakowa rozbijać skarbiec królewski... KiSPBOWlCZ. OZIEt* II. lĄ 210 JAN KASPROWICZ CZEPIEC Jej Bohu! Trochę śrybelnych abo i złocistych — wiedzą — obrzynków... TRZECI GÓRAL. ^ , . , , ... Juści człek tu siedzi jak na pokucie. CZEPIEC. ^ ^ . . , . Zęby ino większej nie było dla nas pokuty! INNY Z GÓRALI. Jakoż-by? CZEPIEC. Wiedzą: pan hetman za mało zostawił ludzi na zamku. O, imć pan Jarocki jednym podmuchem zmiecie nas ze świata, jak proch z panewki... SZÓSTY GÓRAL. ^, . , . Skrępuje, zakuje i przed swem wojskiem popędzi na sądy? CZEPIEC. Ktoby tam sądy czynił w takich czasach! odrazu pójdziem ot — tak! Czyni rękcf odpowiedni ruch naokoło szyi. SIÓDMY GÓRAL. Co? Podyndać? CZEPIEC. Ano, podyndać... SZÓSTY GÓRAL. ^,. , ^ Nie! do upadłego bronić się będziem. BUNT NAPIERSKIEGO 211 CZEPIEC. Na nic nam obrona... 1 kul nie starczy i prochu za mało, a pan Jarocki ma tego, by ziarnek wymłóconego jarca we stu ćwiertniach. Ludzi z nim idzie jak szarańczy — wszyscy w dobrym rynsztunku. PIĄTY GÓRAL. Haj! bieda! Co robić? INNY Z GÓRALI. Trzeba wymyśleć na to jaki środek... Z nas-by tam żaden jeszcze nie chciał wisieć! PIĄTY GÓRAL. Czepiec! ty głowę masz, że sam Janosik, choć najmądrzejszy był na całym świecie, nie wstydziłby się nosić jej na karku... CZEPIEC. Może wymyślę, ino zapytuję: będziecie słuchać ? SZÓSTY GÓRAL. A któżby nie słuchał, gdy ma dwie drogi przed sobą: na życie, łebo ku śmierci... CZEPIEC A jeszcze wam jedno powiem, mołodcy: chodzą takie wieści, że nasz pan hetman jest zdrajcą... DRUGI GÓRAL. Haj! prawda! My to słyszeli. Tak i pan Zdanowski nazwał hetmana... Ale kogo zdradził? '4* 212 JAN KASPROWICZ CZEPIEC. Króla. DRUGI GÓRAL lekceważąco. E! króla!... Toć my do Warszawy nie jedno pismo słali z wielką prośbą, by nas ochraniał od krzywdy... Napróżno... Takiego króla... CZEPIEC. Juści! Tylko, wiecie, za taką zdradę jest już ustawiony palik w Krakowie, czeka na wnętrzności pana hetmana... A pan hetman śmierci bardzo się boi — • zwłaszcza też od pala. KRZYŚ. Będzie wojował do ostatniej kropli. CZEPIEC. Niedźwiedź w oklepcach, kiedy mu do skroni strzelec przyłoży lufę, będzie ryczał, ale do walki niezdatny... Wie o tem i pan Napierski. KRZYŚ. Janosik z mogiły powstał i, mówią, wszedł w pana hetmana, nic mu nie zrobi żaden wróg... CZEPIEC. Janosik zaciął swą szablę w jaworze, lecz dzisiaj jeszcze nie nadszedł jego czas, choć słuchy takie rozpuszcza sam hetman, by zdurzyć głupich górali... BUNT NAPIERSKIEGO 21 3 SZÓSTA GÓRAL. Tak mówisz? CZEPIEC. Tak mówię... Jasny pan hetman wie, że śmierć go czeka: on krew niewinną przelał — ranił starca, co mnie i Sawkę wybawił od gardła... A skazywała mu ta wiedźma stara: do tela będziesz cłiodził po tym świecie, pokiel niewinnej krwie nie puścisz... Wielki strach zdjął hetmana, a że mu wiadomo, jako nic tutaj strzelbą nie dokaże, ani szabliczką, tak umyślił sobie ratować duszę na inne sposoby — zdradą!... KRZYŚ. Do kata I... Kłamstwo! CZEPIEC. Da! naj meni Boh pomahaje!... Dobrze podsłuchałem, jak się z Łętowskim spiknął i z Radockim: Wnet uradzili, coby się dla oka bronić z początku, a potem zamczysko wydać wraz z nami biskupim — niech tylko złożą przysięgę, że ich puszczą cało... KRZYŚ. Złe weszło w ciebie, Czepiec, i twym uszom odrzuca słowa twych własnych wnętrzności, jak to wyraźne echo pod Gerlakiem... CZEPIEC. Nic! kto ciupagą ubił Biczyńskiego, temu już niema w świecie zlitowania, choćby sto zamków oddał — wielką zdradą. 214 JAN KASPROWICZ Panięta mają w sobie miłosierdzie tylko dla paniąt i dla ich pachołków. TRZECI GÓRAL. 0 haj! dla paniąt i dla ich pachołków. CZEPIEC. Wysłał też naszych na pewną zasadzkę: po wszystkich drogach naokoło zamku roją sję pszczoły biskupie... On wiedział, że nas zamało, aby szturm wytrzymać, tak nas zostawił jeszcze mniej. Tem łatwiej wykonać zdradę — tak sobie pomyślał — my nie przeszkodzim... Chciał i mnie wykurzyć, abym już wisiał o dzisiejszym ranku, alem się oparł... Wiem, że jeden z żydków był u biskupich i wrócił z pisaniem, obiecującem życie Napierskiemu i jego służkom, jako że już naszych oddał im w ręce, a i zamek odda... SZÓSTY GÓRAL. Zdrajca! zgubieni my wszyscy! CZEPIEC. Nie jeszcze! Wiem, pan Jarocki nie bardzo mu wierzy. 1 ja mam swoich, a ci mi donieśli dzisiejszej nocy, jako ma mniemanie, że nas tu pełno i że najście chybi... Potrzeba ubiedz pana Napierskiego... INNY GÓRAL. Cóż nam wypada? BUNT NAPIERSKIEGO 215 CZEPIEC. W tem już moja głowa. Żal mu umierać na basztach!... Tchórz! zdrajca! Żal mu odchodzić od tej gładkolicej. Tymczasem rozjaśniło się. — J^apierski zjawia się na murach. Patrzcie o świcie zjawił się na murach... Cicho... nadchodzi... cicho!... TRZECI GÓRAL do J^rzysia. Zagraj, Krzysiu, na przywitanie hetmana... CZEPIEC. Bądź cicho! Wiesz, że milczenie przykazał, jak w grobie. TRZECI GÓRAL. A niech przykazał!... Graj nam zbójnickiego! Chłopcy! ciupagi! zatańczymy sobie — niech się pan hetman uraduje z nami!... Intonuje. Panowie! panowie! będziecie panami... CZEPIEC. Milczeć — powiadam. Zjawia się JMapierski, później Łętowski, T^adockj i ludzie z ich oddziału. NAPIERSKI. Dzień dobry, druhowie! Wesoło, widzę, druhom nocka schodzi... Czepcze! to twoi? CZEPIEC. Moi. 2l6 JAN KASPROWICZ NAPIERSKI z łagodnym wyrzutem. Nie pamiętasz? Wszak poleciłem, ażeby ze względu na tego wroga, co się ku nam zbliża milczkjem i chyłkiem, cicho się sprawiały warty na zamku. CZEPIEC Panie naczelniku! Przebacz! błagamy... Otukno się robi naszym mołoicom, że się nieprzyjaciół doczekać jakoś nie mogą... NAPIERSKI. Przybędą w sam czas. Lecz dzieło wielkie się rozsprzęga. Jeśli osłabnie karności potęga śród wykonawców... Kto z was grał? KRZYŚ. Ja, panie. Alem... ja... wierny. NAPIERSKI. Czy jest między wami jakowy człowiek, coby był niewierny i hetmanowi i sprawie?... Trzydzieści marnych srebrników wziął-li Judasz... CZEPIEC. I takiego niema... PIERWSZY GÓRAL. Dla nas setka niczem! My jak za buczki idziem i za haście, to po tysiące — i nie po srebrniki, 'anie! BUNT NAPIERSKIEGO ale po złoto. — Setkę my praśniemy pierwszemu w drodze dziadulowi. NAPIERSKI do \rzysia. Krzysiu, wierny mój Krzysiu! Bądź także posłuszny! Choć ku muzyce wyskakuje dusza, gdy grać nie wolno, niech smyczka nie rusza dzielna dłoń twoja!... Dobra nasza sprawa wymaga ciszy!... Schowaj do rękawa te jaworowe gęśliczki, zapewne wycięte z drzewa w kościeliskiej hali, co na tę bystrą patrzała królewnę, jak się na los swój szarym turniom żali i jak zabija swe dziecko... JNapói do siebie. ^.^ ^^^^., Ej, pieśni wasze! urok w nich jest rzadki, chwyta za serce! Do górali . n . • ^ ° Ucz ja to razy siadywał z wami pod ciemnymi głazy przy zapalonych ogniskach i słuchał waszych śpiewanek i patrzał, jak buchał płomień z trzeszczącej kosówki!... W zadumie. r> j • • Prawdziwie, życie człowieka jest jak to igliwie: spłonie, nim biedny człek się spostrzedz zdoła. Niebezpieczeństwo czyha tu dokoła: do J^rzysia trza mieć otwarte i uszy i oczy, azali ku nam śmierć chyłkiem nie kroczy. Wierny mój Krzysiu!... zagrasz jej do tańca, gdy spojrzy na nas z zamkowego szańca. Podał mu rękę, k^órą ten całuje. 2l8 JAN KASPROWICZ KRZYŚ. O, pięknie proszę, niechże mnie ich miłość wezmą z watahy Czepcowej. NAPIERSKI. Dlaczego? KRZYŚ. Boję się, panie!... NAPIERSKI. Hetman się nie boi... Wszyscy jesteście towarzysze moi i przyjaciele... Niczem się nie straszę, więc i ty zostań przy Czepca wataże. KRZYŚ. Choćby dla tego, przejasny hetmanie! byś w ciężkiej chwili usłyszał me granie: serce-ć ucieszy i doda otuchy. NAPIERSKI. A czy cię chętnie puszczą twoje druhy? SZÓSTY GÓRAL. A niechże idzie, kiej pomiędzy nami cno mu się robi... Pan hetman dla niego słodkie ma słówka, a dla nas?... NAPIERSKI. Goryczki i wam nie podam... GONIEC wpadając na scenę. Panie naczelniku! Wróg już pod zamkiem... za chwilę uderzy w mosiężne surmy, zagra na strzelbicach... BUNT NAPIERSKIEGO 219 Z trudem przedarłem się przez gąszcze dzikie, ledwiem się dorwał do furtki... Nieszczęście! Sawka pobity na głowę, a walczył, jak orzeł, w cłimurach szumiący!... Oddziały marszałkowego syna i Jarząbka starte na miazgę, a oni polegli!... Poległ i Horny, i Jędrek Mocarny, i mój przyjaciel Józef Gąsienica, Tatar i Brzega, Stopka i Marduła, Roj i Mateja i Wala — ci wszyscy legli, jak kłody smreków w Małołącznej. Na ten bój wielki niby rysie biegli, a dzisiaj wszyscy polegli, polegli! Oczy im zgasły, mrok ich objął siny, a duch uleciał do innej dziedziny. NAPIERSK] do \rzysia. Pospiesz, mój Krzysiu, zbudź pana marszałka i Radockiego... Do Czepca. Czepcze, do szeregu! Broń wschodniej bramy... ja... ku zachodowi... Do gońca. A ty, mój gończe, strudzone masz nogi! czas ci wypocząć z tej śmiertelnej drogi... GONIEC. Niema spoczynku, gdzie się losy ważą naszej wolności!... Pójdę z twoją strażą, z twym hufcem pójdę, by walczyć do końca, choćbym nie ujrzał jutrzejszego słońca. Za sceną pierwszy strzał. NAPIERSKJ. Strzał!... Hasło śmierci albo i żywota! Witam cię nocy, czy jutrzenko złota!... 220 JAN KASPROWICZ Wraca JCrzyś z Łętowskim J{adockim i junakami. Panie Łętowski! syn twój legł w chwalebnej walce o wolność... ŁCTOWSKl. "Wiem to już od Krzysia.., Niechaj spoczywa!... My po nim do boju!... NAPIERSKI z zapałem. O, tak! do boju!... A niech nam w tej chwili na wielkie męstwo dusza się wysili... Wasza to sprawa, której bronić macie! Aby swoboda weszła w majestacie królewskiej pani na tę naszą ziemię, w krwi swej upadać musi ludzkie plemię! Trzeba niejedną zadać ciężką ranę temu, co przez nas zostało uznane za skarb najdroższy! Niejedną wycisnąć trza łzę serdeczną i mieczem zabłysnąć nad własnem gniazdem! Potrzeba niejedną wywołać klątwę na tę głowę biedną, co się w szaleństwie strasznem, czy rozwadze przeciw wszystkiemu i wszystkim podniosła, bo jej się zdaje, że Bóg ją za posła wybrał swej wieści, niweczącej władzę nierównej miarki! Zaginie ta siła, co, by podnosić tamtych, tych gnębiła, choć ci i tamci wyszli z bożej ręki na równe szczęście i na równe męki... Nie zginie dzisiaj, to jutro zaginie... RADOCKl. Nie jutro, panie! W dzisiejszej godzinie świat się odmieni! Znaki są widome, przepowiedziane jeszcze przed wiekami w świętych proroctwach, że dzisiaj jest z nami BUNT NAPIERSKIEGO błogosławieństwo boskie i że chrome będą zabiegi nieprzyjaciół nieba, co ma zakwitnąć na ziemi... ŁCTO WSKl. Potrzeba tylko odwagi, bo przy nas jest prawo! NAPIERSKI. Trzeba odwagi i wiary! W tej dobie, gdzie grób się może rozewrzeć przy grobie, trza, iżby wszyscy braćmi się uczuli, jak ci, co zbyć się umieją koszuli, widząc, że brat ich stoi w mrozie nagi. Tak! niech pochwyci dłoń za miecz odwagi i niech od boku strach odpędza blady znacząco do Czepca i niech przystępu broni szeptom zdrady. Czepcze Wasylu! wiem, żeś mi jest krzywy że głuchym buntem wzbiera twoje serce przeciwko sercu mojemu... Nie dziwy, gdyby się pożar wszczął przy tej iskierce, która jest wieczną, w takiem, jak twe łonie!... Światów jest milion, w światów milionie wciąż wre i szumi i huczy i trzeszczy, wciąż jeden z drugim toczy bój złowieszczy — takie jest światów straszne przeznaczenie... Czepcze Wasylu! szły i na mnie cienie z głębi twej duszy, dziś nie czuję trwogi! Jeślim cię zranił, przebacz, bracie drogi, i zanim jutro staniesz do rozprawy, gdy tak potrzeba, ze mną, twoim bratem, dzisiaj, nie dla mnie podnieś miecz swój krwawy ponad ginącym i wstającym światem, poprzez swe krzywdy i poprzez swe zyski — ale dla tego dnia, co już jest blizki. 222 JAN KASPROWICZ dla tej radości, co w niebo wystrzeli, gdy na padole zawładną — anieli, a jeśli trzeba, to i dla żałoby, gdy dla walczących otworzą się groby, nie wykopane rydlem zdradnej dłoni, ale odwagą, co swobody broni... CZEPIEC Mało-ć ja z tego rozumiem, jej Bohu! choć do tej mowy nadstawiałem uszu, jako ten dzięcioł, który popukując dziobem przy klonie, bacznie nadsłuchuje, gdzie czerw go toczy, ot ten klon! — To jedno pojąłem tylko, że mnie wasza miłość raczy posądzać o zdradę... Ci wszyscy wskazuje na otoczenie znają mnie dobrze — i imć pan Radocki i pan Łętowski — niechże-ć wam powiedzą, panie hetmanie, czym ja kiedy zdradził... Serdecznym druhem był mi Jędrzej Sawka, taki człek ruski, jak i ja, a który zginął w tej bitwie z imć panem Jarockim za waszą sprawę, mości pułkowniku! Tułania się. NAPIERSKI. Za naszą sprawę, a nie za moją. ŁĘTOWSKl. Panie! Nie śmiem Czepcowi przypisywać zdrady... Chętnie szedł z nami i tak się rozprawił z ciżbą hajduków, jako nikt na świecie. RADOCKI. Pamięta o tem, że go wasza miłość zbawiła ongi od śmierci... A dusza. BUNT NAPIERSKIEGO 223 kiedy niewdzięczna — tak jest napisano — , związana będzie grubymi powrozy i w ogień wieczny rzucona. NAPIERSKI. Mój Czepcze! Słychać strzał już bliźni, — cło otoczenia. Bracia! na baszty... świeży strzał!... Do Czepca. Ty — druhu, ku wschodniej bramie, ja — ku zachodowi. Idzie z Łętowskitn, T{adockim i ich junakami na mury. CZEPIEC głośno do swoich. Do mnie, mołodcy! w ordynek wojenny! Walczyć będziemy — odważnie, jak rysie — głosem przyciszonym jak nasi bracia, którzy w ogień biegli i zasię wszyscy jak kłody polegli... TRZECI GÓRAL z oddziału Czepca, półgłosem. Chyba-ć sam biskup niema lepszej gęby, niż ten pan hetman, co na śmierć niechybną wydał i Brzegę i Stopkę i Walę i Mocarnego, Sawkę i Tatara i wszystkich naszych druhów i przyjaciół... SZÓSTY GÓRAL. Mówi o zdradzie, a sam jest największy zdrajca na świecie... Ty nas ratuj, Czepcze. CZEPIEC, który podczas tego ogląda niby broń swego od- działu etc. Abyście tylko wiernie stali przy mnie. 224 i^^ KASPROWICZ DRUGI GÓRAL. Jak te jawory, które wrosły w ziemię, że wiatr największy darmo się szamoce... CZEPIEC skończywszy wrzekome oględziny, głośno. Za broń, mołodcy! i ku bramie!... strzelać — odpędzać wroga od zamku... Ginie wraz z swym oddziałem w lewym rogu sceny, tym- czasem słychać strzały, szturm. NAPIERSKI, stojąc na murach, z rapierem w ręku, do ci- snących się k'U basztom górali. Hej! wałem stańcie na murach, moi bracia drodzy! Do Łętowskiego, k^óry stanął w miejscu naj niebezpieczniej szem. Panie Łętowski! Potrzeba-ć twej piersi na dalsze lata, więc ją chroń! na kule tak nie nastawiaj!... Wskazując jedne z baszt, oddaloną k^ prawej stronie sceny. Spiesz ku tamtej baszcie — tam nie padają tak ogniste grady. Jak tu... ŁCTOWSKl. Przysiągłem, że przy twoim boku niczego w życiu się nie zlęknę... Pozwól, panie hetmanie, ażebym w tej porze, gdzie śmierć z parowu aż po pierś nam rośnie, tę pierś jej oddał przy tobie!,,. Do tłumu. Niech żyje hyrny Janosik, co powstał z mogiły, aby się oczy naszych wrogów śćmiły! TŁUM. O, haj! niech żyje! BUNT NAPIERSKIEGO 225 RADOCKl. Pierwszy i Ostatni, co na to przyszedł, by z czartowskiej matni świat ten wyzwolić grzeszny i nieprawy. .. TŁUM. O, haj! niech żyje Pierwszy i Ostatni!... NAPIERSKJ, na murach, dowodząc, bacząc pilnie na po- stępy szturmu i równocześnie mówiąc, odpowiednio zmienia- jąc ton. Bracia! nie jestem ja ten wasz Janosik, co walił góry i wyrywał smreki i nieśmiertelny władać będzie wieki pomiędzy wami... Ąęką dając rokazy. -paj^i baczcie w tę stronę! Niebezpieczeństwo ma lice zwrócone ku tamtej wieży!... Nie! jam zwykły człowiek, któremu krzywda sen zganiała z powiek, krzywda, wcłiodząca w progi waszych domów. Miecza dobyłem w tej chwili rozgromów, aby ratować ostrzem białej stali to, co się dzisiaj naokoło wali od złości możnych... Bo Łętowskiego. Marszałku! otuchy dodajcie swoim... Już padają trupy! już się po ziemi ścielą nasze cuhy!... Od czasu do czasu ktoś padnie, trafiony kulą, z jękiem, z okrzykiem: Jezus! Mary a! lub Boże! Boże! i t. d. Pole- głych usuwają górale. ŁCTOWSKl do rozbiegaj ący eh się górali. Trzymać się razem! do kupy! do kupy! Mierzyć w sam środek brzęczącego roju! KASPROWICZ. CZirti II. , c 226 JAN KASPROWICZ RADOCK], na murach, rzucając k<^mienie na szturmujących, odwraca się j^« tłumom. Błogosławiony, kto padnie w tym boju! NAPIERSKI ;. w. W obronie tego, co w krwawej godzinie dzisiejszych czasów sypie się i ginie, by gruz roztarty — od bezmyślnej buty, przez kraj idącej, jak oddech zatruty, i nie widzącej w tym wzgardzonym tłumie siły, co niszczyć i rozprzęgać umie, lecz pociągnięta do wspólnej roboty wezwaniem, pełnem miłości i wiary, jedna ocali nasz przybytek stary, albo zbuduje nowy!... Pierwsze promienie wschodzącego słońca oblewają J\apier- skiego i scenę. Q dniu złoty! GŁOS Z TŁUMU. Słońce już wschodzi, a w słońcu jaśnieje ten-ci nasz Pierwszy i Ostatni!... NAPIERSKI ;. w. Bracia! Bracia! nie jestem pierwszy i ostatni, co ma wyzwolić świat z czartowskiej matni! Byli przede mną i nastaną po mnie godniejsi męże, co wierząc niezłomnie w słońce zwycięstwa, prą nieustraszeni przez kul nawałę, przez morze płomieni... ŁĘTOWSKl do J^apierskiego, wskazując k^ wschodniej bramie, na lewo. Panie hetmanie! niechże wasza miłość spojrzeć tam raczy, jak się Czepiec sprawia... BUNT NAPIERSKIEGO 227 Trzyma się dobrze, a wyście o mało nie pomówili go o chętkę zdrady. NAPIERSKl rzuciwszy okiem kM wschodniej bramie. Prawda!... "Przez walczących przedziera się Hanusia i staje przy JMa- pierskitn. Hanusiu!... Tu, gdzie Jecą kule?! ŁCTOWSKl. Odejdź... do komnat... Tutaj śmierć!... HANUSIA. Haj! śmierci ja się nie lękam! dla mnie strachu niema. NAPIERSK]. Cóż ty zamierzasz? HAhOISlA. Walczyć przy twym boku. NAPIERSKl. 1 może zginąć? HANUSIA. Haj! gdy tak wypadnie... Żyć mi li z tobą, mój orle, i razem bojować z tobą... NAPIERSKl. Nie udźwigniesz broni. ŁCTOWSKl walcząc na murach, jak i poprzednio. Szalona dziewka! myśli, że tu hala, w której wiatr szumi i łamie gałązki limb... .5* 228 JAN KASPROWICZ HANUSIA do INapierskiego. Nie udźwignę?... Haj! gdy nie udźwignę jakiej strzelbiczki, są jeszcze-ć kamienie, któremi wroga ugodzę... O, spojrzyj! "Ązuca na dół kamieniami. RADOCKl z pewnej odległości. Judyt na murach, czy nowa Debora, albo dziewica ona-ć z Orleanu, o której w starych wyczytałem księgach?! JEDEN Z GÓRALI wskazując na dopiero-co zrobiony wy- łom w murze, k^ stronie lewej. Wyłom! tam!... HANUSIA do INapierskiego, wołając. Stańmy na wyłomie! NAPIERSKI do tłumu. L-hrustu przynieść i cegieł... spieszniej! spieszniej! ■ŁĘTOWSKl, kl^óry, jak reszta starszyzny, to się wychylał z tłumu, to w nim od czasu do czasu ginął. Bracia! Abyśmy, mówię, dzisiaj pamiętali, że wam hajduki wypędzą dobytek z waszej obory, jeżeli ulegniem, jeśli przez wyłom przepuścimy wroga... Miedze wam dworscy zaorzą, z Krzywania albo z Cubryny nie pozwolą żadnej spuścić kozicy, ani żadnej ryby złowić w Dunajcu! Pohańbią wam córki, siostry i żony, a z wami do lochu!... NAPIERSKI. W kuchni niech wodę gotują i smołę. BUNT NAPIERSKIEGO 229 JEDEN Z GÓRALI. Już my im warem pomyjemy głowy!... NAPIERSKI podchodząc z Hanusią od zatarasowanego już wyłomu kM środkowi sceny. Czujesz żaJ do mnie?... Nie wiem, poraź który pytam się o to, a ty milczysz!... Dziecko, czujesz żal do mnie? HANUSIA. Za co? NAPIERSKI. Żem cię uwiódł; żem przyszedł do was w guni i serdaku, by jułiasować owcom twego ojca, żem pił żentycę z jednego czerpaczka i z jednej misy jadłem razem z wami, a zaś cię zwiodłem... HANUSIA. Nie zwiedli! nie zwiedli! Sama-m ci do nich lgnęła jak żywica... Ich jasne oczy — panie pułkowniku... NAPIERSKI. Mów mi »Janosik«, jak dawniej. HANUSIA. Nie mogę... Wszystko minęło — ale mnie nie zwiedli. — Choć na Rohaczach i Czerwonych Wirchach szklił się mróz biały, ja-ć w miesięcznych nocach wysiadywałam sama przede drzwiami, haj! czekająca, kiej wróci do domu hyrny Janosik, co poszedł w gospodę, między górali... Nie mogłam z tęsknoty ł^O JAN KASPROWICZ wielkiej zasypiać, a kiedym zasnęła, tak-ci przed sobą widziałam ich postać wielce zmienioną, jakby ze skrzydłami, co unosiły mnie do niebieskiego, wiedzą, sozrąbu, gdzie się gwiazdy świecą i różne cłimurki śrybelne i złote. Ale nad gwiazdy były mi icłi oczy — te jasne oczy — panie pułkowniku... NAPIERSKI. Mów mi ))Janosik«. HANUSIA. Haj! Janosik!... ^idzą: niejeden suhaj zachodził do izby, kłaniał się ojcu i matce całował podołek sukni, a dla mnie jedwabie i aksamity wyciągał z zanadrza, alem się uwieść nie dała nikomu... Nikt mnie nie uwiódł, choćby najwalniejszy i najbogatszy. — Zawitał Janosik — haj! mój Janosik — i już się odrazu jak gdyby raje ozwarły przedemną nad tą niedolą, nad tą nocką ciemną... NAPIERSKI. Przyszedł i poszedł... HANUSIA. O haj! poszedł sobie, a w banowaniu i gorzkiej boleści dnie mi schodziły i nocki... Zaskrzypiał płot przed chałupą, abo wiatr potrącił o drzwi izdebki, tom myślała sobie: W^raca Janosik — ale czemu wraca w tę mgłę tak czarną, w tę śnieżną kurniawę? Gdzie mu wysuszę cuhę, kiedy w piecu BUNT NAPIERSKIEGO 23 I i na kominku wygasł wszystek ogień? Co mu dam spożyć i co dam mu wypić, kiej chleb i mleko zamknęła mamiczka w szafie na klucze?... NAPIERSKI. Dziecko! drogie dziecko! Dopiero teraz czuję, że ma dusza cała przy tobie! Dziś dopiero czuję, żem cię mógł skrzywdzić, ciężko, krwawo skrzywdzić, myśląc choć chwilę — o sobie. Nad wszystko co jest na świecie wabne i uroczne, ponad chęć zemsty i nad żądzę sławy, nad tron i pałac królewski — ty jesteś! Przebacz, że mogłem choćby jedną chwilę otworzyć serce dla czego innego, oprócz — dla ciebie... HANUSIA. Nie wiem, co przebaczać... Kiedyś tak do nas nie wracał, myślałam w swym wielkim żalu: Niegodny Janosik! porzucił swoją dziewczynę szeptem j jeszcze jedną sierotę, co ma przyjść, co — ojca wcale nie zazna... Hanusiu! NAPIERSKI. Tuli ją do siebie. HANUSIA. I wtedy haj! po ciupagę sięgałam, by ozbić głowę lubego, gdybym go spostrzegła gdzieś na swej drodze... Ale dzisiaj widzę. 232 • JAN KASPROWICZ że mnie opuścił — mnie jedną, ażeby wszystkich nas wyrwać z niedoli.., NAPIERSKI do walczącego na murach TCrzysia, w pół objąwszy zawstydzoną Hanusię. Hej! Krzysiu! Odłóż tę strzelbę, a dobądź gęśliczek, weselną pieśnic zagraj mnie, druhowi, zwrócony kM walczącemu tłumowi który wieczystą ślubuje tu miłość i wierność córce pana Łętowskiego. Skończy się wojna, pójdziemy przed ołtarz. ■ŁCTOWSKl, na murach, odwracając się. Nie wiem, co myśleć o tem?... chyba żarty! NAPIERSKI. Któżby żartować śmiał w obliczu śmierci. GŁOS Z TŁUMU. Graj-że nam, Krzysiu! raźniej na śmierć pójdziem! Hetman jest z nami!... JCrzyś dobywa gęśliczek^ NAPIERSKI. Z wami — do Hanusi i z Hanusią! Chodźmy!... Do \rzysta. j-y g^-aj nam, graj nam weselnego! JCrzyś gra na nutę weselną. J^apierski i Hanusia idą ku basztom. CHÓR JUNAKÓW śpiewa im pieśń weselną. Idzie do ołtarza, ledwie, że ukroczy. BUNT NAPIERSKIEGO 233 przyklękła w kościele, wypłakuje oczy. Janiczku! Janiczku! Czemu twej dziewczynie w tej radosnej chwili łezka z oczu płynie?... JEDEN Z GÓRALI. Cóż się tam stało?... Koło wschodniej bramy na murach biała chorągiew... INNY Z GÓRALI. To zdrada! 7Va murach koło wschodniej' bramy widać białą chorągiew i słychać jak mówi: CZEPIEC. Haj! moje życie i życie mych druhów i nasza wolność za życie hetmana i onej reszty buntowszczyków... Z poza murów słychać: GŁOS JAROCKIEGO. ,- •* Masz je... Szlacheckie słowo ci daję... JCrzyś równocześnie pada od j^u//. JEDEN Z GÓRALI. ^ . . ■' Krzysiów] wypadły z ręki gęśliczki — od kuli zginął... haj, skończył swe granie. CZEPIEC równocześnie, zwrócony z swym oddziałem k^ T^apierskiemu, Łęfowskiemu i innym, do swoich: Powiązać! Do Jarockiego za sceną. Brama otwarta! 234 JAN KASPROWICZ Pomiędzy góralami na basztach zachodnich, niewiedzącymi co się dzieje, słychać: CHÓR. Przyklękła w kościele, wypłakuje oczy, Janiczku, Janiczku... JEDEN Z GÓRALI z baszty zachodniej, widząc jak tłum pędzi ku wschodniej bramie. Dokąd? Tu nas trzeba! Wróg po drabinach już nam głowy sięga — nie wytrzymamy już szturmu!... Na pomoc!... INNY Z GÓRALI równocześnie. Tam Czepiec zdradził!... INNY GLOS. A nasz łietman ranny! JCawał kuli armatniej rani T^apierskiego w głowę. ŁCTOWSKl wychylając się z tłumu. Cóż się tam stało?... Do czarta!... Stracona już wschodnia brama!... A nasz hetman ranny! NAPIERSKI z baszty, chwiejąc się i chwyciwszy się za głowę. To nic, nic, druhu... Krew się z głowy leje... Lecz — zginęliśmy!... TRZECI GÓRAL z oddziału Czepca, wskazując na J^a- pierskiego, śród zamętu, równocześnie. Wiązać ich — tych zdrajców!... Śpiewa: Panowie, panowie, będziecie panami, BUNT NAPIERSKIEGO 235 ale nie będziecie przewodzić nad nami!... Górale Czepca zwyciężają oddziały Łętcrwskiego, wiążą star- szyznę i t. d. — Wszystkie powyższe wypadki dzieją się prawie równocześnie, z błyskawiczną szybkością. ŁCTOWSK]. Haj! ulegliśmy!... RADOCKl. Sam Bóg nas opuścił. NAPIERSKI ranny, po bezskutecznej walce skrępowany, wskazując na Czepca. On was uwolnił z ręki Biczyńskiego, a dziś skrępował... HANUSIA tymczasem, wyrwawszy strzelbę jednemu z górali. Nabita? JEDEN Z GÓRALI. Jakożby?... Spróbuj!... nabita!... Hanusia mierzy do Czepca — strzał. CZEPIEC. Cłiybiłaś! Tymczasem wchodzi wschodnią bramą Jarocki z swem wojskiem. Czepiec do Jarockiego, wskazując na Tianusię. To moja, moja dziewczyna, którą — wskazując na skrępowanego J^apierskiego ten mi uwiódł! NAPIERSKJ. Nie była twoją i nie będzie twoją. 236 JAN KASPROWICZ Patrząc na Hanusię. A co się z naszej narodzi miłości, szlachetne będzie i — wierne, choć może powstało z grzechu... HANUSIA. Ranny!.. Wybiega. Luby Janosiku! JAROCKI do Czepca. Tyś Czepiec?... Życie-m ci darował razem z wolnością, teraz precz, ty — chamie! Czepiec zdeprymowany odchodzi na bok- Panie Napierski!... Oddaj mi swój rapier — jesteś mym jeńcem wraz z twymi druhami. NAPIERSK]. Zdrada mi rapier wytrąciła z ręki — stoję bezbronny... JAROCKI rozcinając mu pęta. Ja ci swoją szablą rozetnę więzy... Wielce podziwiałem twoją odwagę — i cześć jej! — Żołnierskie moje rzemiosło, nie idące z najmu, ale z miłości tej biednej ojczyzny, na którą w szale, niepojętym dla mnie, śmiałeś się targnąć — ty, królewski synu, walor w mych własnych straciłoby oczach, gdybym urągał chociaż jedną chwilę twej waleczności... Zwracając się ku Łętows^iemu. A i wy, Łętowski, i wy, Radocki, staliście na murach BUNT NAPIERSKIEGO 237 Z Otwartą piersią... Sprawiedliwość czeka na wasze gardła, bo takie jest prawo — ale-ć to mówię: szkoda krwi rycerskiej, która wam płynie pod prostą siermięgą i żar swój traci w rozboju i buncie, chociaż-by mogła dokazywać cudów w walce z wrogami, szarpiącymi ciało naszej macierzy... Krzywda się wam dzieje?... ŁCTOWSKJ. Niema rachunku na te krzywdy nasze... Cłioć my tam nieraz bronili szlacheckiej sprawy na polach... ze Szwedem... i z \C^ęgrem... z Niemcem... i... RADOCKl przerywając. Prawda!... Niejeden Filistyn zginął z rąk naszych, a przecie my ino służkami dla was... Tak teraz my wyszli szukać tej chłopskiej, zgubionej swobody. JAROCKI. Dobrze! lecz droga nie tędy prowadzi — cel miała blizki, ale wyminęła wszelką uczciwość... NAPIERSKI. A waść jaką drogą wszedłeś do zamku?... Wszakże zdradą! zdradą!... Wykorzystałeś jedne z tych ponurych, tajemnych potęg, które acz są wieczne i z przeznaczenia idzie ta ich ślepa i prawie niema konieczność, to przecież ci, co w swe ręce wzięli — bądź z przypadku, bądź nawet może z ślepej konieczności — te szale prawa, wciąż się wahające 238 JAN KASPROWICZ nad globem świata, powinni zdobywać glob ten uczciwie... JAROCKI. Może jestem winien, żem się zapomniał, że musiałem szukać skończenia dzieła w tem, co zawsze-ć lichem i zawsze nizkiem było i zostanie... HANUSIA wraca z okładem, chcąc zawinąć ranę JMapier- skiemu. O Janosiku! Krew obetrę twoją... Raniłeś starca, a teraz... NAPIERSK] łagodnie odsuwając okład. Me dziecię! Odejdź, niech krew ta cieknie... HANUSIA z żalem i rozpaczą. O mój hyrny! NAPIERSKI łagodnie, odprowadza ją, prawie omdlałą, na stronę. Spocznij... Hanusia machinalnie siada na gruzach, zrozpaczona, napół martwa. NAPIERSKI do Jarockiego. Posłuchaj, mości pułkowniku, Jedno słóweczko — nim na pal powiedziesz: Jest w przyrodzeniu naszem coś, co siłą nazwać-by można i grzechu i zbrodni — jeśli tak zechcesz — , a czego istota leży w tem właśnie, że się w pewnych chwilach zapominamy... Z tego zapomnienia rodzą się wielkie klęski lub zwycięstwa. BUNT NAPIERSKIEGO 239 wielkie się rodzą cnoty lub występki — śmierć albo życie... Ty, będąc na służbie tego, co w oczach twoich jest przeświętem i nietykalnem, a co z tej przyczyny, że jest przeświętem, gardzić winno środkiem, plamiącym ludzką naturę — ty, panie, żeś się zapomniał, doszedłeś do celu, który wyprawy twej jest uwieńczeniem: masz w swoim ręku tę twierdzę zdobytą prędzej, niż może wziąłbyś ją uczciwie... 1 ci się także — widzisz — zapomnieli — jeśli tak zechcesz — i szli bronić tego, co dla nich zawsze będzie równie świętem i nietykalnem. 1 oby tak było na wieki wieków! Inaczej wy wszyscy musielibyście zginąć, jak chrabąszcze, które w majowy wieczór, na przydrożu, lada przechodzień rozmiażdża swą stopą... JAROCKI. Mości Napierski! Nie jestem ci wrogiem, acz na śmierć wiodę twe męstwo rycerskie i twoją wiarę w to, co choćby nawet ze zapomnienia wyszło, zawsze będzie grzechem i winą... Wchodzi Mojsze z Surą i czterema żydkami. MOJSZE z chlebem i solą, wraz z towarzyszami ubrany odświętnie, kłaniając się. Wielki jenerale! My biedne żydki... Wskazując na Surę i żydków. To jest moja Sura, a to są nasi żydkowie... JAROCKI. ] owszem. 24© JAN KASPROWICZ MOJSZE. My biedne żydki, co nas te gałgany, wskazując na J^apterskiego i resztę te buntownik!... NAPIERSKI wybuchając serdecznym śmiechem. Hahahaha! JVlojsze... JAROCKI do żydów. Precz stąd! MOJSZE. Przepraszam... ja chciałem powiedzieć, co my tu przyszli powitać naszego wielkiego zbawcę, który nas wyzwolił z ziemi egipskiej, od tych Faraonów, nu, od tych zdrajców... Podaje Jarockiemu tacę z chlebem i solą. JAROCKI wcale nie odbierając lacy. Odejść mi!... MOJSZE zwracając się z tacą w ręku k^ wyjściu, napół szeptem. ;^ji ^jr ajj My biedne żydki... Aj! aj! aj! SURA wzrokiem pełnym współczucia, spojrzawszy na JMa- pierskiego. Joszua!... Wychodzą. JAROCKI do swoich. Jeńców pod strażą trzymać, po żołniersku, bez krzywd i obelg, a tych, co polegli, godnie pochować!... A potem — do drogi! I BUNT NAPIERSKIEGO 241 NAPIERSKl. O jedną łaskę proszę, jeśli wolno: Wskazując na Łęhwskiego, T^adocki^go i resztę swoich. Każ im rozwiązać te hańbiące pęta, To moi bracia, najwierniejsi bracia... JAROCKI do swoich. Uwolnić z więzów pana Łętowskiego i Radeckiego i resztę — a zasię do komnat odwieść to dziewczę... HANUSIA, która przez cały czas siedziała na boku jak martwa, teraz nagle zrywając się. js[ie pójdę! Ostanę tutaj... haw! przy moim ojcu i mym Janiczku! JAROCKI dawszy znak, aby zostawiono ją w spokoju, do J^apierskiego. Mości pułkowniku! Wskazując na Łętowskiego, "Ąadockiego i t. d. Żal mi ich bardzo, że się zapomnieli... żal mi ich szczerze... Daje znak żołnierzom, aby Łętowskiego 7{adockiego i innych jeńców odprowadzili. NAPIERSKl. Pozwól im pozostać przy mnie do końca — razem na śmierć pójdziem, nierozłączeni... JAROCKI daje odpowiedni znak; ujrzawszy żołnierzy, wpro- wadzających Salkę T^ieznaną na scenę. A tam co? JEDEN Z ŻOŁNIERZY. pod zamkiem schwycili nasi tę wiedźmę... Żebraczka albo wróżycha... zawsze-ć podejrzana... PROWICZ. OZIftł 11. 142 JAN KASPROWICZ SALKA NIEZNANA. Komu powróżyć?... Jasny królewiczu! wróżyłam tobie... Pamiętasz przypowieść: Raz przeznaczenie... JAROCKI do JMapierskiego. Czy to może jedna z twych wysłanniczek?... HANUSIA podczas tego tuląc się z przerażeniem do ojca, stojącego w pewnem oddaleniu, szeptem, napół nieprzytomna, ^0 siebie. Salucha!... Saluchal... Łuna świeci... Krew się leje... A w zamieci, a w zawieje junak leci... A tu na szyi... a!... czerwona plama, jakby od miecza... T^apierski nie chcąc zdradzić Salki, milczy. SALKA odpowiadając Jarockiemu. Bieda, panie, bieda, nie wysłanniczka... a może... a może... pszczółka na wrzosach... Chodząca po żebrach, stara wróżycha... CZEPIEC przecisnąwszy się przez tłum żołnierzy, do Ja- rockiego. Panie pułkowniku!... JAROCKI. Odejść!... Warować, aż go zawołają!... CZEPIEC spojrzawszy na Salkę, żegna się zabobonnie, ze strachem. Tfu!... W imię Otca i Syna i Ducha... BUNT NAPIERSKIEGO 243 SALKA. Komu powróżyć?... Do trzymających ją żołnierzy. Nie szarpcie łachmanów!... Nie stać na nowe!... a krzywda jest krzywdą... Lepiej grosz dajcie starej babulinie lub kroplę wina... albo kromkę chleba... Krzywda jest krzywdą... JAROCKI. Wypędzić ją z zamku, niech sobie idzie!... SALKA. _ , , 1^ , O tam! ku Krakowu — aby popatrzeć, jak będą na palu ginąć królewscy synowie... Powróżę... JVa znak Jarockiego, żołnierze ją wyprowadzają. SALKA prowadzona przez żołnierzy, szklanemi oczyma pa- trzy w przestrzeń. Na czarnych piórach przylecą... rozdzióbią... nic nie zostanie... tylko srom i hańba... i wielka nędza... i wielka niedola... Na czarnych piórach przylecą... Aj, panie, panie Jarocki... Znika w tłumie żołnierzy. JAROCKI. ^ , ' u ^ , Krzywda zawsze-c krzywdą!... Przecież nie wolno nikomu dochodzić krzywdy tej — buntem... Jest prawo... A prawo na bunt ma turmy, a zaś dla przewódców miecz i pal ostry, albo szubienice. NAPIERSKI. Bezduszne prawo i okrutne!... 16* 244 ^^^ KASPROWICZ Zwracając się do Łęfcrwskiego, T^adockiego i reszty. Bracia! Proszę — przebaczcie! — ŁETOWSKI do Mapierskiego. ^ , , '-, A coż wam przebaczać? Na śmierć idziemy, jakby na wesele, miecz pal i słupy wcale nam nie straszne. HANUSIA budząc się z odrętwienia. Miecz, pal i słupy?! dla kogo? dla kogo? Dla Janosika i dla mego ojca?! Do Jarockiego. Ty ścinać będziesz?... ty będziesz nabijał? Ty będziesz wieszał? — zbrodniarzu! NAPIERSKI do Jarockiego. ^ O, wybacz ten głos rozpaczy!... HANUSIA z zaciśniętą pięścią. Zbrodniarzu! NAPIERSKI. „ , Bądź cicho, cicho, ty, dziecię... RADOCKl. ... . ^. . . , Nie bój-ze się o nas! Pójdziem odważnie, wszak my chrześcijanie: jak katakomby była nasza dola — dość było czasu nawyknąć do śmierci... HANUSIA napół nieprzytomna, do siebie. A kto kołysać będzie nasze dziecię? l^apół szeptem. Hej! uleciał oreł, ku słońcu się rzucił BUNT NAPIERSKIEGO 245 i do swojej żenki... nie wrócił... nie wrócił... NAPIERSKI tul(fc Hanusię. Dziecko!... spokoju!... Tak... panie Jarocki!... Na pal mnie prowadź, miecz czy szubienicę... Padłem wraz z tymi... Ta moc mnie zwaliła, co w szumie wicłiru halnego wywraca jodłę, stojącą pośród jodeł... Czemu? Pytać daremnie. Takie przeznaczenie... Jeśli w tem dziele, które wy zechcecie buntem nazywać, była czyja wina, to tylko moja... A zasię największa, gdy syn królewski, urodzony z krzywdy, miał kiedy własną osobę na względzie... Ale to przeszło w sam czas, by nie skazić tego, co świętem jest i nietykalnem w tym naszym... buncie!... JAROCKI do swoich, rozkazująco. Czas się wam gotować w drogę... ŁCTOWSKl do Hanusi, żegnając się z nią. Powracaj, Hanusiu, do matki i strzeż chudoby... NAPIERSKI. 1 kołysz me dziecię... JAROCKI wskazując na Hanusię do żołnierzy. Teraz do komnat... aby sił nabrała, zasię do domu bezpieczny dam konwój... HANUSIA. Nie, z ojcem pójdę i z moim Janiczkiem — na pal... Rainierze gwałtem ją odprowadzają. 24-6 JAN KASPROWICZ ŁĘTOWSKl. Hanusiu! do domu!... Słychać rozpaczliwy GŁOS HANUSI. Janiczku!... NAPIERSKI. Żegnaj me dziecię, na wieki! na wieki!... Hej! Krzysiu, Krzysiu, skończyłeś na basztach! Byłbyś mi jeszcze zagrał weselnego... Ze śpiewką nie żal umierać!... Hej! Krzysiu!... ŁCTOWSKl. Na pal! na słupy!... Nie żal!... My-ć walczyli o nasz dobytek, o naszą swobodę, o nasze żony, nasze córki młode, o naszą przyszłość, którą świat ten gniecie... RADOCKl uroczyście. O to, by Chrystus zawładnął na świecie... CHÓR GÓRALI ŁCTO WSKIEGO wychodzących pod kon- wojem żołnierzy Jarockiego. Od buczka do buczka,... zasię do jawora! czeka nas w Krakowie więzienna komora! My, junaki młode, giniem za swobodę!... Haj!... I ]]] BAŚŃ NOCY ŚWIĘTOJAŃSKIEJ PROLOG NA OTWARCIE TEATRU MIEJSKIEGO WE LWOWIE OSOBY. AKTOR. WOJTEK. DOKTOR. MEFISTO. WOJEWODA. SYN WOJEWODY. STARZEC. JEDEN Z ŚPJĄCYCH^RYCERZY. RYCERZ OBCEGO AUTORAMENTU. KRÓL. KALINA. MUSZKA. PSZCZÓŁKA. JCTKA. MGIEŁKA. I BŁĘDNY OGNIK. II BŁĘDNY OGNIK. III BŁĘDNY OGNIK. LILLA. RÓŻA. PANI ZE DWORU. OBŁĄKANA. WDOWA. Panny leśne. Błędne ogniki. Śpiący rycerze. Oddział chłopski. 12 łiarfiarzy. Spić wacy. Służba wojewody etc. AKTOR przed kurtyną. Słów nam potrzeba wielkich i natchnionych, by godnie uczcić tę dzisiejszą chwilę! Lecz gdzie ich szukać, gdy mistrze potężni dawno umilkli pod darnią zieloną, lub pod wiązaniem kamiennych grobowców, które na cześć ich wznosi podziw świata? 1 oto stoję przed wami, bezradny, z tą maską w ręku, symbolem mej sztuki, i, na to świetne patrząc zgromadzenie, nie wiem, jak witać mam przemożną Panią, w ogniach tryumfu wkraczającą dzisiaj do tej wspaniałej świątnicy... Czyż zakląć bóstw olimpijskich skostniałe szeregi, by marmurowych zbawiwszy się chłodów, przyszły tu pokłon oddać Zwyciężczyni?... Próżny wysiłek i dziś już spóźniony! Żaden Pigmalion ciepłem pocałunków życia w umarłych nie obudzi statuach; muzy nie zejdą z frontów pałacowych, a wódz ich, ongi tak jasny i dumny, zagasł i zmalał wobec nowych kształtów, które duch ludzki w swym wielkim pochodzie nie poprzestaje tworzyć z nieśmiertelnych promieni Boga... Przebaczcie zuchwalstwu, że zanim zabrzmią stąd czarowne słowa liśćmi wawrzynów uwieńczonych piewców, śmie, lutnię dzierżąc w niedołężnej dłoni, pozbierać dźwięki z ich harf niezegranych 250 JAN KASPROWICZ i łączy dźwięków tych milknące echa w nikłą i słabą uwerturę... Jedno chciejcie atoli wierzyć: miłość pieśni i cześć bezbrzeżna dla wielkich jej twórców srebrny wam księżyc zapali nad cichą, senną polaną dziewiczego lasu, który łyskliwa wyobraźnia ludu zapełnia tłumem uroczych rusałek. Śród nich na własne zobaczycie oczy, jak się objawia potęga tej pieśni — która niech będzie u was w czci i chwale na wieki wieków! — : jak przemienia serce, choćby najprostsze i najrubaszniejsze, w czerwcowych wiewów grające narzędzie, i jakie wokół wskrzesza bohaterstwo i jakie blaski i jakie zarysy nadaje ciemnym, gdzieś w głębiach natury drzemiącym siłom, budząc je do życia... Cień Ajschylosa przemknie wam zdaleka, albo też migną w odbiciu swych ogni Szekspir i Goethe, wraz z błyskawicowym i roztęczonym Słowackim, i inni, co zanurzywszy się w bezbrzeżną topiel duszy człowieka, umieli w niej złowić wiekuistości niezmienne pierwiastki i zdumionemu pokazać je światu... Pobłażliwymi bądźcie, gdy spełnienie nie idzie razem z chęcią i zamiarem, jeśli nie godnem jest tego przybytku i tego koła wybranych słuchaczy. A nam, chodzącym w masce cudzych uczuć i cudzych myśli, nam, co na tych deskach pozostawiamy całą swą istotę, okażcie względy i dzisiaj i nadal. Podnieśmy zasłonę — niechaj się pocznie hołd, składany sztuce. JCurlyna się podnosi. BAŚŃ NOCY ŚWIĘTOJAŃSKIE] 25 I Polana w dzikitn, górskim lesie, tumie pomiędzy świerkami. W dali wysoki, śnieżny szczyt. T^oc księżycowa, później poranek- Panny leśne: LI LLA, MGIEŁKA, KALINA, PSZCZÓŁKA, JCTKA, MUSZKA. BŁCDNE OGNIKI. MGIEŁKA. Daleko jeszcze do rana? PSZCZÓŁKA. Zanim jutrzenka spłonie na tego szczytu koronie, nim jeszcze zorza rumiana płomienny czar swój roztoczy na tej śnieżystej uboczy, niejedna chwila przeminie. KALINA. Więc mamy czasu dość, ażeby znaleźć ten cudowny kwiat. Gdzie on też może rość?... JEDEN Z BŁCDNYCH OGNIKÓW. W dzikiego lasu głębinie, pomiędzy mchy i wykroty chowa się skarb ten złoty, kwitnący co siedem lat — a dziś jest siódmy rok. MGIEŁKA. Lilio! znalazłam poziomkę! Swieżemi usteczkami wyciśnij czerv/ony z niej sok... Nie chcesz?... Poziomka nie plami. 252 lAN KASPROWJCZ KALINA. Ta nasza biała i cicha woli pić rosę z kielicha białej i cichej lilii. PSZCZÓŁKA. Aj! nadepnęłam na węża, na główkę zielonej żmiji. JCTKA. A ja na słomkę. MUSZKA. Skądże ta słomka być może w takim dziewiczym borze? KALINA. Niech się twój rozum darmo nie wytęża! Zaraz ci powiem, skąd ta słomka w lesie: Wczoraj o zmroku, kiedy już księżyc zajrzał do potoku, wybiegłam z domu, z stalaktytowej mej chaty — — JCTKA. Pewnie przejeżdżać miał ten pan bogaty wiemy, polujesz na męża, a on, uparty, ma jakąś inną na oku. — — KALINA. A bierz was biesie nie-biesie za takie żarty! Nie powiem słówka nikomu. BAŚŃ NOCY ŚWIĘTOJAŃSKIEJ 253 MGlEi^KA. Powiedz, niech zgorszy się Lilia, ta nasza biała i cicha, co pije rosę z kielicha, białej j cichej lilii. JĘTKA. Maleńka chwila — coś zabolała mnie nóżka... Może od żmiji? Oprę ją sobie o listek kwiatuszka i pod to światło miesięczne zobaczę, jaka przyczyna. JEDEN Z BŁĘDNYCH OGNIKÓW. Nóżki masz wdzięczne, nawet się kwiat nie ugina pod ich pajęczym ciężarem. PSZCZÓŁKA. Barwę ich można zrównać z nenufarem. KALINA. Gdyby on stanął przed takimi cudy, zaraz by mlasnął językiem, ażby pociekła mu ślina! zaraz wytrzeszczyłby ślepie w tym swoim wielkim czerepie; zarazby mu się ten chudy, ten cienki karczek wydłużył. JEDNA Z PANIEN LEŚNYCH. On? INNA. On? 254 JAN KASPROWICZ INNA. Co zacz on? KALINA. Ano mówięć przecie: ten, co tę słomkę zostawił, MUSZKA. Coś się on z tobą zabawił, coś ci się dzielnie zasłużył, kiedy tak wszystko pamiętasz dokładnie. A może nawet, a może w tym gęstym, w tym ciemnym borze — - Kto wie, co z tego wypadnie? Dzieją się rzeczy na świecie. — — JEDEN Z BŁĘDNYCH OGNIKÓW. Pleciecie, aż nasza Lilia, ta biała i cicha, co pije rosę z lilii kielicha, białej i cichej, rumieni się cała. INNY. Lilio, obłoczku złotawy, promienny blaskiem miesiąca, rosą opadasz na trawy, a rosę wietrzyk otrąca. Dlaczegoś taka milcząca? Nudzą cię nasze zabawy? Promienny blaskiem miesiąca, ty nasz obłoczku złotawy! PSZCZÓŁKA z niewinnemi drwinkami, znacząco. W oczekiwaniu jest wielkiego dzieła. BAŚŃ NOCY ŚWIĘTOJAŃSKIEJ 255 KALINA. Lilia rośnie ponad jej wezgłowiem, na przekór lilii wszystko wam opowiem, skąd się ta słomka wzięła w takim lesie. A więc tak było: z wieczora, kiedy już zorze zagasły, a nasz srebrzysty królewicz jął się przeglądać w tej wodzie, co z pod mojego wypływa pałacu; kiedy zaledwie dosłyszalny wiew zabiera jedwab z mieczów i w księżycowe wplata go przędziwa, pobiegłam sobie do boru. Pragnęłam, wiecie, zobaczyć robaczka, tego, co kiedyś usiadł mi na dłoni, taki świecący, jak gwiazdka. Snuję się mgiełką rosy na rosę, czasem się iglic świerkowycłi uczepię, czasem przykucnę na listku łopianu, lub się przytulę do płatka dziewanny, goniąc kochanka — , gdy wtem od strony jeziora usłyszę granie ligawki. Kto to być może w tak późnej chwili, gdy noc już zaszła głęboka? Aha! zapewne-ć — pomyślę sobie — ktoś szuka kwiatu paproci! Bom zapomniała w tej mojej gonitwie za świętojańskim owadem, że dziś dopiero to szczęsne zakwita ziele... Granie się zbliża — ja słucham — i, wiecie, taka mnie wzięła rozpusta, że, niby echo. 256 JAN KASPROWICZ 1 pocznę przedrzeźniać fujarkę, ot tak — słuchajcie — jak teraz... Echo fujarki. MGIEŁKA. Ej! nam się widzi inaczej! Uciekł robaczek ci złoty, tak chciałaś z wielkiej pustoty, albo też z wielkiej rozpaczy przywabić dźwięk fujareczki — a może tego, co wygrywał na niej... KALINA. O droga pani! Nie z takiej beczki! Szydzisz nie w porę! Chyba twe serce jest chore, bo moje to samo zdrowie. PSZCZÓŁKA. Nie przeszkadzajcie!... niech powie, co było dalej... Co dalej?... MUSZKA. Jaka ciekawa! prawdziwie niby to źdźbełko na niwie, co się ku słonku dobywa z pod ziemi. To ci się wcale nie chwali. Patrz! nasza Lilia, ta biała i cicha, co pije z rosę z lilii kielicha, niby zaklęta, nie słucha. Rosę fałdami strąca srebrzystemi i na korony srebrnych mleczów dmucha i szuka lilij, co tu nie wyrosły. KALINA. Lilia rośnie ponad jej wezgłowiem — - BAŚŃ NOCY ŚWIĘTOJAŃSKIEJ 257 na przekór lilii wszystko wam opowiem. Otóż zbliżyło się granie, że ino ręką pochwycić każdziutki dźwięk. A za dźwiękami — tfu! zgroza! — jakieś straszliwe zjawisko; W lot się ukryłam pod mech aksamitny i patrzę: utyka pośród korzeni, pośród tojadów i ostów z wierzbową piszczałką w ręku — nie wiem — parobek czy pastuch. Przystanął, wytrzeszczył oczy i wargi otworzył, jak gdyby myślał, skąd się echo rodzi. 1 począł drapać się w głowę i z rozczochranych jął wybierać włosów kawałki słomy. A brudną koszulę miał przepasaną powrósłem i po kolana był zbryzgany błotem. LILLA. A więc ta słomka w tym lesie to ślad człowieka? KALINA. Przeraźliwego! JEDEN Z BŁĘDNYCH OGNIKÓW. Mnie tam nie przerazi! MUSZKA. 1 jabym także nie uczuła trwogi. Żeby się tylko jeszcze raz ukaza)!... KAS»POWICZ. OZIEU II. ly 158 JAN KASPROWICZ JCTKA. Jabym mu w oczy spojrzała — i w śmiech tak głośny — hej! ażby się przeląkł. PSZCZÓŁKA. Jabym go, wiecie, szarpnęła za to powrósło. BŁCDNY OGNIK. A jabym — jabym miała ochotę wyciągnąć mu słomkę z tej rozczochranej głowy! KALINA. 1 ja też może wyszłabym z swego ukrycia, gdyby nie jedna bardzo dziwna sprawa... Wiecie: gdy tak się tłukł po wykrotach i po oślizłych kamieniach, zaklął na naszą królowę, że mu nie daje spokoju... Pewno się kocha w nim! Dzieją się rzeczy na świecie — — — O wilku mowa, a wilk oto w lesie! Słyszycie fujarki głos? To on!... Zaraz mu echem odpowiem, JMaślaJuje fujarkę. JEDEN Z BŁCDNYCH OGNIKÓW. A daj-że raz spokój! KALINA. O!... Któż to mówił, że nic się nie lęka? Wchodzi BAŚŃ NOCY ŚWIĘTOJAŃSKIEJ 259 WOJTEK. A to mnie wodzi to echo. "Panny leśne uciekają. Dziewuchy! To ja, to Wojtek z Przysiółka, hań, od jeziora, na prawo... Do siebie. Widziałem jakieś ogniki... Oddawnam słyszał, jako starzy ludzie opowiadają, że tu gdzieś w tem miejscu leżą zaklęte pieniądze. W noc świętojańską najlepiej ich szukać. Trzeba — tak mówią — spalić wiecheć z buta i poza siebie rzucić popiół z niego na cztery wiatry, potem się położyć gębą do ziemi i czekać: pieniądze same się wtedy ukażą. Do panien leśnych. Nie uciekajta dziewuchy, dyć razem możemy tu się położyć i szukać onego skarbu... Do siebie. Czemu te dziewki uciekły!...? Zrywa pęk trawy i obciera sobie nogi z błota. Psiakrew!... Zalazłem w błoto, między trzcinę, i tak się człowiek obabrał... Zawsze tak bywa, kie] się ktoś zadaje niby z figurą nie ze swego stanu... 7Va scenie błędne ogniki. Pokazuje się kilk<^ panien leśnych w kostyumach sielankowych pasterek- ^ojq się. Haha! Panienki! Panienki! Panienki! Dyć się nie bójta! To ja, Wojtek Grabek, wiecie, z Przysiółka, od stawu... .7* 200 JAN KASPROWICZ KALINA. Ty, Mgiełko, naprzód! MGIEŁKA. Idź ty, mała Jętko! JCTKA. Nie, nie, Kalinka, ona jest najśmielsza.. . KALINA. Albo najlepiej — niechże doń przemówi nasza tęczowa, Iśnistooka Muszka. MUSZKA Boję się ludzi!... Pszczółeczka niech frunie, ona się przed nim obroni, żądełko dobre ma w pyszczku. PSZCZÓŁKA. Nie! nasza Lilia, ta biała i cicha, co pije rosę z lilii kielicha, niech zakosztuje sitowia... WOJTEK. A czemu się tak certujecie? Jać wam nic złego nie zrobię. KALINA z Uściem paproci. Ja pójdę pierwsza... Wojtuś! Wojtuś drogi! WOJTEK. Dyć ja myślałem, że to wej! dziewuchy przyszły gałęzie kraść z pańskiego lasu, a to wej! same panienki ze dworu!... Powiedzta mi też, skąd ta maskarada? i BAŚŃ NOCY ŚWIĘTOJAŃSKIEJ 26 1 Czy dziś we dworze jaka jest zabawa? W przebieranego? Boć to wielkie pany lubią balować na różne sposoby. Widać się panny mocno natańczyły, kiej aż do lasu przyszły na ochłodę. KALINA. Przyszłyśmy szukać tu kwiatu paproci, który zakwita tej nocy... ] już go mamy, ten złoty, ten rajski, cudowny kwiat; już ciebie mamy, Wojtusiu! WOJTEK. Niby ja jestem kwiat paproci? Kpiny! Przecie ja jestem człowiek, niby Wojtek, który co noc tu wyjeżdża na paszę z gospodarskimi końmi — tam za lasem — niby na łąkę, wiecie, przy jeziorze. A żem jest Wojtek, sam najlepiej czuję — a wiecie, po czem? Ano, kiedy bąki zaczną gryźć konia, tak ja klaps! od razu pod brzuch szkapinę i zabijam bąka. A koń niebożę, aby się obronić od tych natrętów, macha ogoniskiem — i tak się zdarza, że mnie prosto w ślepie. Wtedy najlepiej czuję, żem jest Wojtek, a nie tam jakiś kwiat paproci!... KALINA z afekfacyą. Cóż to za sielska prostota!... Wojtusiu! My cię kochamy! WOJTEK. Co ? aż tyle naraz ? Jeszcze tam jedna — tobym i poradził — — 202 JAN KASPROWICZ Zresztą figury ze dworu... Nie, wiecie, mam tego dosyć... Niech panienki patrzą, jakem się zbabrał. KALINA /. w. Najdroższy! najsłodszy! Twoje gołębie serce, twoja dusza, skąpana w rosie, twe oczy, błyszczące światłem księżyca... WOJTEK. Jać rosy nie lubię, zawsze to sucłie siano jest najlepsze! A księżyc?... Niech go! Tumani człowieka i gdzieś po haściach wodzi... Ale zresztą, gdy tak koniecznie — to chodźcie i w rosę, nabieram niby ochoty... "Puszcza się za niemi w pogoń. "Panny leśne uciekają na skały. A! kozy! Śmigły na skały w jednem okamgnieniu! Jać się za wami drapać tam nie myślę... KALINA z poza turni. Wojtusiu! Kocham! Kocham cię nad życie! 1 ty mnie kochaj!... WOJTEK. Juścić chciałbym kochać, ale po skałach włóczyć się za wami, to nie na moje, wiecie, bose nogi... Niechże panienka zlezie z tej opoki, to zobaczymy. KALINA z afektacyą. AA.iłość-li z wyżyny przemawiać może... BAŚŃ NOCY ŚWIĘTOJAŃSKIEJ 263 WOJTEK. Ja wolę obórkę: ciepło jest, wiecie, przy koniach i krowach... KALINA /. w. Nie mów mi, luby, o koniach i krowach! O tym promieniu mów mi księżycowym, co po tych świerkach srebrne snuje przędze; mów mi o rosie, co błyszczy na trawach i błędne gwiazdy zamyka w swych kroplach; mów mi o słodkich poszumach tej brzozy, tej białej brzozy, czeszącej swe liście na skraju lasu, nad głębią tej wiecznej, tej przezroczystej, tej milczącej wody! Alów mi o jutrzni porannej, o zorzy, która swe ognie rozlewa czerwone po śnieżnych szczytach, po łąkach, po zbożach, rozkwitających lekkim, miękkim puchem w te, pełne słodkich, miłosnych tajemnic, czerwcowe noce!... Mów mi o tęsknicy, która uskrzydla duszę i na wiewnych unosi chmurkach, na przędzach pajęczych, na woni kwiatów i na drzew oddechu w stronę, gdzie czeka ten luby, ten słodki, ten roztęskniony kochanek!... Najdroższy! Twa Julia ginie z miłości... WOJTEK. To pannie na imię Julia?... Nie wiedziałem tego... Ładnie panienka przemawia! Ja, wiecie, takbym się nigdy gadać nie nauczył. Prosty-m parobek, wychowany w stajni: sama panienka widzi, żem nie dla niej. KALINA /. w. Zamek, czy stajnia — to przesąd! to przesąd! 264 JAN KASPROWICZ Niechaj miłości przesąd nie rozdziela. Nasze od wieków powaśnione rody skojarzy w wielką, cudotwórczą przyjaźń węzeł miłości. Cłiodź do mnie, mój luby! Oto znalazłam złoty kwiat paproci: za jednem jego dotknięciem opadnie dawna skorupa z twej duszy prostaczej. A^liłość, ta jedna, ta jedyna miłość, wraz cię nauczy przemawiać poszumem, szmerem, szelestem i wonią i ogniem, jutrznią i zorzą... Miłość na ramiona magnacki płaszcz ci zarzuci... Chodź do mnie, drogi kochanku! O, chodź, pocałunek słodkiej miłości czeka tu na ciebie. WOJTEK. , Piąć się nie lubię, ale pocałunek * ^ juścić wart tego, żeby się człek drapał nawet po skałach... Jedno wam też powiem, złota panienko, że te wasze słowa I to jak muzyka, a zaś do muzyki tom jak wybrany. Kiej zagrają w karczmie... KALINA. Nie mów o karczmie... Chodź, chodź, mój jedyny... Wojtek gubi się w turniach, ażeby w tejże samej chwili, przebrany przez panny leśne, zjawić się pomiędzy s^ałamt obok JCaliny w płaszczu i kołpak^ ^ l<^ f^omeo w scenie balkonowej. Już kwiat paproci dotknął się twych ramion, i twe ramiona okrył płaszcz miłości, wspaniały, świetny, drogi płaszcz królewski. Kosztowny kołpak lśni na twych kędziorach, a w piersi twojej, której kwiat się dotknął, gorzeje ogień nad ogniami... Kochasz?!... BAŚŃ NOCY ŚWIĘTOJAŃSKIEJ 265 WOJTEK. Kocham!... KALINA. Całunek złóż na moich uściech j przemów do mnie przenajświętszem słowem tej niezgłębionej, tej czystej miłości, co rodzi cuda! WOJTEK pocałowawszy. Kocham! Kocham! Kocham! Jakżeż rozkosznym jest twój pocałunek i jak mi zmienił całą mą naturę! Nie wiem, czy sen to, czy jawa: Przed chwilą przed małą chwilą jeszcze mi się zdało, żem jakiś prostak, żem jeden z tych ludzi, których przyroda rzuca z swej kolebki obdartych, nędznych i nierozwiniętych na pośmiewisko i szyderstwo świata. A teraz miłość tak mnie przekształciła, że niech królowie do nóg mi padają, niech cały glob się kurczy przed wielkością mego uczucia i tej chwały mojej, co spływa na mnie z twej jasnej, promiennej, blaskiem wielkiego księżyca oblanej, wdzięcznej postaci — — — KALINA. Kochasz? WOJTEK. Kocham! Kocham! Warg twoich poszept jest jak poszept limby, tej harfy bożej, rzuconej na skały, gdy o jej struny wiew poranny trąca. Albo jak ciche szmery tych potoków, co z pod urwiska płyną w złotem słońcu 206 JAN KASPROWICZ skwarnego lata. Albo jak dalekie, organne echo pieśni, wyśpiewanej między turniami, nad zaklętym stawem o tych niebieskich i czerwonych brzegach, który w swej głębi zamknął błękit niebios, ukoronowan wieńcem Iśnistych szczytów, poprzerzynanych białymi śniegami. KALINA. O mój jedyny! przemawiasz jak miłość! Pocałuj-że mnie! pocałuj! pocałuj! WOJTEK całując. A pocałunek twój to jak melodya tych tęcz przedziwnych, co grają z wieczora na fioletach mgieł nad dolinami. To jakby szumiał cały las dziewiczy, ukryty w skalnych, szerokich rozłożach. To jakby zorze grały hen! na wirchach, hen! na jeziorach i hen! na dalekich, na nieprzebytych, na bajecznych morzach. Szedłbym za nimi, za tymi dźwiękami — za pocałunków twoich rajską pieśnią — przez wszystkie żleby, przez wszystkie przepaście, przez wszystkie turnie, przez wszystkie urwiska, przez wszystkie ciemne, kamieniste groty, przez wszystkie długie, rozległe przestrzenie... KALINA. Pocałuj-że mnie, raz jeszcze pocałuj! — Dopókiś przy mnie, póki kwiat paproci w tym moim ręku będzie cię dotykał, dopóty — — — JEDNA Z PANIEN LEŚNYCH, które przez cały czas powyższej sceny — w ubraniu już pierwotnem, to z cieką- BAŚŃ NOCY ŚWIĘTOJAŃSKIEJ 267 wością i zdumieniem zaglądały z poza turni, tub razem z błędnymi ognikami dyskretnie przebiegały scenę. Nasza królowa! — — — KALINA znikając pomiędzy turniami — głośnym śmiechem. Hi hi hi! JEDNA Z PANIEN LEŚNYCH. A to ci dudek! Znikcij(f. WOJTEK wydobywając się z pomiędzy skał- Do pioruna! Poco ja tutaj wlazłem!... Ot, zachciało mi się świętojańskiego robaczka — — — rozglądając się naokoło Wojtaszku, głupi Wojtaszku! Szukałeś paproci, co to ma niby kwitnąć dzisiaj w nocy... Łeb sobie-m rozbił, czy też co? Przytomność, widać, straciłem: coś mi się zdawało, żem mirał na sobie jakiś płaszcz królewski, a zaś na głowie — — — maca się po głowie i wyciąga j^azoa/^i słomy ot, słomsko i listki trzciny. Zjawia się PANI ZE DWORU. Mój luby! WOJTEK. Tfu! jaśnie wielmożna pani tu poco? 268 JAN KASPROWJCZ PANI ZE DWORU. Uciekłeś z mych objęć!... WOJTEK. Mam już dość tego!... Od dzisiejszej nocy już ja mam rozum trochę lepszy. PANI ZE DWORU. Zdradzasz? Z kim to mówiłeś tam w górze? Na skale? Cóż to tam była za dziewka?... WOJTEK. Na skale? Dziewka?... T>o siebie. Poczekaj tylko, jaśnie pani. To była... była... moja narzeczona... Julka, Józwowa córka, proszę pięknie, tak!... gospodarska... PANI ZE DWORU. Przenosisz dziewkę nademnie? Niewierny! KALINA zjawiwszy się z k^k" pannami leśnemi. Nasza królowa, nasza piękna pani czy potrzebuje dzisiaj naszej służby? PAN] ZE DWORU. Idźcie na chmurki, uzbierajcie złota księżycowego! Idźcie na łąki, uzbierajcie woni rozchodnikowej! Idźcie ku potokom i garść tych słodkich przynieśćcie mi szmerów!... Albo — trucizny wyciśnijcie z łodyg, które się pienią na bagnach, albo też młyński przytoczcie mi kamień! i BAŚŃ NOCY ŚWIĘTOJAŃSKIEJ 69^ KALINA z odcieniem ironii. Trucizny?! Albo też młyński kamień?!... Pani nasza... PANI ZE D\C^ORU. Idźcie! Znik(Jjq. Do Wojtka. Zdradliwy! WOJTEK. Proszę, jaśnie pani, dać mi już spokój... Kompromitacya przez to jest wielka... Przecie jaśnie pani nie jest panienką, a ino ma męża, pana dziedzica. PANI ZE DWORU. Mąż ? ten wodnik stary, ten siwobrody, niedołężny brzuchacz, co mnie w pałacu zamknął kryształowym, co mi na skronie dał dyadem z pereł, kosztowne sznury korali na szyję, i bursztynowe przygotował łoże, i tak kupiwszy mą dziewiczą młodość, sądził w swej starczej, bezdennej głupocie, że mi już skarby te zastąpią — męża?... Niech mu ropucha albo piastogłówka będzie tam żoną... WOJTEK. Zawszeć przykazanie — — — PANI ZE DWORU. Ja sobie jestem przykazaniem... Drogi!... WOJTEK. Niechże się też oni. 270 JAN KASPROWICZ proszę, odczepią!... Nie chcę, by mnie dziedzic przetrzepał kijem... abo żeby Julka miała mnie przezto opuścić. — PANI ZE DWORU. Nikczemny! Idę! Lecz słuchaj: zemsta moja sięga dalej, niż myślisz... WOJTEK za odchodzącą. Zemsty się nie boję... Na pożegnanie zaś wam tyle życzę: Zróbcie znak krzyża świętego i Boga weźcie na pomoc i więcej nie grzeszcie. Złe was kusiło jak i mnie, więc trzeba złe to odpędzić... Te błędne ogniki tak-ci migają, aż mi się tu w oczach co nieco śćmiło!... Ej, błędny ogniku! ja się tam ciebie nie boję!... Dyć drzewiej to starodawni gadali, że niby taki płomyczek to jest duch, lecz teraz wszyscy zmądrzeli i we dworze uczą, że to jest niby płomyk ze zgnilizny — choć inni znowu to mówią, że w ziemi tak się ukryty pali skarb i płomyk tak się unosi ponad nim... Do błędnego ognika. ^ j^^^^. Lepiej mi pokaż, gdzie są te zaklęte złote pieniądze, albo jeszcze lepiej daj mi lekarstwo na miłość... Boć prawda, że mnie ta Julka mocno wlazła w serce, ino że ona pogardzi koniuchą, a ojciec, wielki gospodarz, owczarski, widać, ma rozum: woli dyć swojaka, co ma też morgi, niż taką chudzinę. ł BAŚŃ NOCY ŚWIĘTOJAŃSKIEJ 27 1 który wypasać musi cudze szkapska i nawet nie ma za co kupić butów. Dyabliż mi, psiakrew, nadali to wszystko! Duszę bym oddał czartu, żebym znalazł jakie lekarstwo na taką chorobę, co źre człowieka, jak ogień... Wcierniosty!... T^agle zjawia się Mefisto i Doktór. Wojtek przerażony nagłem zjawiskiem. Któż to? MEFISTO. Człowieku, zbłądziliśmy w górach — — — DOKTOR. ^!C'yprowadźcie nas z tego jaru. "W^OJTEK ochłonąwszy. Poco takim wej! panom włóczyć się po mrące i po tych głupich skaliskach?... Nie lepiej siedzieć to w mieście, w spokojnej komnacie, na wyścielanych krzesłach, z fajką w gębie, przy dobrem winku, a nie łamać nogi i drzeć te piękne wej! buty po haściach i po kamieniach? DOKTOR. Widzicie, mój bracie, noc, noc przepastna jest istotą bytu, i kamieniami najeżone drogi, któremi człowiek przechodzi przez życie. WOJTEK. Tsia, mądre słowo! Ale ja wam powiem: dla was za wiele, wiecie, jest dobrego, tak jak znów dla nas za wiele jest złego. 272 JAN KASPROWICZ DOKTOR. Filozof z waści!... Za to ja wam powiem, że filozofia prowadzi do piekła, a człek przemądry głupszy jest od głupca. WOJTEK. To nie nowina: każdy prosty owczarz będzie wam umiał, panie, wytłómaczyć, że są na świecie bardzo mądrzy ludzie, co wszystkie księgi połknęli odrazu, a nie umieją odróżnić pszenicy, kiedy kiełkuje, od żyta... A znowuć stara jest prawda, którą już spisano za dawnych czasów w świętej ewangelii, że w niebie mało jest ludzi uczonych, ino prostacy, a przecie największą zawszeć mądrością dostać się do nieba. DOKTOR do Mefista. Z takim to trudna sprawa. MEFISTO. czy tam jest dobrze? No, a w niebie WOJTEK. Niechby tylko krztynę lepiej, niż tutaj na ziemi, to zawszeć warto pozostać, widzicie, prostakiem, by mu otwarto te niebieskie bramy. Do "Doktora. Z was to zapewne wielki jest adwokat albo też inny spekulant? MEFISTO. Mój pan jest lekarzem. BAŚŃ NOCY ŚWIĘTOJAŃSKIE] 273 WOJTEK do Mefista. , To wyście u nich na służbie? MEFISTO. Na służbie. WOJTEK. Może do koni? Ej nie! "Wyglądacie coś na lokaja... Macie galoniki i piękny kubrak... Ano, łatwa służba i dyć popłatna... MEFISTO. Nie bardzo, nie bardzo — do Doktora za przeproszeniem jaśnie wielmożnego pana doktora: — Tak się ciągle włóczyć po stromych turniach i po czarnych żlebach, we mgłach i chmurach, i tak wiecznie szukać czego się, wiecie, nie zgubiło... WOJTEK przyglądając mu się z lekceważeniem. Prawda, na przewodnika wyście nie stworzony... 1 ten pan doktór, gdy tak lubi chodzić po tych zawratach, mógłby sobie znaleźć kogo innego... Wy tam nie zginiecie — jużby się dla was służba wykręciła. DOKTOR do Mefista. Posłuchaj rady mądrego człowieka i daj mi spokój — WOJTEK /. w. do Mefista. Pewnie, że mądrzejszy chłop od lokaja, przynajmniej nie kradnie. Umiecie chodzić koło koni ? '•■-PPOWICZ. OZIEt* II. I 8 274 JAN KASPROWICZ MEFISTO. Umiem. WOJTEK. Umiecie siodłać klacze i za cugle zacnie prowadzić, by się nie strachnęły? MEFISTO. Nie wielka sztuka. WOJTEK z hkk(i obrazą. Ano, jak dla kogo... Ale kiej taki majster z jegomości pana lokaja i chodzić niegodny, to niech się poda, wiecie, na forysia tam wej! do pani dziedziczki... do dworu! Drogi są dobre, nawet bardzo dobre, jeździć się będzie gładko, jak po maśle. MEFISTO znacząco. Widać, że drogi dobrześ wypróbował. WOJTEK. Co wam do tego?... Nie wścibiajcie nosa, gdzie was nie proszą, abo, jak to mówią: patrz każdy swego, a nie zaś kożucha, wiecie, cudzego. MEFISTO. Proszą, czy nie proszą, lecz co do prawa — może i mam prawo i to ci zaraz pokażę. WOJTEK. fc, moscj panie lokaju! Człek się despektuje, gdy, wskazując na doktora, mając pana przed sobą, z jego pachołkiem... [rozprawia BAŚŃ NOCY ŚWIĘTOJAŃSKIEJ 275 Bo Doktora. Przepraszam, pan niby, mówią, lekarzem?... A co też leczycie? DOKTOR. Duszę. WOJTEK podejrzliwie i drwiąco. E? duszę?... A powiedzcie mi też, co tak, hań! patrzcie, lezie po tern niebie? DOKTOR. Jakiś obłoczek... WOJTEK. Ejże?! Mnie się zdaje, że to jest szkapa, która wczoraj padła, wiecie, Kubowa... A powiedzcie mi też, co to tam świeci nad nami ? DOKTOR. Tam? księżyc. WOJTEK. Prawda... A wyście byli na księżycu? DOKTOR. Raz się wybrałem w tę podróż nieszczęsną i zawisnąłem w powietrzu, pomiędzy niebem a piekłem. WOJTEK. El? To mnie się lepiej, wiecie, powiodło — bo ja, wiecie, byłem na samym wirchu księżyca. DOKTOR nie spostrzegłszy się. Co? kiedy? 18* 2^6 JAN KASPROWICZ WOJTEK. Ano, raz we śnie, alem wszystko widział jakby na jawie. DOKTOR. A cóżeś tam widział? WOJTEK. Widziałem dobrze — wasz rozum... DOKTOR. Kpisz ze mnie? WOJTEK. Tak jak wy ze mnie... Bo kiejbyście rzekli, że uzdolicie wykurować nogę abo i rękę, juścićbym uwierzył — jako że u nas bywają owczarze, którzy to samo godnie wam uczynią bez żadnej wielkiej nauki... A, mówię, uwierzyłbym też, kiejbyście przedemną tak się pochwalił, że i ból na wnętrzu leczyć potrafisz, boć i u nas rosną przeróżne zioła, a przedsię goryczka, która uśmierza wszelakie cierpienia. Ba, ja wam powiem, mój panie doktorze: gdybyście rzekli, iż wam dosyć łacno przedłużyć życie jakiemu choremu, który miał umrzeć dziś, a zaś przez waszą, widzicie, sztukę — jako że są różne sztuki na świecie, dane nam przez Boga — umrze za miesiąc abo i za roczek, tobym uwierzył, inobym się zdziwił: na co to wszystko? Bo kiej on jest biedak, to się na ziemi dosyć nabiedował i śmierć dla niego będzie wybawieniem. A kiej jest bogacz, to się dosyć długo i BAŚŃ NOCY ŚWIĘTOJAŃSKIEJ 277 nabiesiadował i dosyć nagrzeszył, że śmierć go tylko może uratować od jakiej większej choroby, na którą niema lekarstwa. A zresztą, co znaczy miesiąc i roczek, abo nawet więcej wobec wieczności, co nas wszystkich czeka? Mądry z was doktór, ino, że od śmierci nie uchronicie nikogo. Bo takie jest przeznaczenie: kiej człowiek ma umrzeć, to juścić umrze, a kiej, wiecie, umrze, to szkoda nie jest zbyt wielka: na świecie są niby ludzi całe miliony, tak, że jak padnie jeden, abo drugi, to niby mały robaczek, którego teraz niechcący niby przydeptałem. A co do duszy, to już mnie się widzi, że to są żarty... Dusza nie umiera, jako ją Pan Bóg stworzył nieśmiertelną i choćby nawet chciał, to już nie zmieni tej swojej woli, boby musiał zmienić samego siebie i przestać być Bogiem. A jak kto, wiecie, gazduje, to sam się tego gazdostwa nie zbędzie. DOKTOR. Prostacza to filozofia, ale daje spokój, a ze spokojem szczęście... Świat przebiegłem, do wszystkich jego zajrzałem tajników, mądrościm szukał w zapylonych księgach, badałem głębie świętej teologii i praw pisanych cały znam alfabet. Ziółkam rozszczepiał i drobne ich włókna pod mikroskopy kładłem, aż mi oczy krwią zachodziły od ślęczeń nad niemi; znam medycynę i chemię, na biegu gwiazd się poznałem, a wszędzie, na wszystkich 278 JAN KASPROWICZ drogach i ścieżkach mojego żywota lęk mnie poganiał i przestrach i rozpaczliwy ból mi szarpał duszę, tak, że na ustach miałem wciąż bluźniercze: być albo nie być... WOJTEK. Wiecie, to jest kara za wasz największy grzech, iżeście chcieli kurować dusze. Znacie, tak rzekliście, wszelakie księgi i wszelką uczoność, a jedna księga jest wam niewiadoma, o której mówią, że gdzieś ją chowają w ukrytych miejscach pod siedmiu kluczami i siedmioraką pieczęcią. W tej księdze jest wypisano, że kiej dusza cierpi, to się tak czyści, jak w ogniu, a przecie to najgłówniejsza, aby dusza była czystą... 1, wiecie, ja w to mocno wierzę, boć to jest prawda, że Pan Jezus Chrystus świat nasz wybawił przez cierpienie... Mefisto wzdryga się. Wojtek do Mefista. r^ , ■ ■' ^ J Czemuś, T panie lokaju, tak się wzdrygnął? Mefisto czyni odpowiedni ruch. DOKTOR w zadumie. Może, może i prawda!... Prawda! Lecz dlaczego dziś mi dopiero ta prawda się zjawia w swej prostej szacie, kiedym wszystkie przeszedł męki i bole, kiedym już na siebie do Mefista ten twój straszliwy podpisał dokument?... BAŚŃ NOCY ŚWIĘTOJAŃSKIEJ 279 WOJTEK. Alinie się tam zdaje, żem od was mądrzejszy: jabym żadnego, wiecie, dokumentu nie podpisywał... Czy chcecie wyjść z lasu? Ja wyprowadzę... Tu pełno ogników błędnych, więc drogę łatwo można zmylić... DOKTOR do Mefista: Zerwij ten kontrakt! Zostaw mnie w tej ciszy, w tym świętym lesie, u stóp tego szczytu, wsj^azujcfc na szczyt co w tym miesięcznym promienieje blasku i sieje spokój na duszę i serce!... Zostaw mnie przy tym prostaku!... MEFISTO. Za późno! Kto raz zaprzysiągł, że pójdzie już za mną, dla tego niema powrotu... A chcecie, panie magistrze, mieć tego prostaka do towarzystwa, zaraz on się znajdzie pomiędzy nami — podpisze cyrograf, mimo przechwałek. A zresztą on — moim, albo, by lepiej powiedzieć, on — naszym. Do Wojtka. Posłuchaj, bratku: chcesz pójść do nas w służbę? Właśnie mówiłem z mym panem... Mądrzyście, o bardzo mądrzy, więc się nam przydacie. WOJTEK. Mądry nie mądry... Ino, wiecie, dzisiaj noc świętojańska i paproć gdzieś kwitnie, gdzieś tutaj blizko, przeto człek troszeczkę niby i zmądrzał... A macie też konie? 28o JAN KASPROWICZ MEFISTO. Mamy, a takie, że ogniem parskają. WOJTEK. Ja ta im, wiecie, poradzę. Więc dobrze — W te tropy będzie gotowa ugoda... wyciąga z zanadrza zwój pergaminu i pisze na pergaminie — a ty ją podpiszesz, ty, — razem z nami... WOJTEK. Wiecie, nie podpiszę! MEFISTO. Czemu ? WOJTEK. Ja zawsze godzę się na słowo... Czytać nie umiem, więc byście tu mogli, nie wiem, co spisać — tak po adwokacku, po spekulancku, i kupić mnie z duszą... Zresztą mnie żadna służba nie potrzebna... Pono jest wojna... myślę iść na wojnę. MEFISTO. Coś ciebie gryzie... jakiś ból masz — w duszy, choć takiś mądry... WOJTEK. Może tam i gryzie, ale to, wiecie, Bogu na ofiarę... MEFISTO znacząco. Pewnie się kochasz? BAŚŃ NOCY ŚWIĘTOJAŃSKIEJ 28 1 WOJTEK. Może się i kocham... MEFISTO ;. w. A pewnie dziewka cię nie chce — i ojciec pewnie też twardy, widzi, żeś ubogi... WOJTEK. Może i nie chce... Umierać nie będę, a mankolię, co mnie krztynę dusi, wiecie, utopię na wojnie... Słyszałem, że jest potrzeba ludzi; nieprzyjaciel, słyszę, rabuje het! po naszym kraju — ponoć j król jest w wielkich opresyach... Poszli już inni, więc i ja też pójdę — bo niby czemu nie mam iść?... Toć przecie jestem w tych latach, że pałasz udźwignę... 1 — dosyć mocny-m, chociaż tak wyglądam... MEFISTO. Zginiesz. WOJTEK. Niech zginę... Alboż to ja jeden człowiek na świecie? MEFISTO. Lepiej przystań do nas, opływać będziesz we wszystko... Pieniędzy zarobisz kupę i dziewkę dostaniesz... Podpisz dokument. Szybko podaje mu zwój. WOJTEK. Choćby i sto dyabłów przyszło i chciało brać mnie na podpisy, to, wiecie, swego nie dokażą! 282 JAN KASPROWICZ MEFISTO. Czemu ? WOJTEK. Ano, bo pisać nie umieni. A, wiecie, jakbym położył według obyczaju święty znak krzyża na tym cyrografie, wszyscyby dyabli uciekli w te tropy! DOKTOR, k^óry z wielkiem zaciekawieniem i niepokojem śledził dyalog Mefista z Wojtkiem. Widzisz, Mefisto, mądrzejszy odemnie, a i od — ciebie... MEFISTO do Doktora. Sprawa nieskończona. T>o Wojtka. Z dyabłami trudniej, zwłaszcza, jeśli człowiek ma grzech śmiertelny na duszy... Ty, bratku, masz grzech śmiertelny... z dziedziczką, myśmy widzieli to dzisiaj... przy stawie, przy tem jeziorze. WOJTEK. Chrystus Pan odkupił krwią wszystkie grzechy, więc i ja też myślę krwi swej utoczyć i zmazać na wojnie ten grzech śmiertelny... Za wiarę, tak mówią, i za ojczyznę, tak mówią! To będzie moja pokuta... MEFISTO. Zanim ją wypełnisz, jesteś w mych rękach na wieki! Chce go porywać. BAŚŃ NOCY ŚWIĘTOJAŃSKIEJ 283 WOJTEK szybko żegnając Mefista. A, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego! Idź precz. Szatanie! Bóg jest moją tarczą!... Mefisto z Doktorem zapadają się, to tej samej chwili zjawia się Wojewoda, wlokący dziedziczkę za rękę, syn jego i k^k^ ze służby. WOJEWODA do dziedziczki, wskazując na Wojtka. Więc to twój pazik, nędznico! Niech służba widzi tu cała, jakich ma kochanków jaśnie wielmożna pani... SYN dobywając szpady ruchem markiza z komedyi francuskiej. Ja tą szpadą pomszczę twą hańbę, ojcze... WOJEWODA. Schowaj szpadę! To cham! parobek! Do służby. Brać go! wprzód wy- potem przywiązać do konia... [chłostać, Służba zabiera się do Wojtka. WOJTEK. Ja czartu-m wyrwał się z ręki, a cóż wojewoda! Wyrywa smreczek- Święta paproci, co kwitniesz tej nocy, Dodaj mi siły! a! dodaj mi siły, jak przed potęgą magiczną służba się cofa przerażona a ja krwią swoją okupię mój grzech!... Znika. WOJEWODA również cofając się. Gonić! pachołki! nędzni, podli tchórze! 284 JAN KASPROWICZ Do "Pani ze dworu. A ty, aspani, nie przestąpisz progu mojego domu... Gincf za sceną. JEDEN Z BŁĘDNYCH OGNlKÓ\C^- A tośmy ludzi nawodziły! KALINA, k^óra wraz z innemi nieco trwożliwie zjawia się na polanie. Ja, wiecie, lubię tumanić. MUSZKA przy cichym akompaniamencie orkiestry. Ja bo sobie dziewczę jestem jak ten cichy wiew, gonić wolę za poszumem rozmarzonych drzew. Niechcę ludziom patrzeć w oczy, męczy mnie ich świat, rada jestem księżycowi, tak jak on mi rad. Pszczółka, motyl, szmer źródełka i ta leśna woń to ma rozkosz, to me życie, za tern, serce, goń! Przewija się w tańcu. Dalej w tany, drużki moje, dalej za mną w ślad: rade bądźmy księżycowi, tak jak on nam rad! PANNY LEŚNE wiążąc się w koi o chórem. Rade bądźmy księżycowi, tak jak on nam rad! BAŚŃ NOCY ŚWIĘTOJAŃSKIE] 285 Czem są dla nas ludzkie oczy i czem ludzki świat... JCTKA. Porzuć smutek, siostro Lilio, i chodź z nami w tan, kwiat paproci tu się złoci, świeżą rosą zlan. LILLA. Rzucam smutek i tęsknicę, idę z wami w tan, kwiat paproci gdzieś się złoci — - - KALINA. Cicłio... JCoło się nagle rozrywa. Widzicie siostrę Różę? Zbliża się ku nam w purpurze, ciemnej, jak ogień piekielny. MUSZKA. Zakłóci czas nam weselny, czas nam radości zakłóci... JĘTKA. Może gdzieindziej zwróci ten swój poważny krok... Nie dla niej nasza polana, nie dla niej nasze zabawy. LILLA. Nieprzejednana. JEDEN Z BŁCDNYCH OGNIKÓW. Patrzcie, jak gną się trawy pod jej stopami! 286 JAN KASPROWICZ Patrzcie, jak listki zadrżały na tej leszczynie! Jak ten jelonek mały skrył się pod krzew jałowcowy! MUSZKA. Źle będzie z nami ! PSZCZÓŁKA. Ja się niczego nie boję. JCTKA. Nie trwożne i serce moje. KALINA do widzialnej Już J{óży, schodzącej, od strony szczytu, po turniach. Co ci też przyszło do głowy? Czy może zwabił tu ciebie ten jasny księżyc na niebie, co jasne światło swe roni na kwiaty, skąpane w woni ? RÓŻA. Przychodzę obudzić ziemię! MUSZKA. W takiej godzinie, kiedy te świerki i jodły w blady się pomrok zasnuły? Gdy nocy wilgotne brzemię przygniata zioła? Hej! do naszego tu koła cóż to za myśli cię wiodły? Jakiż to zamiar nieczuły zagnał cię tutaj na skrzydłach powiewu? BAŚŃ NOCY ŚWIĘTOJAŃSKIEJ 287 JĘTKA. Lepiej wraz z nami chodź szukać paproci; co gdzieś w ukryciu się złoci, albo się przyłącz do naszego śpiewu i tańca! KALINA. Patrz! twoja siostra, ta biała i cicha, co pije rosę z lilii kielicha, swojego smętku nie baczy ni swej tęsknicy i śród naszego ochoci się grona. RÓŻA. Ona-ć do lutni stworzona i korowodu, A mnie od młodu dawano w rękę pochodnię i miecz! Lilio!... czy widzisz tę łunę, rozlewającą się płomienną rzeką ponad strzelisty ten szczyt?... LILLA. To pewnie zorza poranna, zwiastunka dnia błękitnego?! MUSZKA. Spieszmy się szukać paproci! RÓŻA. To dom się nasz pali! Przyszedł odwieczny wróg, rozbił kamienny mur, ogień podłożył pod wielki nasz gród, na ludzie naszym krwawą spełnił rzeź, a ojca nam rzucił w loch. 288 JAN KASPROWICZ pomiędzy węże go rzucił, by mu ze zgrozy ostatni pobielał włos i aby tego królewskiego starca, który nam życie dał, straszliwy uśmiercił głód. Idź! ratuj! idź! LILLA. Czemźe ratować go mam?! Ja, com od młodu do słodkiej lutni przywykła i korowodu?... ...Dźwiękami gady ugłaszczę, że wić się będą naokół mych rąk i, zasłuchane w me pieśni, dadzą wytchnienie memu rodzicowi. A, spiesząc ku wieży, lilii nazbieram nad cudowną rzeką i oną rosą pożywną, świecącą na dnie ich kielicha, karmić go będę, ja córka, godna naszego rycerskiego ojca, chociażem tylko stworzona do lutni i korowodu. Poić go będę i karmić tą świętą, tą białą rosą tych niewinnych lilij, aby przetrzymał cios i dożył chwały zbawienia. RÓŻA. A mnie od młodu dawano w rękę pochodnię i miecz. Pochodnią ziemię obudzę i mieczem! Na wszystkich krańcach pozapalam stosy i płomieniami znaczyć będę drogę pomsty!... I BAŚŃ NOCY ŚWIĘTOJAŃSKIEJ 289 Pod Stopy mojemi walić się będą z trzaskiem dęby stare o płoniejących wierzchołkach! W posadach swoich zatrzęsną się skały i pośród huku piorunów i wycia burz rozżagwionymi sypną kamieniami na wroga ludu Wenedów! Od tysiąclecia uśpionych rycerzy zbudzę z ich ciemnych granitowych łożnic... W tę noc świętojańską zakwitaj moja paproci! Pokryj się niebo miesięczne czarną powałą chmur! Zahuczcie grzmoty! Bijcie pioruny! A wy, rycerze odwieczni, wstańcie! wstańcie! wstańcie! Chmury, grzmoty, pioruny, z groty w turni obok wychodzą Śpiący J^ycerze. JEDEN Z ŚPIĄCYCH RYCERZY. Kto nas obudził? czy nadszedł już czas? RÓŻA. Mój miecz was zbudził i moja pochodnia! Pohańbion Wenedów lud! Przez scenę przebiega T^ycerz obcego autoramentu. RYCERZ. Konia! Królestwo za konia! RÓŻA. Pędź! giń! za tobą idzie pomsta boża! z podbojuś wyrósł i z podboju giń! Uderzcie w surmy! za mną! za mną! za mną! Surmy w takt pieśni bojowej, ►*s">o';:cz. r:'Etł 11. 19 290 JAN KASPROWICZ 7{ycerze Śpicjcy idą za T{óżą, śpiewając. Pieśń wraz z od- głosem surm i grzmotów gaśnie za sceną. PSZCZÓŁKA. Dlaczego, siostry moje, ludzie te krwawe toczą boje? Czyż nad wojennej surmy głos, nad ten mosiężny zew, nie milszy stokroć poszum drzew? A ponad połysk martwej stali czyż nie wspanialszy blask tych ros, ten brylant, który w każdej kropelce się pali? KALINA. Bo ludzie nie są z mgły ani z tej pary tęczowej ani z miesięcznej tej przędzy, która osrebrzą nam głowy i słodkie daje nam sny, tylko powstali z żelaza i krwi, ze zbytku i nędzy. Marnego złota nienasycony głód i panowania chęć duszą ich miota, tak, że niezdolni naszych światów czuć. 1 powrozami zawiści, co w wnętrzu ich gości, gna ich oślepły ten szał nie po zdobycie nieśmiertelnych chwał, lecz w straszny, zabójczy trud, z którego strzela złowroga ich miast i wiosek pożoga — z którego rośnie zaraza i płacz i jęk BAŚŃ NOCY ŚWIĘTOJAŃSKIEJ 29I i przeklinanie tych doczesnych dni i próżne wołanie litości... PSZCZÓŁKA. Niech się mordują, niech palą, niech sobie z wilczych wydzierają szczęk zajuszonego mięsa kłami zdobyty kęs, tylko dlaczego nadeszła ta chwila, ten smutny czas, że nasza biała i cicha, ta nasza promienna Lilia musiała rzucić nas?... KALINA. Poszła wybawiać świat. JEDEN Z BŁCDNYCH OGNIKÓW. Rosą ocieka mi rzęsa. INNY. 1 mnie kropelka upadła z pod rzęs... PSZCZÓŁKA. Wróć do nas Lilio, wróć! Niech świat kto inny zbawia! Niech się dźwięk lutni twej szerzy po tej miesięcznej rozścieży; Niech się na blaskach niesie po tym odwiecznym lesie, po załomiskach tych turni! 1 coraz górniej i górniej płynąc nad ziemię, nad życie, niech spocznie na tym śnieżnym niebotycznym szczycie! JĘTKA. Wraca. .9* 2^2 JAN KASPROWICZ MUSZKA. To ona! KALINA. Nie! to ta szalona! ta obłąkana — — — ta — — topielica — — — Ten pusty ognik prowadzi ją ku nam!... "Biedny ognik, za nim Obłąkana. PSZCZÓŁKA. A witaj nam, witaj! Idziesz-li szukać zakwitłej paproci? MUSZKA. Z czego ta bladość lic? Z czego ten smutek w oczach? OBŁĄKANA. Czyż nie widzicie tych oto płaczek, idących w mój ślad? Orszak płaczek- Przyszłam na ojca grób, ażeby płakać i płakać i płakać... Do płaczek' Idźcie!... Wasza królewna podąży za wami! Weźcie tę urnę z mych rąk, by moim oczom przygasłym, tym źródłom wyschniętym, przestała przypominać, że płakać nie mogą! Czemużeś wielki, gromowładny Panie, do takiej zbrodni dopuścił? Wrócił w zbroicy chwały i w domu swoim znalazł cudzołóżcę! I BAŚŃ NOCY ŚWIĘTOJAŃSKIEJ 293 A cudzołożna, podsyciwszy krew żarem występnej miJości, wyprawia do Hadesu, między wieczne cienie, mego wielkiego, chwalebnego ojca. Ziemia i morze płodzą niezliczony zastęp potworów, ale nad wszystko, co pełza, co się wzajemnie pożera, najpotworniejszym jest człowiek!... A już gdy zechcą bogowie pokazać hańbę świata i nieprawości stek, urągającej naturze, niebu i ziemi, to wybierają kobietę... Ona podpala gród, na pastwę wroga oddaje tysiące, rabusia i złodzieja wprowadza w dom męża i pośród zwalisk spokoju i szczęścia kopie dla niego mogiłę... Ale za zbrodnią w trop pospiesza pomsta i nową, równie potworną płodzi zbrodnię, która się znowu mści na pokoleniach... O jakże straszną jest losów zawiłość! O przeznaczenie — o nieugięta Ajzo, o pani w niezniszczalnej wykowana miedzi! Na karkach bogów kładziesz swoje stopy i berła z rąk im wytrącasz, a matkobójcę każesz bezlitośnie ścigać piekielnym swym córom!... Gdzie jesteś, bracie — gdzieś mój Orestesie?! Czyż krwawy orszak Erynyj tak ci przytępił słuch, że już nie słyszysz huku gwiazd, lecących 1 2^4 JA"^ KASPROWICZ płomienistemi drogami w bezdenną czeluść?! Gdzie jesteś, jego wierny, nieodstępny druhu? Gdzieżeś kochanku mój?! — — Nie wróci! nie wróci!... Śpiewa. Na mogile darń zielona, nad nią brzoza biała zapłakane, smutne listki rozwiała, rozwiała... Ach!... Przyszedł do mnie o północy, przyszedł o poranku: bierz me serce, bierz mą duszę, kochanku! kochanku! A on mi na to: ))ldź-że do klasztoru! Albowiem piękność twoja jest jako trup ten, porzucony w słońcu, którego toczy robactwo. Na co ci mnożyć grzeszników — i tak zadużo występnych na świecie !« Ach!... A kto ci mówił, że jestem występną? A kto ci mówił, że to, co się ze mnie narodzi w bólu godzinie, będzie kłamliwe, zdradne i nikczemne?... Czemuś mnie łudził? Czemuś złotemi słówkami nad brzeg przepaści prowadził mą duszę? W zapamiętaniu czemuś rozdzierał mi suknię? Czemuś całował białe, grzeszne łono? Precz! precz! precz! opiewa. Poszedł luby, poszedł sobie hań na krańce świata — — — BAŚŃ NOCY ŚWIĘTOJAŃSKIEJ 295 A ja do wody na wieki! na wieki — — Ach! Z.aduma. STARZEC za sceną. Bijcie, pioruny! pal się, błyskawico! Wchodzi wdowa, prowadząca ślepego Starca. STARZEC. Bijcie, pioruny! pal się, błyskawico! WDOWA. Jesteś, ma córko? Szukam cię po nocy, aż moje siły zdarły się na strzępy, tak, jak ta suknia, w którą mnie ubrano! Pod moją krzywdą ziemia się ugina, a przed cierpieniem mojem gwiazdy bledną i księżyc traci swe złociste światło — — — STARZEC. Bijcie, pioruny! pal się, błyskawico! OBŁĄKANA głęboko wzdycha. Acli! WDOWA. Podłym służalcom wymierz sprawiedliwość! Oto wygnano mnie z naszego zamku — nawet mi kromki chleba poskąpili, a włos mój siwy, ten włos twojej matki — — OBŁĄKANA nagle z głębokiej budząc się zadumy. Alilcz, ty żebraczko! Kolebka moja stała wyzłocona śród wspaniałego, królewskiego zbytku, 2^6 JAN KASPROWICZ a nie w twej brudne) i ciemnej chałupie!, wyszczuć ją psami! — — — STARZEC. Bijcie, pioruny! pal się, błyskawico! A wy, niebiosa, pocłiłońcie swą klątwą wynaturzenie natury człowieczej! WDOWA. Córko! OBŁĄKANA. Wyszczuć ją psami! psami! psami! STARZEC do Wdowy. Dobra kobieto, nie hańb się żałością! — OBŁĄKANA. Wygnać i tego doradcę — tego ślepego wygnać podszczuwacza, niech darmo chleba nie zjada! Dość się nanosił królewskiej purpury, ręka mu zwisła od dzierżenia berła i zwiędłe palce tak mu się skurczyły, że nie obejmą już złotego jabłka, by już nie mówić o mieczu, którym potrzeba strzedz granicy państwa. WDOWA. Córko! Niech twoje serce nie będzie z kamienia niechże nie będzie ulane z podłości — - Piorunem karze Bóg wyrodne dzieci! STARZEC do Wdowy. Dobra kobieto, coś mi podała rękę w mojej nędzy. BAŚŃ NOCY ŚWIĘTOJAŃSKIEJ 297 kiedym napróżno macał tym kosturem, by znaleźć ścieżkę z tego dzikiego pustkowia, z zamętu tej rozszalałej, tej okropnej burzy: Nie widzę kształtów tej dziewki, bo gromy i błyskawice wyżarły mi oczy, a niechcę ręką czystą, nieskalaną dotykać lic jej, ni skroni, ni włosów, bo z tych przepięknych, przyrodzonych darów wyczułbym chwilę, kiedy mi się stało to moje wielkie, nadludzkie nieszczęście! Ale nasz Stwórca, snąć by mnie pokarać, żem w grzesznym szale spłodził taką sukę, dotąd mi jeszcze nie zalepił uszu: Po jej krających, piekielnych wyrazach słyszę, że jest to jedna z mych wyrodnych, nielitościwych córek, które na hańbę wszemu człowieczeństwu precz wypędziły królewskiego ojca — — — WDOWA. Mylisz się, starcze! Z mojego to łona ten kwiat trujący wyrósł i zakwitnął... Matką jej była obmywaczka zmarłych, a ojciec grabarz! Na cmentarzysku stała jej kolebka... A jeśli miałeś kiedy takie dziecko, to wszystkie dzieci wyrodne jednakie... OBŁĄKANA. Wyszczuć ją psami! Król był mi ojcem! Oto sam się przyznał! Długom czekała na taką metrykę! A jeślim nawet popełniła zbrodnię, to nie żałuję, bo dzisiaj z tej zbrodni łysnęło dla mnie to wielkie wyznanie! 298 JAN KASPROWICZ STARZEC. Czemu, naturo, tak idziesz na opak? Czemu robactwo płodzisz w ogniu słońca? Czemu w gliniane garnki wlewasz pycłię, tak, że pękają od tej wrzącej cieczy? Oto jest potwór, co dla wyrodnej ambicyi czelnie się cłiełpi zbrodnią, popełnioną na swym królewskim ojcu. — WDOWA. Starcze! starcze! 1 ciebie, widać, groźny chwycił obłęd! Jakimś ty królem? Znałam cię! W sąsiedniej-ś gazdował wiosce, a jeśliś ciężarem stał się dla dzieci, jeśli cię twe dzieci wygnały z domu w to bezludne pole, przeklinaj własny ród!... To moja córka! Patrz, ta niezmyta plama krwi na czole! Zamordowała moją młodszą córkę, mój kwiat paproci! Do Obłąkanej. A gdzież twa siostra?... Słuchaj, zabójczyni! Gdzie twoja siostra? OBŁĄKANA. Ach! Gdzie moja siostra? W tym zielonym gaju, przy cichym ruczaju, pod malinowym krzakiem... Nie! nie! nie mam siostry! Nigdym ja siostry nie miała! Krew na mem czole?... Nie! na mych rękach krew! Ach! której obmyć nie mogę!... BAŚŃ NOCY ŚWIĘTOJAŃSKIEJ 299 Gdzież jest to źródło czarowne, by ręce obmyć z tej krwi królewskiej?... Zabiiam króla!... STARZEC. Bijcie, pioruny! pal się, błyskawico! TOPIELICA. Przybył k'nam z orszakiem, spoczął w komnacie, spokojny, siwy, jak gołąb, i ja go zabiłam — — — temi rękami — — i las się poruszył — — — Zabiłam króla!... WDO\C^A. Skały, słuchajcie! Wysłuchaj, ty lesie, skargi nieszczęsnej matki! Oto zbrodniarka, co zabiła siostrę, a moją córkę — — ! STARZEC. A ja oskarżam — słuchaj, ty pobladły, smutny księżycu! Słuchajcie, wy gwiazdy przygasające! Ja ją oskarżam o królobójstwo! Gdzież jest ten sędzia, co godnie ukarze taką ohydę?!... OBŁĄKANA. Ach!... • 300 JAN KASPROWICZ WDOWA. Gdzież jest ten sędzia? Dzień. Odgłos surm. \ról z orszakiem. J{óża w wieńcu róż. "Lilia z liliami na głowie. 12 harfiarzy. Doktor. Mefisto. Wojewoda. Jego syn. Pani ze dworu. 7{ycerze. Wojtek na czele oddziału chłopów etc. WDOWA do króla. Panie i królu! KRÓL. Już mnie dobiegło echo waszej skargi, na ścianach turnic odbite, niesione na tej jutrzenki złotolśnistych pyłkach. W moim orszaku stańcie, do Starca ty, mój bracie, do Wdowy i ty, ma siostro, do Obłąkanej i ty, córek moich wierna spólniczko, droga towarzyszko. Wszystko to było snem!... do Wojewody 1 twoja krzywda złudą-li była, mości wojewodo! do Doktora 1 ty, mój mistrzu, nadworny lekarzu, do Mefista i ty, trefnisiu, coś sobie przyprawił, różki Mefista z niewinnej pustoty — wszystko to było snem i snem i złudą. Moje wietrznice — hej-że, do orszaku! BAŚŃ NOCY ŚWIĘTOJAŃSKIEJ 30; noc wasza przeszła! — me błędne ogniki taką igraszkę uczyniły sobie w tej pełnej czarów świętojańskiej nocy, w której zakwita rajski kwiat paproci. Dla nas on zakwitł, bo jeśli na świecie pleni się zbrodnia, to dziś ją wygania ma biała Lilia i płomienna Róża i ci rycerze, uśpieni przez wieki w zaczarowanej tej skale, w tej ziemi smutku i trudu, radości i chwały, j ten mój prosty, siermiężny bohater, ■wskazuje na Wojtka który wylaniem swojej krwi serdecznej wywalczył sobie rycerskie ostrogi. Niech się nam święci cudny kwiat paproci, niech się nam święci biały, jasny dzień! Oto już w zorzy śnieżny szczyt się złoci, który tak długo obleczon był w cień. Harfiarze moi! starce siwowłosi, z Lilią i Różą, kochankami pieśni, uderzcie w struny na chwałę zwycięstwa! A wy, śpiewacy, wtórujcie im w cześć kwiatu paproci i nowego dnia — w cześć onej wielkiej i wspaniałej pieśni, co sobie nowy wystawia przybytek, by dać w nim siłę ludzkim namiętnościom, a skrzydła złote tym ludzkim marzeniom — by nam pokazać prawdę tych postaci, których zaledwie nikłe, blade cienie zobaczyliśmy przed chwilą... CHÓR. Niech się nam święci cudny kwiat paproci. Niech się nam święci wonny, jasny dzień! Oto już w zorzy śnieżny szczyt się złoci, który tak długo obleczon był w cień. 302 JAN KASPROWICZ Niech się nam święci w nieprzerwane lata tej naszej pieśni wszechpotężna moc. Ona blask sieje po rozłogach świata i ze serc ludzkich ciemną płoszy noc. Z miesięcznych mgławic lotne widma tworzy, z piany potoku i z poszumu drzew. Przez nią przemawia odwieczny duch boży, jak świst wichury lub jak jezior śpiew. Ona to z duszy wywabia prostaczej miłosnych szeptów słodki, wonny czar; głos daje zbrodni, cnocie i rozpaczy, jest matką czynów i wspaniałych mar. Rycerzy budzi, uśpionych przez wieki, śród krwawej łuny prowadzi ich w bój i dzień zwycięstwa przybliża daleki i w tryumf zmienia tysiącletni znój. O boża pieśni! o cudna paproci! Ty w naszych sercach na wieki się pień! W niezgasłych blaskach niech się dzień twój złoci, nieustającej chwały jasny dzień. SPIS RZECZY. OBRAZY DRAMATYCZNE. 1. Świat się kończy 3 II. Bunt Napierskiego 99 ))1. Baśń nocy świętojańskiej. (Prolog na otwarcie Teatru Miej- skiego we Lwowie) 247 / I 4 PG 7158 K3 1912 ta Kasprowicz, ^an Dziol^ poetyckie t. 2 PLEASE DO NOT REMOYE CARDS OR SLIPS FROM THIS POCKET UNIYERSITY OF TORONTO LIBRARY i i^f' i ^21 ■/j-t\ -* V ^J^ A A^K